Wstawiając naczynia do zmywarki opowiedziała mu o tym, że Bobbie chce się przeprowadzić i o tej historii z El Paso.
– Ależ to przesada! – powiedział.
– Dla mnie też, ale wszystkie kobiety w okolicy zaczynają przechodzić jakąś ponurą metamorfozę. Jeśli Bobbie się wyprowadzi, a Charmaine nie wróci do poprzedniego stanu, który był przynajmniej…
– Czy chcesz się stąd wyprowadzić? – spytał. Spojrzała niepewnie na niego. Jego niebieskie oczy nie zdradzały żadnych uczuć.
– Nie – powiedziała – jeśli zadomowimy się tu już na stałe. Ib dobry dom… Choć, prawdę mówiąc, czułabym się lepiej w Eastbridge czy Norwood. Szkoda, że nie zajrzeliśmy tam najpierw.
– A wiec dostałem wymijającą odpowiedź – powiedział do niej z uśmiechem. – “tak, tylko że nie".
– Mam tylko jakieś sześćdziesiąt procent pewności – powiedziała.
Wyprostował się przy stole, o który się opierał.
– Dobrze, jeżeli będziesz miała sto procent pewności, przeprowadzimy się.
– Naprawdę?
– Jasne, jeżeli miałabyś tu być nieszczęśliwa. Tylko wolałbym tego nie robić podczas roku szkolnego…
– Oczywiście, że nie.
– Ale moglibyśmy w wakacje. Niczym nie ryzykujemy poza stratą czasu i kosztami związanymi z samą przeprowadzką.
– To samo mówi Bobbie.
– lak więc jest to tylko kwestia twojej decyzji. – Spojrzał na zegarek i wyszedł z kuchni.
– Walter – zawołała wycierając ręce.
– lak?
Podeszła tam, skąd mogła go dobrze widzieć stojącego w korytarzu.
– Dzięki – powiedziała uśmiechając się. – Czuję się już lepiej.
– To przecież ty, a nie ja, całe dnie spędzasz w domu – powiedział z uśmiechem i poszedł do gabinetu. Popatrzyła za nim, a potem odwróciła się i rzuciła okiem na salon. Pete i Kim siedzieli na podłodze i oglądali telewizję – prezydenci Kennedy i Johnson razem, dziwne; nie, to były tylko ich kukły. Chwilę pooglądała program, a potem wróciła do kuchni, żeby włożyć resztę naczyń do zmywarki.
Również Dave był skłonny do przeprowadzki pod koniec roku szkolnego.
– Tak łatwo dał się przekonać, że omal nie przewróciłam się ze szczęścia – powiedziała następnego dnia przez telefon Bobbie. – Mam nadzieję, że jakoś przetrwamy do czerwca.
– Pij wodę z butelek – zasugerowała Joanna.
– A ty myślałeś, że co ja robię? Właśnie wysłałam Dave’a, żeby kupił na zapas. Joanna zaśmiała się.
– Śmiej się, śmiej. Wolę wydać parę centów dziennie więcej, niż żebym później miała żałować. A poza tym piszę do Departamentu Zdrowia. Problem w tym, żeby list nie wyglądał tak, jakby go napisała jakaś zdziecinniała staruszka. Pomożesz mi zredagować i podpiszesz się także?
– Jasne, wpadnij do mnie za jakiś czas. Walter właśnie przygotowuje jakiś kontrakt, więc może udzielić nam kilku wskazówek.
Zrobiła z dziećmi collage z liści jesiennych, pomogła Walterowi przy zakładaniu okien zimowych, a potem spotkali się w mieście na kolacji z pracownikami Waltera z żonami – typowa pseudoprzyjacielska nuda. Z agencji nadszedł czek: dwieście dolarów ze czterokrotne wykorzystanie najlepszego zdjęcia.
W sklepie spotkała Marge McConnick – przyznała, że nie najlepiej się ostatnio czuła, ale teraz już wszystko w porządku, W sklepie z artykułami żelaznymi spotkała Franka Roddenberr/ego.
– Witaj Joanno, jak się m-masz? Natknęła się na Mistrzynię Ceremonii.
– Na Gwendolyn Lane wprowadziła się murzyńska rodzina. Ale myślę, że to dobrze, prawda?
– Też tak myślę.
– Wszystko gotowe na zimę?
– Tak – powiedziała z uśmiechem Joanna, pokazując paczkę nasion dla ptaszków, którą właśnie kupiła.
– Pięknie tu – powiedziała kobieta. – To pani jest tą fotografką, prawda? Powinna pani robić zdjęcia na imprezach w Dniu Sportowca.
Zadzwoniła do Channaine i zaprosiła ją na lunch. – Nie mogę, tak mi przykro Joanno – powiedziała Charmaine. – Ale mam tyle pracy w domu. Wiesz, jak to jest.
Cłaude Axhelm przyszedł do nich w sobotę po południu, żeby zobaczyć się z nią, a nie z Walterem. Miał ze sobą walizeczkę.
– W wolnym czasie zbieram materiały do pewnej pracy – powiedział, chodząc po kuchni, podczas gdy ona przygotowywała mu herbatę. – Może słyszałeś o tym – prosiłem różnych ludzi, żeby nagrywali mi listę pewnych sylab i słów. Mężczyźni robią to w Klubie, a kobiety w domach.
– Tak, rzeczywiście.
– Nagrywają poza tym, gdzie się urodzili, jak długo i gdzie mieszkali, zanim się tu sprowadzili. – Chodził wokół, dotykając gałek u szafek. – Potem wszystko wprowadzę do komputeja – przejechał palcem po brzegu stołu, spoglądając na nią jasnymi oczyma. – Na konkretne hasło komputer poda wszystkie dane dotyczące określonej osoby, a więc miejsce urodzenia, wszystkie miejsca zamieszkania, krótko mówiąc będzie to coś w rodzaju elektronicznego Henry Higginsa. Ale nie byłoby to tylko dla zabawy – widzę w tym rzecz bardzo pożyteczną na przykład w pracy policji.
– Moja przyjaciółka, Bobbie Markowe…
– Tak, żona Dave'a.
– … dostała zapalenia krtani od tego nagrywania.
– Bo zrobiła to za szybko – powiedział Claude. – Zrobiła całość w dwa wieczory. Ty nie musisz się tak śpieszyć. Zostawiam ci magnetofon i nagraj wtedy, gdy będziesz miała czas. Dobrze? Bardzo byś mi pomogła.
Walter przyszedł z patia. Palił z dziećmi liście na tyłach ogrodu. Przywitał się z Claude'em.
– Przepraszam cię Joanno, ale zapomniałem ci powiedzieć, że Claude chce z tobą porozmawiać. Myślisz, że możesz mu pomóc?
– Mam tak mało wolnego czasu… – zaczęła.
– Rób to w wolnych chwilach – powiedział Claude. – Możesz to robić przez parę tygodni.
– Jeśli na tyle czasu zostawisz mi magnetofon…
– W zamian za to dostaniesz prezent – powiedział Claude, otwierając aktówkę. – Zostawiam ci dodatkową kasetę na różne kołysanki i pioseneczki, które śpiewasz dzieciom. Nagram je na płytę i jeśli wieczorem wyjdziesz z domu, opiekunka może ją dzieciom nastawić.
– Jakie to miłe – powiedziała, a Walter zaproponował:
– Mogłabyś nagrać “The Goodnight Song" i “Good Morning Starshine".
– Może to być cokolwiek – powiedział Claude.
– Im więcej, tym lepiej.
– Muszę wracać do ogrodu – powiedział Walter
– dopilnować ogniska. Do zobaczenia.
– Cześć – odpowiedział Claude.
Joanna przyniosła Claude’owi herbatę, a on nauczył ją obsługiwać magnetofon – bardzo ładny, w czarnym, skórzanym futerale. Dał jej osiem kaset w żółtych pudełkach i czarny segregator z kartkami.
– Dużo tego – powiedziała, przeglądając po-zaginane strony ze słowami napisanymi w trzech kolumnach.
– To szybko idzie – powiedział. – Tylko każde słowo mów wyraźnie, normalnym głosem i zatrzymuj się przed następnym. I uważaj, żeby wskazówka była na czerwonym kolorze. Chcesz spróbować?
Z bratem Waltera, Danem i jego rodziną zjedli obiad z okazji Święta Dziękczynienia. Zorganizował go Walter z matką i miał to być obiad pojednawczy, ponieważ bracia byli od ponad roku skłóceni z powodu posiadłości ojca, ale kłótnia zaczęła się na nowo. Walter i Dań krzyczeli, ich matka także, a Joanna w drodze do domu nie umiała tego zajścia wytłumaczyć dzieciom.
Zrobiła zdjęcia najstarszemu synowi Bobbie, Jonathanowi, jak pracował z mikroskopem, oraz mężczyznom, jak siedzieli na dźwigu i przycinali gałęzie drzew przy Norwood Road. Próbowała skompletować teczkę z tuzina przynajmniej najlepszych zdjęć, aby naciągnąć agencję na kontrakt.
Pierwszy śnieg spadł, gdy Walter był w klubie. Obserwowała z okna gabinetu, jak w świetle latarni wirowały drobne białe pyłki. Jednak po zetknięciu z ziemią nie pozostawiały żadnego śladu. Gdy spadnie go jeszcze więcej, zacznie się prawdziwa zabawa; będzie robić dobre zdjęcia i będzie musiała rozejrzeć się za butami i zimowymi skafandrami dta rodziny.