Выбрать главу

Po drugiej stronie ulicy, w salonie Claybrooków, siedziała Donna i polerowała coś, co przypominało puchar sportowy. Czyściła go zdecydowanymi, rytmicznymi ruchami. Joanna patrzyła i potrząsnęła głową. One pracują jak roboty od poniedziałku do soboty. To brzmi jak początek wiersza.

Uśmiechnęła się. Może by to przesłać do “Kroniki".

Podeszła do biurka, usiadła i przesunęła pióro, które wcześniej położyła w miejscu, gdzie skończyła czytać.

Przez chwilę wsłuchiwała się w ciszę, panującą na piętrze, a potem włączyła magnetofon. Z palcem na stronie, pochyliła się do mikrofonu naprzeciwko rysunku Ike'a Mazzarda i czytała: “Talk. Talent. Talenty. Talon. Talony. Talonowy."

ROZDZIAŁ II

Zdecydowała, że przeprowadzi się dopiero wówczas, gdy znajdzie idealny dom. Taki, który nie wymagałby remontu, miał odpowiednią liczbę przestronnych pokoi i ciemnię lub przynajmniej coś w tym rodzaju, a cena nie przekraczałaby sumy, jaką zapłacili za dom w Stepford (“Walter nawet twierdził, że mogło im się jeszcze wszystko zwrócić").

Wymagania duże, ale nie zamierzała tracić zbyt wiele czasu. Jednak pewnego zimnego grudniowego dnia udała się wraz z Bobbie na poszukiwania.

Bobbie szukała codziennie: w Norwood, East-bridge i New Sharon. Jak tylko znajdzie coś odpowiedniego, a była znacznie mniej wymagająca od Joanny, będzie naciskać na Dave'a, żeby natychmiast się przeprowadzili, mimo iż chłopcy będą musieli w połowie roku zmienić szkoły.

– Lepiej, żeby mieli małe perturbacje w życiu niż nienormalną matkę – powiedziała Bobbie. Piła ciągle wodę tylko z butelek i nie jadła żadnych tutejszych produktów.

– Wiesz, możesz sobie też kupić tlen w butlach – powiedziała Joanna.

– Wypchaj się. A ja już widzę, jak porównujesz Ajax z proszkiem do zmywania, którego używałaś wcześniej.

Szukanie domu skłoniło ją do dalszych obserwacji. Kobiety, które spotkały z Bobbie w Eastbridge – czy to właścicielki domów, czy pośredniczki w handlu nieruchomościami, jak na przykład pani Kirgassa – były żywe, energiczne, pogłębiając tym samym kontrast pomiędzy sobą a otępiałymi kobietami w Stepford. Poza tym w Eastbridge istniały duże możliwości działalności społecznej dla kobiet i mężczyzn. Zarówno dla każdej z płci oddzielnie jak i wspólnie. Powstawała tam nawet filia NOK-u.

– Czemu pani tu wcześniej nie zajrzały? – spytała pani Kiragassa, pędząc z zabójczą prędkością zygzakiem po szosie.

– Mój mąż słyszał, że… – zaczęła Joanna, kurczowo trzymając się podpórki pod łokieć i z przyzwyczajenia naciskając nogą nieistniejący pedał hamulca.

– Tam nie ma życia, nie tak jak tu.

– Wolałybyśmy jednak wrócić całe, żeby spakować rzeczy – powiedziała z tylnego siedzenia Bobby. _ Pani Kirgassa ryknęła śmiechem.

– Po tych drogach mogę jeździć z zawiązanymi oczyma. Chcę paniom pokazać jeszcze dwa miejsca.

W drodze powrotnej do Stepford Bobbie powiedziała:

– To coś dla mnie. Zostanę pośrednikiem w handlu nieruchomościami. Już zdecydowałam. Wychodzisz z domu, poznajesz nowych ludzi, zaglądasz ludziom do szafek. I możesz sama wyznaczać sobie godziny pracy. Serio, dowiem się, jakie stawiają tam wymagania.

Otrzymały list z Departamentu Zdrowia. Długi na dwie strony, w którym zapewniano je, że ich zainteresowanie ochroną środowiska podzielają zarówno władze stanu, jak i władze lokalne. Instalacje przemysłowe na terenie całego stanu podlegają ścisłym przepisom dotyczącym ochrony środowiska. Ich stosowanie jest egzekwowane poprzez częste kontrole samych instalacji oraz regularne badanie próbek ziemi, wody i powietrza. Jak do tej pory nie zrodziły one żadnych podejrzeń na temat zanieczyszczenia naturalnego środowiska w okolicy Stepford. Nie stwierdzono też obecności żadnych organicznych związków chemicznych, które mogłyby odurzać lub wywoływać depresje u mieszkańców miasta. Autorki listu mogty być zatem spokojne, gdyż ich obawy okazały się bezpodstawne, a ich troska została doceniona.

– Bzdury – powiedziała Bobbie, pozostając przy wodzie z butelek. Za każdym razem, gdy przychodziła do Joanny, przynosiła termos z kawą.

Walter leżał na boku, odwrócony do ściany, gdy przyszła z łazienki. Usiadła na łóżku, zgasiła lampkę i weszła pod kołdrę. Leżała na plecach i patrzyła, jak na suficie wyłaniają się różne kształty.

– Walter?

– Mhm?

– Czy było ci dobrze? – spytała.

– Jasne – powiedział. – A tobie – nie?

– Mnie – tak. Nic nie powiedział.

– Miałam wrażenie, że nie było to dla ciebie przyjemne przez ostatnich kitka razy.

– Nie, było dobrze. Tak jak zawsze.

Leżała, patrząc w sufit. Pomyślała o Charmaine, która nie pozwalała Edowi się złapać (a może i to się zmieniło?) i o tym, co Bobbie napomknęła swego czasu o dziwnych pomysłach Dave'a.

– Dobranoc – powiedział Walter.

– Czy jest coś – spytała – co byś chciał, żebym robiła, a czego nie robię? Albo czego byś nie chciał, a co robię?

Nie odezwał się, dopiero po chwili powiedział.

– Najważniejsze jest to, co ty chcesz robić. Odwrócił się i spojrzał na nią, oparty na łokciu. – Naprawdę – powiedział z uśmiechem. – Jest dobrze. Może ostatnio jestem trochę wykończony dojazdami do pracy.

Pocałował ją w policzek.

– Idź spać – powiedział.

– Czy masz romans z Esther?

– Na miłość Boską, przecież ona chodzi z facetem z Czarnych Panter. A ja z nikim nie romansuję.

– Z Czarnych Panter?

– Tak powiedziała Donowi jego sekretarka. Nawet nie rozmawiamy o seksie. Ja poprawiam jedynie jej błędy ortograficzne. Idźmy już spać. – Pocałował ją w policzek i odwrócił się.

Przewróciła się na brzuch i zamknęła oczy. Trochę się wierciła, starając się znaleźć dogodną pozycję.

Pojechali z Dave*em i Bobbie do Norwood na film i spędzili razem z nimi wieczór, bawiąc się przy kominku w Monopol.

W sobotę wieczorem spadł duży śnieg, a w niedzielę Walter zrezygnował z oglądania meczu piłki nożnej i niezbyt szczęśliwy poszedł z dziećmi na sanki, na Winter Hill, Joanna zaś pojechała do New Sharon i wypstrykała półtora kolorowego filmu w rezerwacie ptaków.

Pete dostał główną rolę w sztuce bożonarodzeniowej, a Walter w drodze do domu zgubił portfel albo ktoś mu go ukradł.

Zaniosła szesnaście zdjęć do agencji. Bob Silver-berg, z którym tam podpisywała kontrakt, powiedział, że obecnie agencja z nikim nie chce współpracować. Zatrzymał jednak zdjęcia, mówiąc, że za dzień lub dwa da jej znać, czy są nimi zainteresowani. Lunch zjadła ze starą przyjaciółką, Doris Lombardo. Potem zrobiła gwiazdkowe zakupy dla rodziców i Waltera.

Otrzymała z powrotem dziesięć ze złożonych w agencji zdjęć, łącznie z “Po służbie”, które postanowiła posłać na konkurs do Przeglądu Sobotniego. Wśród sześciu, które agencja trzymała, był “Uczeń" – zdjęcie Jonny’ego Markowe z mikroskopem. Zadzwoniła do Bobbie i powiedziała jej:

– Dam mu dziesięć procent od tego, co za nie dostanę.

– Czy to znaczy, że mogę przestać mu dawać kieszonkowe?

– Nie radzę. Moje najlepsze zdjęcie, jakie do tej pory, ocenili na trochę powyżej tysiąca, a dwa pozostałe na dwieście dolarów za sztukę.

– lb nieźle jak na dzieciaka, który wygląda jak Peter Lorre – powiedziała Bobbie. – Mam na myśli jego, nie ciebie. Słuchaj, miałam i tak do ciebie zadzwonić. Mogjabyś wziąć Adama do siebie na weekend? Byłabyś taka dobra?