Marzena w Warszawie ćpała szaleńczo, słała listy, nie chciała umierać sama. Matką była psycholog, z którą korespondowałam. Miałam śmierć, szatana, Matkę Boską. Stale mi brakowało Boga – ojca.
Prześladowały mnie nocne lęki, pełne udręczenia, przedzierałam się do Boga – ojca i ciągle coś mnie blokowało. Jeszcze nie był mój czas.
Zdawałam po raz pierwszy na studia, na psychologię – i nie dostałam się. Zawiodłam matkę.
Wszystko robiłam cały czas na pograniczu życia i śmierci, każde działanie wiązało się z ryzykiem choroby lub wypadku. Miałam dużo siły fizycznej dzięki karate, pomimo wady serca.
Jedynym przyjacielem był pies, któremu się zwierzałam.
Koszmary prześladowcze, żyłam bardzo intensywnie, miałam dużo dyżurów w pracy, treningi karate, narkotyki, w nocy paniczne lęki. Uspokajałam się trochę, kiedy pracowałam i pomagałam innym. Praca sprawiała mi dużo radości.
Halucynowałam rzadko albo o tym nie wiedziałam – pająki, które zjadają się same, ta halucynacja powróciła na koniec w szpitalu. Lekarz – szatan zakomunikował mi, że serce nie wytrzyma takiego trybu życia.
Wrzesień 1979 – Bóg zaczął mi się przyglądać, pojawił się motyw oczu, a raczej boskiego oka. Miałam kompletnie bezsenne noce, nasilały się przerażające halucynacje. Walka syna bożego z szatanem trwała. Miałam poczucie sterowania, kierowania przez inną siłę. Halucynowałam szczury i smoki. Oswoiłam w sobie szatana, już nie zagrażał mojej boskości.
Rozpacz pogłębiała się, wymykała mi się boskość – panowanie nad sercem. W zasadzie nie miałam żadnych kontaktów koleżeńskich, nie były mi potrzebne.
W styczniu 1980 roku znowu zaatakował szatan, przyszedł do mego pokoju, krzyczałam i przegoniłam go.
W lutym spotkałam się z Marzeną w Warszawie, brałyśmy bez opamiętania polską heroinę, przedawkowałam, poczułam, że boję się śmierci.
Zdecydowałam się ponownie zdawać na psychologię. Cały czas pojawiało się uczucie rozdwojenia, szłam podwójnym nurtem – śmierci i rośnięcia boskiej mocy. Obniżył się lęk przed samobójstwem.
W marcu 1980 pojawiło się pytanie, czy spalę się w ogniu piekielnym, czy wejdę do nieba.
Wyjechałam na wczasy, serce było zupełnie przeciążone i pokazywało, że stanowi zagrożenie, miałam bardzo silne duszności. Zaczęłam odpowiadać głosom, niestety nie mam zapisu, jakie to były głosy.
Skończyłam pracę w pogotowiu ratunkowym i rozpoczęłam naukę. Co jakiś czas słyszałam głosy, ale nic z tym nie robiłam.
28 kwietnia – Są momenty, w których nie mogę się opanować, robię to, czego nie chcę, nie potrafię zatrzymać odpowiedzi na słyszane głosy.
Przeżywałam skrajne stany emocjonalne, depresje, silne pobudzenia, ekstazę.
Czasami spotykałam się z uczłowieczonym szatanem, walczyłam z pożądaniem.
5 maja 1980 – Ponownie widziałam piekło, duchy pokutujące domagające się, bym tam weszła. Halucynowałam, izolowałam się, nikt nie miał pojęcia, co się ze mną działo.
Moja rodzina sobie trwała, każdy miał swoje sprawy. Ujrzałam zagładę świata. Kusił mnie ucieleśniony szatan.
Czułam, że inaczej przeżywam czas.
Zdałam na studia – lipiec 1980, i dostałam się na psychologię. Na studiach źle znosiłam oddzielenie od domu. Miałam przekonanie, że należy poznać zło, by zwyciężyło dobro.
Halucynowałam sporadycznie, bałam się moich wizji. Powróciłam na treningi karate, doskonaliłam ciało. Chodziłam rozkojarzona, ze sprzecznymi reakcjami emocjonalnymi, o czym mówiły mi koleżanki.
Miałam elementy całkowitego wyłączenia się z rzeczywistości.
Tadeuszu, smutek ogarnia mnie wielki. Co ze mną będzie? Zawsze sobie powtarzałam, że wszystko jest możliwe, było to wtedy boskie, a teraz potrzebuję wiary, że normalne życie jest możliwe.
25 lutego 1991
Tak, Tadeuszu, w nocy walczyłam z szatanem, a w dzień byłam boska. I później byłam bardziej boska, a na koniec zawładnęła mną ciemność. I kiedy śmierć mnie zabrała do piekieł, miałam szansę wstąpić do nieba.
Byłam dwoma synami, tym boskim i tym szatańskim na początku?
Ostatecznie Bóg zwyciężył. Kiedy nie weszłam do piekła jako Wielka Nierządnica, poprosiłam
Boga, by przyjął moje ciało, ciało Chrystusa do nieba. To jest zakończenie, pozostał cały środek.
Byłam rozszczepiona od początku psychozy na dwóch synów – Chrystusa i szatana.
Na studiach pojawiła się dziewczyna, która chciała zaciągnąć mnie do kościoła. Nie mogłam tam iść, to ja byłam kościołem albo szatanem.
Zaczęłam siebie podejrzewać, że może jestem chora psychicznie. Zastanawiałam się, skąd u mnie taki brak woli życia, miewałam okresy całkowitego wycofywania się. Istniałam jedynie na treningach.
20 listopada 1980 – Jestem skazana na samotną walkę. Nikt nie jest w stanie mi pomóc.
Jest nicość.
W styczniu 1981 piszę, że wolę kobiety. Podejrzewałam siebie o homoseksualizm, byłam przecież mężczyzną.
10 marca – Chciałam sobie obciąć język, by całkowicie zamilknąć. I przyszła obrona – Ale chyba wtedy nie mogłabym zostać psychologiem.
26 kwietnia 1981 – Wiem, że się zabiję.
21 maja 1981 wypiłam bardzo dużo alkoholu i odwieziono mnie do szpitala w ciężkim stanie.
Tego dnia żyłam w straszliwym napięciu. Po wybudzeniu dysymulowałam, chociaż byłam rozkojarzona i pobudzona. Wezwano psychiatrę, nie zgodziłam się na leczenie w szpitalu psychiatrycznym.
Cztery dni później nadludzkim wysiłkiem zdałam kolejny egzamin w karate, na następny pas.
Miesiąc później zdałam bardzo dobrze egzaminy kończące I rok studiów. Wcześniej pojawiła się chęć obcięcia ucha, musiałam mocno halucynować. Nie potrafiłam tego ocenić.
12 czerwca 1981 – Przeszłam w boskość, przecież śmierć mnie nie dotyczyła. Chciałam objąć miłością wszystkich ludzi. Miałam momenty krytycyzmu. W rzeczywistości przecież mnie nie ma.
Pojawiło się także uczucie nienawiści do ludzi. Miłość i nienawiść – syn boży i szatan ścierali się najmocniej.
Skończyłam 22 lata.
W wakacje ponownie pracowałam w pogotowiu ratunkowym. Odwiedziła mnie Marzena, śmierć była oddalona, nie brałam narkotyków. Miałam poczucie bezkresu.
W sierpniu 1981 musiałam mocniej halucynować, lecz tego nie różnicowałam z rzeczywistością.
Halucynacje stały się realnością. Pojawiły się ponowne kłopoty z sercem – wada serca prowadziła do niewydolności oddechowej i lekarz – szatan sugerował, ze muszę się poddać operacji serca w ciągu roku.
Przeżywałam takie stany napięcia, że sama zdecydowałam się na neuroleptyk. Mój brat wziął ślub, to jakby mnie nie dotyczyło, nie odczuwałam żadnych emocji negatywnych czy pozytywnych.