Już każdy powrót do domu wyzwalał głęboką depresję, silne napięcie psychiczne. Nazywałam swój pokój Moim Królestwem.
W sierpniu 1983 kończę pisanie „Pamiętnika narkomanki”.
1 września 1983 przedawkowałam narkotyk – Poczułam się dzisiaj blisko śmierci. Może jeszcze nie śmierć, ale zanikanie krążenia. Wystraszyłam się. – Ponowne zmartwychwstanie.
16 września – I serce ożywiło się. Olśnienie, że tak miało być. Do tej pory. – Weszłam na szczyty boskości.
IV rok studiów.
Tadeuszu, wiem, kim byłam. Kim teraz jestem? Jaką niesamowitą tajemnicę skrywały te dzienniki. Codzienny zapis psychozy i zdrowia. Kosmos i trochę ziemskości.
Tadeuszu, o mało nie zginęłam w psychozie. W końcu by mi się to udało. Trzy lata temu jechałam na obóz pokonana przez szatana i mogło się zdarzyć wszystko. Uratowałeś mnie na te lata, podniosłeś na szczyt boskości.
Październik 1983 – Odbywałam praktykę w szpitalu psychiatrycznym w Lublińcu. Byłam na oddziale chronicznych schizofreników z grupą ze studiów. Jest to szpital, w którym byłam hospitalizowana w 16 roku życia, powróciły pewne wspomnienia, ale je wyparłam.
10 października – A może to już nie jest obłęd, to moje przeżywanie świata? – Halucynowałam, tkałam misternie urojenia w zasadzie na każdego człowieka, który był w jakiś sposób bliski mi emocjonalnie oraz pracowałam na praktyce, bawiłam się z kolegami, byłam pozornie spokojna, z dużą wiedzą na temat chorób psychicznych, lubiana przez wykładowców i koleżanki. Dwie Basie, które stale działały naprzemiennie.
25 października – Stoję nad grobem, ale widzę, że dół jeszcze nie został wykopany – podałam na zajęciach temat pracy magisterskiej o syntonii u schizofreników. Odczuwałam tęsknotę za wyidealizowaną matką.
28 października – Mam wrażenie, że muszę się spieszyć, bo niewiele czasu mi pozostało – miałam uczucie całkowitego ziemskiego osamotnienia.
14 listopada – Żyć trzeba, być trzeba. Tylko dlaczego, no dlaczego to wszystko trzeba? J a i J a i J a i J a, obok mój cały świat.
W listopadzie 83 miałam coraz częściej symboliczne sny, w których Bóg zsyła na mnie anioła i szatana, a także byłam kochanką szatana. Sny wywoływały szalone napięcie, tak że zgłosiłam się do psychiatry i dostałam neuroleptyk, który brałam bardzo krótko.
14 grudnia – Sądzę, że jestem w takim granicznym punkcie, między normą a jakimś stanem psychotycznym – lęk był koszmarny, halucynowałam i bałam się swoich wizji, chciałam nazwać nienazwane.
Miałam wrażenie, że zjadam się od środka, tak jak te pająki. Rok 1983 kończyłam w ogromnym cierpieniu z motywem katastrofy, kata, wyroku śmierci.
Poznałam na IV roku studiów Ewę, w dziennikach jeszcze wypierałam tę znajomość. Jest ona w moim wieku, prowadziła zajęcia z psychologii klinicznej. Żyła w jakimś układzie z kochankiem i rozbijała swoje małżeństwo. Mąż nie był w stanie zaspokoić jej seksualnie. Doszło pomiędzy nami do pierwszych zwierzeń.
1 stycznia 1984 – Halucynowałam całą noc, rozmawiałam z duchem Rafała Wojaczka, który miał schi i popełnił samobójstwo. Przekazał mi posłanie pisania.
Halucynacje się nasilały, wynika to z zapisu, ponownie goliłam głowę, miałam stany pobudzenia, nikt się nie orientował, co się ze mną działo. Chodziłam do psychiatry, ale nie potrafiłam mu niczego powiedzieć, nie rozumiałam swego stanu.
29 lutego – Ojciec ponownie upił się i zaczął znęcać nade mną. Doznałam szoku i rzuciłam się na niego, czując, że moja boskość po ataku na ojca została naruszona.
12 marca – Sny, mary, cmentarze i śmierć, przeczucie, że już czas na mnie, a ja nie jestem przygotowana, mimo że trwałam w śmierci od dawna. Popadałam w stany ekstazy. Ewa powiedziała, że boi się mnie takiej.
Kwiecień – Ewa cały czas projektowała na mnie mężczyznę, którego chciała zdobyć.
Pojechałam na trening interpersonalny z grupą ze studiów, powiedziałam terapeutom, że podejrzewano u mnie schizofrenię, pozwolili mi robić to, na co miałam ochotę.
28 kwietnia – Mojemu ciału jest tu dobrze. Dostaje jogę, medytacje. Jestem obok ciała, unoszę się nad nim.
8 maja – Uciekasz, wciąż uciekasz przed własnym cieniem, który i tak siedzi ci na karku. I wciska w niemożliwość.
15 maja – Żyję tak, jakby wisiał wciąż nade mną zaległy wyrok śmierci, który sama na siebie wydałam.
Zaliczyłam bardzo dobrze IV rok studiów, skończyłam 25 lat. Lipiec 1984 – Miałam praktykę na neurologii, na tej samej, gdzie reanimowano mnie kilka razy. Testowałam pacjentów i byłam spokojna w pracy. Mieszkałam w akademiku i tam przeżywałam stany ostateczne i agonalne. Wyznaczyłam sobie datę śmierci na koniec lipca, po zakończeniu praktyki.
16 lipca – W wierszu napisałam: więc idę / idę tam gdzie chcę iść / w ramionach czułych / w twoich ramionach / ze swoim bólem / i z bólem pozostałych.
19 lipca – Przygotowałam sobie leki do otrucia, lecz serce powiedziało „stop”. 5 sierpnia
– Moje życie to jedno wielkie, nie dokończone samobójstwo. Poszłam do psychiatry, byłam bez kontaktu, kazał mi przyjść za kilka dni, bratam neuroleptyk. Zaczęłam rozdawać rzeczy, głównie książki i ubrania. 22 sierpnia – Teraz wiem, że mogę popełnić samobójstwo w każdej chwili.
28 sierpnia upiłam się w Katowicach, nie byłam już w stanie przetrzymać żadnej eskalacji napięcia. Wybudziłam się ponownie na neurologii i tym razem nie uciekłam, zgodziłam się na badania i pozostanie dłużej w szpitalu. Personel traktowałam urojeniowo, ale pozwoliłam być w ich mocy. Rodzina była zaskoczona, ale nikt mnie o nic nie pytał.
Po powrocie ze szpitala ogarnęło mnie Wielkie Milczenie Kosmiczne – musiałam mieć tragiczne, wręcz agonalne noce pełne halucynacji, o jakiej treści nie wiem, nie ma zapisu. V rok studiów.
Rozpoczęłam ostatni rok nauki „granicznie wycieńczona”. Pisałam pracę magisterska, badałam pacjentów w szpitalu psychiatrycznym. Na uczelni nie było wiele zajęć, dojeżdżałam na nie z domu, wyprowadziłam się z akademika po konflikcie z koleżankami.
6 listopada spotkałam się z Ewą w jej domu. Opowiedziałam o gwałcie, ona opowiedziała o swoim, ją zgwałcił dziadek.
20 listopada – Noce agonii i rozpaczy. Napisałam opowiadanie „Schizo simplex”, które ukazało się w „Okolicach”. To mnie uratowało przed samobójstwem, czułam się oczyszczona.
Noc, 26 lutego 1991.
Tadeuszu, te noce spędzone na rozmowie z Tobą w całkowitej samotności, listy pisane do Ciebie, które pomagają mi w analizie choroby. Teraz dopada mnie pytanie, czy psychoza naprawdę się skończyła, czy nie powróci. Jeżeli już raz potrafiłam wejść na tę drogę, i to całkowicie do końca, czy to się nie powtórzy.
Kiedy czytam moje dzienniki, to są w większości normalne, chociaż są różne okresy, okresy całkowitego rozbicia myślowego – rozkojarzenia i dezintegracji. Milczenie ratowało mnie przed szpitalami. Dysymulowałam na każdym kroku, aż tak się zapętliłam, że przez ostatnie dwa lata nie miałam żadnego poczucia choroby, wręcz odwrotnie, poczucie pełnego zdrowia.
Akt pozbawienia się dziewictwa, czym był? Był stosunkiem z szatanem. Kiedy się pierwszy raz okaleczyłam mając 15 lat, wbiłam sobie nóż w brzuch, chyba już wtedy chciałam pozbawić się jajników, a także Chrystus miał przebity na krzyżu bok.