27 czerwca – Kiedyś będzie trzeba zniszczyć dzienniki. Jakby płonęła cząstka mnie? Po co więc zaistniały? By powstały dwie książki, których Istnienia biegu nie powstrzymam (dwie księgi tak jak Biblia, a „Kokaina” to Apokalipsa).
5 lipca – Tak mi smutno, odliczam wieczny czas – Ponownie dostałam list od Ewy, miażdżący.
Napisałam jej, że na razie zawieszam naszą znajomość, że potrzebuję czasu, by przemyśleć wiele spraw.
9 lipca – Ewa niszczy każdy związek uczuciowy. Zabija. Najpierw zdobywa, potem porzuca.
Mną jeszcze usiłuje manipulować.
W lipcu wróciła od Was Anka z obozu, wychwala mnie od Was za opowiadanie „Schizo simplex”, to mnie podniosło.
16 sierpnia – Poznałam Kasię na obozie, gdzie byłam terapeutką. Opowiedziała mi swoje życie, nie umiałam tego przyjąć do końca. Na obozie gwałtownie halucynowałam, widziałam duchy pokutujące, które mnie osaczały. Byłam „nieskończonością światła albo ciemności”.
31 sierpnia – Kto walał we mnie tyle niepokoju, matka w życiu płodowym? – Patrz, Tadeuszu, byłam bliska rozwiązania. Bałam się odrzucenia, o Boże, teraz to dopiero odkryłam.
1 września – Przez rok przebyłam wielką wodę, Tadeuszu. Zanurzałam się w podświadomość.
Czy aby nie odchodzę zbyt daleko od świata realnego? – Halucynowałam mężczyznę w masce i odcięte głowy ludzkie.
12 września – Ciągle żyję na pograniczu dwóch światów, kiedy pomagam innym zaistnieć i kiedy sama odchodzę, halucynuję, rozpadam się. I powstaję.
16 września – Przyjechałam na drugi obóz, czułam się na nim źle, byłeś Ty, którego się bałam, czułam niesamowity opór, by do Ciebie podejść, porozmawiać.
20 września – Na obozie odkryłam, że u mnie matka jest na miejscu ojca, a ja mam problemy z różnicowaniem płci u siebie.
21 września – Miałam sen, wszystko wylazło, gwałt, walka, chęć zniszczenia ojca alkoholika.
– Na spacerze nad morzem miałam wizję Chrystusa kroczącego przez morze. Uświadomiłam sobie, że chcę powrócić do łona, ale do łona mężczyzny.
Po powrocie z obozu więcej halucynowałam, kontakt z drugim człowiekiem stawał się udręką.
13 listopada – W halucynacjach ujrzałam diabła o szklanych oczach. Tak blisko już? Już czas na mnie w psychozę? Jak żyć, kiedy ujrzało się diabła? Czy to ostateczne ostrzeżenie? – osaczenie osiągnęło piekielne rozmiary. Halucynowałam przez cały czas, było to koszmarne, agonia, rozpacz, nicość, smutek.
5 grudnia – Śniłam, że umieram na moim oddziale, i tak by się stało, gdyby koleżanka nie wywiozła mnie na reanimację. Był to bardzo przyjemny sen, tęskniłam za śmiercią.
11 grudnia – Miłość we mnie tkwi, daleka, obca, przybliżana, oddalana. Wzywam śmierć na ratunek.
26 grudnia – Ile razy trzeba upaść, by podnieść się ostatecznie? (to moja droga krzyżowa) Miałam kompletne poczucie bezczasowości.
1990 rok.
Rozpoczęłam kolejny rok w depresji z halucynacjami.
3 stycznia – Kartka od Tadeusza to promyk w ciemności, zbawczy promień w otchłani bez dna.
W halucynacjach byłam mężczyzną. Izolacja autystyczna pogłębia się.
„Czas się we mnie zatrzymał, a ludzie wokół domagają się, by się toczył, domagają się, bym w nim uczestniczyła, a ja nie jestem w stanie tego uczynić, nie jestem w stanie komunikować się z nimi w jakikolwiek sposób”.
3 lutego – Niewidzialny, srebrny sznur, chyba jest wieczny, wspólny, a później, dalej, jest tam światło w tunelu (zobaczyłam to w śmierci klinicznej. Światło oślepiające i uczucie wielkiego szczęścia).
9 lutego – Babcia we śnie mnie ostrzegła, że w jej domu „unurzam się w łajnie” – i tak się stało w rzeczywistości.
12 lutego – a jednak powraca tęsknota za śmiercią, samobójstwem, tym jedynym, ostatecznym, w jedną noc, bez pożegnania, samotnie wybrany czas już bliski. – Słyszałam nakazujące, złowrogie głosy.
1 marca – Dziwny to stan, kiedy śmierć dotyka zimnymi palcami i szepcze -jestem blisko.
W pracy jakoś funkcjonowałam, nikt nie zorientował się co przeżywałam, w domu izolowałam się, reagowałam agresywnie na każdy telefon.
6 kwietnia – Miałam poczucie, że Bóg obdarzył mnie darem przebaczania.
9 kwietnia: Witaj Królowo Cieni
Królestwo Nocy witaj cieniu bezsenności rozpaczy bez rozpaczy jasności bez światła
Witaj Basiu musisz się pospieszyć.
Dzisiaj zapragnęłam tę sytuację omówić z Tadeuszem, bo pozornie oczywista dla mnie, w podświadomości ma ukryty sens.
W kwietniu był czas ogromnego napięcia i chaosu, mogłam eksplodować w każdej chwili.
Na szczęście skierowałam działanie na załatwienie wizy do Włoch i innych formalności.
28 kwietnia – Codzienny początek i Kres. Nocne halucynacje przypomniały mi świat duchów pokutujących. Bezczasowość. Tam, dokąd powracamy. Dojdę i ujrzę.
3 maja – Tadeuszu, mój lęk i strach, utrata kontaktu z rzeczywistością. Królestwo Cieni. Wyczekiwanie. – Zaczęłam wyzbywać się wielu rzeczy, książek, ubrań, one mnie osaczały.
Napisałam do Ciebie, że jadę do Włoch wydorośleć.
13 maja – Człowiek nocy, ciemności, grozy, graniczności. To wciąż ja.
14 maja – W niczym nie potrafię znaleźć ukojenia. Rozsypuję się. Muszę się rozsypać, by powstać z popiołów? Wyrok w sobie nosić, jak samotność, życie i śmierć.
15maja -Boże, wiesz, że ja już potrafię znosić ból, cierpienie i lęk przed śmiercią. Krzyk przerażenia. KRZYK. Czy to obłęd? Dochodzę do kresu? Czym jest?
17 maja – Ciągle jestem na jakiejś granicy, krawędzi, przepaści, mam wrażenie, że to w każdej chwili może runąć, zapaść się, zniknąć. I nie wiem co dalej.
26 maja – Ponowne zapalenie jajników. Czy wymodliłam tę chorobę? Projekcji nie wywołuje osoba, lecz problem, który tkwi w podświadomości, a więc jaki ja mam problem? Uznawania autorytetu? Ojca? Boga? Zależności? (patrz, Tadeuszu, byłam blisko)
30 maja – Wszyscy czegoś chcą ode mnie, domagają się. Nikt nie chce pobyć ze mną blisko i nic więcej. Wszyscy od razu pragną, bym pomagała im rozwiązywać ich problemy. A ja chcę się przytulić i znieruchomieć choć na chwilę. – Chodziło o Ankę, która stale się domagała, bym jej wskazywała drogę, interpretowała rysunki i sny, analizowała jej postępowanie.
31 maja – ROZSZCZEPIAM SIĘ. Czuję, jak proces ten pogłębia się. Nie odczuwam potrzeby, by go wyhamować. Te wakacje są pod znakiem choroby. Gorzej, zwiastuna niemocy, śmierci. Tadeuszu, poprzez swoje wiersze powracasz do mnie w takich chwilach.
1 czerwca – Spaliłam prawie wszystko. Pozostały mi jeszcze dzienniki. Czy przeczuwam coś nieuchronnego?
6 czerwca – Druga hospitalizacja na ginekologii – drugi upadek Chrystusa pod krzyżem. W wierszach przekonywałam Boga, że już mogę się w nim zanurzyć. Doszłam do wniosku, że dala nie ma.