Выбрать главу

W czwartej klasie zmieniono mi szkołę, byt to 11 rok życia. Klasa mnie nie zaakceptowała, górowałam nad nimi wiedzą i w sporcie. Piąta i szósta klasa to najlepsze świadectwa, wielka cisza przed burzą, okres pewnego wyciszenia.

W domu były koszmarne awantury, najpierw stawałam w obronie matki, potem zaczęłam uciekać z domu, byłam już psychotyczna, oczywiście nie wiedziałam o tym, nikt nie wiedział.

Brat w ogóle się mną nie interesował, nie kocha mnie i nie obchodziło go to, co się ze mną działo.

W 13 roku życia po wielu anginach miałam ciężką postać choroby reumatycznej, był taki okres, że nie chodziłam, miałam zapalenie mięśnia sercowego i od razu uszkodzoną zastawkę mitralną.

W 14 roku życia byłam ponownie w szpitalu z powodu choroby reumatycznej. W szpitalu miałam poważną próbę samobójczą, trułam się lekami, zostało to odczytane jako atak histerii.

W domu dochodziło do największych spięć z ojcem. Psychoza się rozwijała. Wyrzucono mnie ze szkoły w siódmej klasie, poszłam do szkoły ojca, gdzie był dyrektorem. Na początku roku szkolnego poważna próba samobójcza, zatrułam się alkoholem. Gdyby nie obrona organizmu, rano by mnie znaleziono martwą, lecz przedawkowałam.

Był to najgorszy okres mego życia. Matka walczyła o ojca, brat był obojętny, a ja sama niszczona przez ojca, pełna urojeń i halucynacji „zła”, które w sobie nosiłam.

W ósmej klasie nie wytrzymywałam niczego, zaczęłam się okaleczać, broniłam się na różne sposoby, poprosiłam ciotkę, by mi wycięła wyrostek, pobyt chwilowy w szpitalu był ulgą i

byłam pod opieką osoby, która mnie kocha. Kiedy zaczęłam uciekać z domu, ciotka cały czas się mną interesowała, kiedy po raz pierwszy zamknięto mnie w szpitalu psychiatrycznym, ona czuwała nade mną.

Babcia stale mówiła rodzicom, że jestem po prostu chora i że trzeba mnie leczyć, a nie karać.

16 marca 91 – Noc. Namalowałam diabła i drzewo, które opasuje wąż. Nie ma wyjścia?

Jak się nie dać chorobie? Boję się, że Anka we mnie uderzy, wykorzysta wiedzę, którą o mnie ma, i uderzy. Nie ufam jej.

17 marca – Tadeusz, najbardziej poruszyło mnie to, co powiedziałeś w Warszawie, że dobrze się stało, że spotkałam się z diabłem w Wenecji, bo mogłabym zaatakować rodziców.

Nie chcę nikogo krzywdzić. Najokrutniej zaatakowałam siebie. Zabiłam rodziców w sobie, by nie zrobić tego w rzeczywistości!!! Ta prawda mnie przeraża. To za bardzo boli.

Noc. Co ze mną będzie, Tadeuszu. Wielkanoc się zbliża, czuję pewną obawę. Przed czym?

18 marca – Grzech, seks, ukrzyżowanie, gwałt. Tam, gdzie był przybity Chrystus, tam ja się przebiłam, uderzyłam w siebie nożem w bok. I na lewym policzku mam blizny jak na całunie turyńskim. Golgota to miejsce czaszki, stąd ta wizja, która stale mnie prześladuje, wizja rozstrzeliwanego mózgu.

Tadeusz, znowu czuję, że to mnie przerasta. Stale żyję na skrajnych emocjach, na ulicy rozmawiam z sobą, przecież Częstochowa to tak wiele miejsc do konfrontacji.

Moje ostatnie drzewo, które teraz namalowałam, wąż skierowany w dół, w korzenie.

Grzech narodzin? Nie wiem. GRZECH POCZĘCIA.

19 marca – Teraz chcę wskoczyć w cień Madonny (nie wiedziałam, że od momentu narodzin

14 lutego 1991 jestem Matką Boską).

Ankę blokuje rywalizacja ze mną. Mogła zrobić tak wiele dobrego po moim samobójstwie.

Wyjechała, zostawiała to do mojej decyzji, albo się dobiję, albo się nie dobiję.

Tadeusz czy to wszystko uniosę?

20 marca – Czy każde samobójstwo jest szantażem? Nawet kiedy zabija się siebie, by w przyszłości nie zniszczyć innych?

21 marca – Mam znowu zapalenie jajników. Jadąc wczoraj do Sosnowca, do ciotki do szpitala, doszłam do analizy mego drzewa. Grzech poczęcia – wskoczyłam na poziom Matki Boskiej. Byłam nią od momentu moich narodzi w lutym i Tadeusz o tym wiedział. Mam stan zapalny prawego jajnika. Uderzam w kobiecość, by nie stać się kobietą seksualną.

Mam być święta w nowym wcieleniu psychotycznym. Powiedziałam to Ance i zaskoczyła mnie jej reakcja, reakcja odrzucenia. Zadzwoniłam do Tadeusza, który stwierdził, że jestem znowu przeciwko sobie i wpadł na pomysł, bym zamieszkała z ciotką, powiedział o tym Ance, która do niego dzwoniła wcześniej. Pozornie na to się zgodziła, a tak naprawdę to ta koncepcja wprowadziła ją w stan wściekłości. Miałam się o tym wkrótce przekonać. Nie przyznała się do tego przed Tadeuszem.

Uciec z domu Anka, nie starczyło jej miłości, czyli nigdy mnie nie kochała, były to tylko projekcje.

Co zrobię tym razem? Co przeczuwa Tadeusz, a czego ja jeszcze nie wiem?

Noc, list do Tadeusza.

Tadeuszu, jestem wkurwiona na samą siebie, nie sądziłam, że to tak głęboko siedzi. Sytuacja jest graniczna, nawet na skraju krawędzi. Chcę żyć, naprawdę chcę żyć. Tak jak mniejszym złem może być pobyt z ciotką. Nie tego chciałam, chciałam samodzielnego życia, lecz albo jest za wcześnie, albo nie mogę się jeszcze przez to przebić. Blokuje mnie brak krzyku.

Krzyczałam na początku psychozy, teraz jeszcze nie potrafię. Już nie potrafię? Znowu podjęłam walkę o minuty, o wszystko.

Wierzyłam, że już się nie zapętlę, a tu takie pieprzone zagrożenie, totalne osaczenie. Halucynacje – pętla, szubienica, wisielec. Nie wolno słuchać głosów.

22 marca – Rodzice nie dają mi żadnej szansy na wolność, a ja w to idę, bo nie potrafię doprowadzić do konfrontacji.

Wychodzę z domu, ratuję się.

Poznałam śmierć, czas już poznać życie. I miłość, tę ziemską. Anka nie oddzwoniła, zawiodła w najważniejszym momencie, stale zawodziła, nie potrafiła mi pokazać żadnego ciepłego gestu.

Tego dnia miałam przerażającą wizję kata w kapturze. Tym katem byłam ja i mogłam uderzyć w moich złoczyńców. Aby się przed tym uchronić, by nie stać się do końca nimi, pojechałam do Katowic do Anki po pomoc. Był to najgorszy stan, w jakim się znalazłam, nie było dotąd mocniejszej sytuacji, dotknęłam w sobie zła absolutnego, a nie chciałam zabijać. I zamiast pomocy spotkał mnie najboleśniejszy cios ze strony Anki. Uderzyła we mnie i „zabiła” wyrażając swoją wściekłość. Zabiła mnie jako Matkę Boską.

23 marca – list do Tadeusza.

Drogi Tadeuszu,

Anka uderzyła ostatecznie. Zniszczyła „matkę”, mnie. Doszło między nami do konfrontacji i rzygnęła na mnie ogromną agresją. Anka mnie nienawidzi. Nazwala mnie pijawką, czyli tym, kim ona sama jest. Nienawidzi mnie za to, że ciocia, a jej matka, zawsze się mną zajmowała, jest zazdrosna o wszystko, nawet o mój życiorys, mój bunt. Zniszczyła mnie w momencie, kiedy potrzebowałam największego wsparcia w chorobie. To taka porażająca zazdrość, także o Ciebie i Czarka, że mi pomagacie, o wszystko.

Anka żyje projekcjami i uderza w ludzi i niszczy ich. Przeraziłam się jej wściekłości. Jest psychopatką. Pragnie podświadomie mojej śmierci, tak jak chce zniszczyć swoją matkę.

Kolejny rzut siekierą w plecy przez bliską mi osobę. Anka wie, jak się zabija. Dlaczego moje życie jest takie okrutne, dlaczego każdy chce mnie zniszczyć?

Tadeuszu, nie chcę terapii, chcę prawdy!

Mogłam zabić rodziców i pojechałam do Katowic do Anki, tak jak mi radziłeś, a ona we mnie uderzyła zamiast mnie wesprzeć.

Drugi raz dałam Ci się nabrać na Ankę. Nie chcesz w niej zobaczyć psychopatki, boja lubisz, ale Anka nie jest taką, jąka ją sobie wyobrażasz. Dowiodła tego.

25 marca – Czy we mnie jest jeszcze jakaś siła pozytywna, która zaowocuje? Sądzę, że tak.