Выбрать главу

Lenin

Był spokojny, środowy wieczór. Od zniknięcia Jakuba Wędrowycza mijał właśnie szósty dzień. Jego kumple zaczynali już odczuwać pewien niepokój. Wprawdzie czołowy egzorcysta-amator znikał wcześniej parokrotnie, ale tym razem zrobił to całkiem niespodziewanie. Gospoda w Wojsławicach była czynna dłużej, jak to w środy. Wprawdzie targ odbywał się rano, ale niektórzy bywalcy oblewali swoje interesy dość długo. Tak było i tym razem. Józef Paczenko, Tomasz Cieśluk, Jan Grządkowski i Semen Korczaszko siedzieli przy stoliku w kącie. – A ja uważam, że trzeba by zawiadomić gliny – wściekał się szeptem Tomasz. – Jakub nie byłby zadowolony.

– A widziałeś kiedyś, żeby był zadowolony?

– No nie. Pewnie trafiła mu się jakaś poważna robota.

– Zostawiłby konia u Semena.

– Nu, koń sam do mnie przyszedł. A obora jest zamknięta. Znaczy wypuścił go i zamknął. – A ja wam powiem, że mnie się to wszystko nie podoba. W tym momencie, drzwi otworzyły się i na progu stanął Jakub Wędrowycz. Był ździebko zawiany, ale nic nie wskazywało, by podczas swojej nieobecności poniósł jakieś uszczerbki na zdrowiu. Rozejrzał się średnio przytomnym wzrokiem, a potem uśmiechnął się na widok kumpli. Kumple zaraz go zauważyli i zaciągnęli do swojego stolika. – Nu i gdzie ty bywał? – zapytał Semen.

– Ech, nie uwierzylibyście. Dajcie jakiegoś piwa, boprzepaliłem gardło spirytem. Niebawem stanęła przed nimi bateria butelek. Jakub odkorkował jedną z nich o kant stołu i popatrzywszy mętnie na twarze słuchaczy, a wokół stolika zgromadzili się wszyscy bywalcy, zaczął opowiadać. Ludzie słuchali go z rozbawieniem. Powszechnie wiadomo było, że gdy sobie chlapnie, to opowiada niestworzone historie, ale nawet jeśli są zupełnie nieprawdopodobne, to jest czego posłuchać. Tego wieczoru przeszedł siebie. To wszyscy musieli przyznać.

Korytarz ciągnął się w nieskończoność. Korytarz był betonowy. Betonowe były ściany, sufit, podłoga. Na podłodze leżał czerwony chodnik, wytarty już nieco przez miliony par butów, które po nim przeszły. Chodnik tak jak korytarz ciągnął się w dal, w szary półmrok, aż znikał, zjedzony przez perspektywę. Jakub Wędrowycz dreptał cierpliwie. Obok niego kroczył ni to przewodnik, ni to strażnik. Ponury wachman, solidnie zbudowany, z automatem Kałasznikowa w owłosionej łapie. Do jego charakterystyki należałoby dodać, że miał kilka orderów upiętych tu i ówdzie na piersi. Twarz wachmana była lekko biaława, jak brzuch śniętej ryby, co przyjemnie współgrało z równie chorobliwą barwą ścian.

– Sympatycznie tu – zakpił Jakub. – Zupełnie jakw kwaterze głównej KGB. – To jest kwatera główna KGB – odezwał się wachman, a potem zamilkł. – A gdybym tak zażądał polskiego konsula? – zapytał chytrze Wędrowycz… – To jedno z najściślej tajnych miejsc na ziemi. Niewpuszczamy tu obcych dyplomatów. A w każdym razie już ich potem nie wypuszczamy. – A gdybym spróbował stawiać opór? Wachman nic nie odpowiedział, ale jego automat znalazł się niespodziewanie w pozycji gotowej do strzału.Dobra, dobra, tak tylko zażartowałem – odepchnął lufę dłonią. Zatrzymali się przed stalowymi drzwiami. Wachman zapukał i wrota otworzyły się ze zgrzytem. Za drzwiami stało więcej wachmanów. Niektórzy mieli nawet psy na smyczy. Wszyscy byli rośli i mieli ordery.Generał czeka – powiedział jeden z nich. Weszli do niewielkiego gabinetu. Gabinet także wykonany był z betonu, choć trochę staranniej niż korytarz, na przykład zbrojenia nie sterczały ze ścian. W gabinecie znajdowało się biurko, stołek przykręcony śrubami do betonowej podłogi oraz wiszący na ścianie nad biurkiem portret aktualnego, generalnego sekretarza. Podłoga była pokryta plamami brązowego koloru, a tu i ówdzie wyrysowano na niej kredą leżące sylwetki. Sylwetki pasowały trochę do znajdujących się na ścianach krwawych rozbryzgów i dziur po kulach. – Jakub Wędrowycz? – upewnił się generał.

– Aha – przyznał się egzorcysta. Generał kontemplował przez chwilę, stojący przed nim na biurku krwistoczerwonej barwy telefon, po czym zaczął mówić.

– Nasza przodująca, radziecka nauka rozwiązała w ostatnich latach szereg nierozwiązywalnych zdawałoby się problemów. – Etanol z trocin? – Jakub wykazał żywe zainteresowanie.

– Między innymi – wtrącił wachman.

– Dacie przepis towarzyszu?Generał trzasnął pięścią w stół. Nie czas tu na wygłupy! Jesteście towarzyszu Wędrowycz egzorcystą. Brwi więźnia uniosły się do góry.Czy wasza, przodująca, radziecka nauka nie udowodniła czasem, że nie ma żadnych zjawisk paranormalnych? Nasza, przodująca, radziecka nauka, udowodniła wiele rzeczy, ale niektóre dogmaty musieliśmy zweryfikować… Nieważne. Jest ci zapewne wiadomo, po swojej śmierci wielki Lenin… – A kto to jest Lenin? – zaciekawił się egzorcysta.Wachman z trzaskiem odbezpieczył karabin. – Zastrzelić?

– Już nie trzeba, przypomniałem sobie! Nie strzelaj – polecił generał. – Po swojej śmierci, nasz nauczyciel został zabalsamowany. Rozumiesz, co to znaczy? Jakub uwielbiał grać wioskowego przygłupa. Tym razem też nie odmówił sobie tej przyjemności.Znaczy takim tym balsamem do włosów? – upewnił się.Ja go jednak zastrzelę – poprosił wachman.Zamknij się idioto, bo ciebie zastrzelę! A ty słuchaj. Lenin został zmumifikowany.

– Znaczy zasolony, tak jak egipskie faraony?

– Coś w tym rodzaju. Zakonserwowano go specjalnąsubstancją o ściśle tajnej recepturze. – Mam ją odtajnić? – Jakub palił się do czynu.

– A skąd! Nasz problem polega zupełnie na czymś innym. – generał zniżył głos. – Otóż ostatnio, na dniach,wartownicy pilnujący szklanej trumny wodza zauważyli,że ten zaczął się poruszać. – To da się bardzo łatwo wyjaśnić.