Выбрать главу

– No to mówcie, egzorcysto. Powtarzacie od siedemdziesięciu lat, że Lenin jest wiecznie żywy i w końcu uwierzył. Ba, kto by nie uwierzył. – Powtarzamy także inne hasła, a jakoś nie widać… generał był wyraźnie zaskoczony taką interpretacją. – Och, to bardzo proste. Większe jest prawdopodobieństwo, że Lenin zasolony tym tajnym polimerem siedemdziesiąt lat temu jest nadal żywy, niż że proletariusze się połączą, czy że każdemu będzie wedle jego potrzeb.

– Trzeba go odesłać w niebyt.Hm?

– Trzeba go wykończyć. – I wy marksiści – leniniści chcecie zaprzepaścić taką szansę?Jaką szansę?

– Pod wodzą nieśmiertelnego wodza, będziecie mogli przeprowadzić rewolucję światową! – Wolimy służyć idei…

– A jaki to byłby wspaniały argument za wprowadzeniem komunizmu. Wachman uniósł karabin, ale generał uspokoił go jednym gestem. – I co poradzicie, towarzyszu specjalisto?

– A co mam radzić? Wezmę osikowy kołek i niech sobie leży kolejne siedemdziesiąt lat. – Kołkiem naszego wodza? Nie widzę innej możliwości. Chyba, żeby mu wbić srebrny albo żelazny gwóźdź w czoło.W czoło nie można, bo turyści go oglądają.

– No to został tylko kołek. Mogę go wbić tak, żeby nie wystawał. Założycie na wierzch nową marynarkę i będzie gut. – A nie dałoby się wbić kołka od spodu?

– Ni. Po pierwsze będzie wam wyciekał ten tajny sos,a po drugie łopatka zasłania serce. – Jeszcze jedno. Przydałoby się wykryć winnych takiego stanu rzeczy i oczywiście surowo ich ukarać. – Myślę, że powinniście podejrzewać tych towarzyszy,którzy byli na placówkach na Haiti. – Dlaczego?

– Tamtejsi Murzyni mają taką zabawną religię, nazywa się voo doo, ożywianie trupów. Generał mrugnął i wydobył spod biurka butelkę spirytusu.Wudu powiadacie? No to wypijmy za owocną współpracę – zachęcił. Wypili. Dwie butelki później, Jakub zaczął nudzić, że warto by zabrać się wreszcie do roboty.No to chodźmy – powiedział generał, podnosząc się ciężko. Ruszyli długimi, betonowymi korytarzami, przy czym egzorcysta, co parę kroków, musiał potrząsać generałem i pytać go o dalszą drogę. Niebawem po zagłębieniu się w wąski korytarzyk zatrzymali się przed masywnymi drzwiami. Drzwi były wykonane ze stali. – To tutaj – powiedział generał, a potem oparł się o ścianę i zachrapał. – Wstawaj! Gdzie jest klucz? Generał otworzył leniwie jedno oko i wygrzebał z kieszeni płaski kluczyk. – Mmmasz!

– No co ty, to przecież nie od tych drzwi.

– Jjjasne mmmordeczko! To kluczyk od sejfiku.

– Jakiego znowu sejfiku?

– W Genewie. A w sejfiku milion zielonych papierków dla ciebie, bo jesteś moim najlepszym przyjacielem. – A order będzie? – zaciekawił się Jakub bez żenady,chowając klucz od sejfu do kieszeni. Generał odpiął z własnej piersi order Lenina i podał nowemu kumplowi.Masz! To ze złota. Kupisz za niego kiełbasy, czy innetakie. Jakub umieścił order w kieszeni na piersi.Otwieraj wrota. Generał otworzył. Weszli po wąskich schodkach na piętro. Tu znajdowały się kolejne drzwi. Były niemniej potężne, nie miały dziurki od klucza, a za to tarczę, jak w telefonie. Generał znowu zaczął drzemać oparty o ścianę.Te, generał, jaki jest szyfr? Generał wyjął z kieszeni ołówek i nie otwierając oczu, zapisał na ścianie rząd cyfr. Jakub wykręcił je na tarczy, ale nic się nie stało.No co ty? Nie otworzyły się. Generał otworzył jedno oko. Popatrzył mętnie na drzwi.A, to do tych drzwi – powiedział. – Myślałem, żechodzi ci o kod do głowic. Nowy rządek cyfr okazał się lepszy. Drzwi odjechały w bok. Weszli do sporego pomieszczenia. Wódz leżał w trumnie i robił miny. Szkło było w kilku miejscach pęknięte. – Kto to tak porozbijał?

– Wartownik przestraszył się i walił kolbą. Już go rozstrzelaliśmy.No to do dzieła – zaczął odkręcać śruby.Zaledwie zdjęli pokrywę, wiecznie żywy wódz usiadł. Jakub popchnął go z powrotem do pozycji leżącej.Narzędzia – polecił.Generał dał mi kołek i młotek, ale wtedy Lenin zaczął wyłazić z trumny – powiedział Jakub i zrobił przerwę na jeszcze jedno piwo. Masz chłopie fantazję – powiedział jakiś menel z Uhań. – Ale z tym Leniem wyłażącym z trumny to bujda na resorach. – Ja łżę? – wściekł się Jakub.No pewnie!

– Odszczekaj, bo ci flaki wypruję!

– Ty? Nie tacy próbowali.

– Kto jest z kim? – dopytywał się Semen. W dziesięć sekund później zaczęło się istne pandemonium. Jakub, rycząc jak kastrowany knur, porwał krzesło, na którym dotąd siedział i zaczął kruszyć na maczugę, waląc nim w ścianę. Menel wolno wycofał się w stronę swoich kumpli. Tomasz zdjął marynarkę i wszyscy zobaczyli, że jest w pasie owinięty łańcuchem krowiakiem. – Odszczekaj – zawył egzorcysta.

– Wała! Jakub wydał z siebie bojowy okrzyk i runął na wroga. Kumple, wywijając różnoraką bronią, ruszyli za nim. Noga krzesła zderzyła się ze stołem podniesionym przez silny kop do pozycji pionowej. Puste butelki zabrzęczały, roztrzaskując się na podłodze. Tomasz, wywijając łańcuchem i wyjąc, wskoczył na inny stół i z góry atakował uchańczyków, ci nie pozostali mu dłużni. Celnie rzucona butelka wybiła mu kilka zębów. Semen przebijał sobie drogę pięściami. Mimo setki na karku, nic nie stracił z dawnego kunsztu. Wódz uchańczyków oderwał mocnym szarpnięciem nogę od stołu, przy którym akurat się znalazł i wywijając w powietrzu młynki, rzucił się na wrogów. Roztrzaskiwały się butelki i lampy. Ajent ukrył się za barem i klął w bezsilnej wściekłości. Gdyby mieszkał w Ameryce, miał by tam zapewne obrzyna lub telefon komórkowy. Ale to była Polska, dlatego miał jedynie siekierę. A ich było tylu… Wycie Jakuba stało się straszne. To już nie był spokojny wiejski chłopek – roztropek. To wódz hordy pitekantropów, atakował hordę neandertalczyków. Alkohol i szał bitewny w jednej chwili zerwały z niego całą cywilizowaną otoczkę. Wargi cofnęły mu się, uwidaczniając zęby. Ach gryźć, szarpać, rwać… Starli się wreszcie, on i menel. Dwa opętane żądzą krwi małpoludy. Spletli się w potężnym uścisku i miotali, waląc sobą o ściany. W którymś momencie trafili na drzwi. Lichy, socjalistyczny produkt nie wytrzymał uderzenia dwu ciał. Drzwi wypadły ze ściany razem z futryną i obaj zapaśnicy stoczyli się po schodkach na chodnik. Gdy oprzytomnieli, stało nad nimi trzech rosłych milicjantów. No to zapraszamy do naszego hotelu za kratkami – powiedział posterunkowy Birski. Dwadzieścia minut później na komendzie praktykant Rowicki wypełniał rubryki formularza, tworząc spis przedmiotów, skonfiskowanych uczestnikom zajścia. Zawartość kieszeni egzorcysty przedstawiała się wedle tego następująco: – Moneta żółta, okrągła, z napisem Twenty Dolars szt. l

– Chustka do nosa papierowa szt. l /używana/.

– Szklana fifka do papierosów /stłuczona/.

– Portfel męski /pusty/ szt. l

– Linka hamulcowa z pętlą na końcu szt. l

– Otwieracz do butelek /radziecki/.

– Klucz płaski z napisem "Genewa Credit Suisse".

– Order żółty, w kształcie gwiazdy, ze srebrną głową Lenina…

Lenin 2

Coś przetrwało w ponurym, betonowym lochu na piątym poziomie piwnic wyrytych pod Kwaterą Główną KGB panował wieczny półmrok. Dwa rzędy stalowych drzwi zaopatrzonych w zamki szyfrowe broniły tajemnic zbyt strasznych, by mogła poznać je klasa robotniczo-chłopska. To tutaj zapadały decyzje o kierunkach rozwoju ludzkiej cywilizacji. To tutaj testowano nowe, śmiercionośne bronie, które niebawem posłużyć miały umacnianiu światowego pokoju. Tu wreszcie prowadzono śmiałe eksperymenty naukowe, których wyniki zrewolucjonizować miały wszystkie gałęzie nauki. Za stalowymi drzwiami setki dzielnych agentów KGB pracowało w pocie czoła nad tym, by służyć i chronić szczęśliwą wyspę wolności i dobrobytu, nieustannie atakowaną ze wszystkich stron przez kapitalistycznych krwiopijców. Tu wreszcie w piwnicach wysypanych trocinami ginęli z przekleństwem na ustach najwięksi wrogowie postępowej ludzkości. Cały kompleks był oczywiście ściśle tajny. Co kilkanaście metrów na korytarzach stali dumnie wyprężeni wachmanii pilnujący, aby żaden szpieg nigdy nie wdarł się w te tunele… Ale było miejsce jeszcze bardziej tajne. Na końcu jednego z lochów znajdowały się stalowe drzwi zaopatrzone w tabliczkę Wydział XIKGB. Przed tymi właśnie drzwiami stanęli dwaj ludzie w mundurach bez dystynkcji. Generał Kałmanawardze zastukał. Szczęknęła klapa judasza. Wartownik stojący po drugiej stronie drzwi zlustrował ich posępnym spojrzeniem i rozpoznawszy zwierzchnika, niechętnie wpuścił do środka. Weszli, a drzwi z grobowym łoskotem zatrzasnęły się za ich plecami. Wachman zasalutował jak automat. – Towarzyszu generale posłusznie melduję, że podczasmojej służby, w strzeżonym obiekcie nie zaszły… – Spocznijcie, spocznijcie – dobrodusznie powiedziałgenerał. Wartownik oparł dłoń na kolbie pistoletu maszynowego.