– Wysoki sąd przyjmuje za dobrą monetę twierdzenia oskarżyciela? – A ma pan jakieś wytłumaczenie?
– Ależ wysoki sądzie! Pięćdziesiąt tysięcy litrów zacieru? – Proszę wobec tego przedstawić swoją wersję wydarzeń. Jakub był na lekkim kacu i pewnie dlatego miał taką fantazję. – Wysoki sądzie. To było tak. Pewna ilość wody znajdowała się w elewatorze już wcześniej. Była niezbędnaw procesie rozmnażania. Zresztą, to szczegóły techniczne o drugorzędnym znaczeniu. Bezpośrednio po napełnieniu się zbiornika spadł gwałtowny deszcz, ja zaś zapomniałem zamknąć pokrywę i woda opadowa zalała… – Mam pytanie do oskarżonego – odezwał się oskarżyciel.
– Zezwalam.
– Jak wy, obywatelu Wędrowycz, wyjaśnicie nam taką okoliczność. Elewator ma sześć metrów wysokości. Woda deszczowa nie mogła go napełnić z tej prostej przyczyny, że wedle wskazań stacji meteorologicznej w Krasnym stawie suma opadów z miesiąca, w którym podejmował pan swojeniezgodne z prawem i poczuciem ludzkiej przyzwoitości… – Krócej – polecił sędzia.
– …Działania, suma opadów wyniosła zaledwie dwadzieścia centymetrów? Jakub pociągnął bimbru z manierki, aby rozjaśnić sobie umysł. Milicjanci zaraz mu ją odebrali.Co było w tym bidonie? – zaciekawił się sędzia.Bimber – wyjaśnił milicjant, wąchając z wyraźnym obrzydzeniem zawartość.Czy oskarżony może nam wyjaśnić pochodzenie tego przedmiotu? Jakub mrugnął kilkakrotnie oczami.
– Nie wysoki sądzie.
– Na pewno nie? Wrogowie podrzucili, aby mnie skompromitować.Sędzia ukrył na chwilę twarz za stołem. Gdy ją podniósł, był lekko zaczerwieniony.Wróćmy do sprawy – polecił.- Tak więc silos nie mógł napełnić się wodą deszczową zakończył oskarżyciel. – Proszę o głos.
– Udzielam.
– Wysoki sądzie. Mamy tu do czynienia z nadinterpretacją mojej wypowiedzi – głos bimbrownika ociekał godnością. – Z tego, co powiedziałem, a co można z całą pewnością sprawdzić w protokole, nie wynikało, że elewator napełnił się wodą deszczową w całości. Co więcej, wspomniałem o obecności w nim wody użytej w procesie namnażania ziarna. Ponadto oskarżyciel nie wyjaśnił, czy elewator wypełniony był wodą w całości, czy może naprzykład w jednej trzeciej. – Przyjmuję protest. Zechce pan kontynuować.
– Para z elewatora skraplała się w rurze i spływała dowanny oskarżonego. – To także mogę wyjaśnić – zaprotestował Jakub.
– W celu rozlania i dystrybucji uzyskiwanej cieczy oskarżony naszykowane miał dwieście butelek półlitrowych. Według mnie, podane fakty wskazują jednoznacznie na działanie z zamiarem przestępczym. – Proszę o głos – odezwał się Jakub.
– Udzielam.
– Wysoki sądzie. Prawdą jest, że podgrzewałem elewator, jednak bynajmniej nie pędziłem w nim niczego. Fakt istnienia dwudziestometrowej rury prowadzącej do mojej wanny mogę wyjaśnić w bardzo prosty sposób. Otóż uwielbiam gorące kąpiele, a nie mam siły dźwigać wiader z wodą z pieca. Mając do dyspozycji parę skraplałem ją, uzyskując ciepłą wodę. Uprzedzając następne pytanie oskarżyciela, spieszę wyjaśnić, że woda w wannie zawierała istotnie około pięćdziesięciu procent alkoholu, jednak bynajmniej nie pochodził on z silosa. W toku prac śledczych znaleziono u mnie dwieście butelek po spirytusie. Mając możliwości zanurzenia się w ciepłej wodzie, zapragnąłem przy okazji wygubić gnębiące mnie choroby skóry i pasożyty. W tym celu napełnioną do połowy wannę dopełniłem spirytusem zakupionym w sklepie. Co więcej, nie złamałem tu nawet ustawy o ilościach spekulacyjnych, gdyż nie gromadziłem go, lecz natychmiast zużyłem dla podratowania swojego wątłego zdrowia. No, a butelki zostały. Oddałbym je do skupu, ale mnie capnęli. – Aresztowali – sprostował odruchowo sędzia.
– Aresztowali. Przepraszam wysoki sądzie.
– W jakim celu podgrzewał pan elewator – zapytał sędzia.Jakub zrobił minę niewiniątka.Jestem zbyt stary i słaby, aby wybierać wodę wiadrami. Postanowiłem ją odparować. Dwadzieścia osób nie potrafiło zachować powagi mimo perswazji sędziego i usunięto je z sali. Następnie sąd udał się na naradę. Oskarżony z braku innego zajęcia przechylił się przez barierkę i podjął rozmowę ze swoim kumplem Józefem Paczenką. – Jak cię wypuszczą, to zapraszam na balangę. Będzie jesiotr. – Fajnie. Czym oblejemy?
– Bimbrem Mariusza. Miałeś rację, żeby przegonić adwokata i bronić się samemu. Hy! Jakub wyciągnął z kieszeni gazetę i rozłożył ją. Na pierwszej stronie wielkimi literami kłuł w oczy tytuł: Maleją szanse na okrągły stół. Zaczął powoli literować tekst artykułu. Wrócił sędzia.Sąd rozpatrzywszy zdania oskarżyciela i oskarżonego, oraz wysłuchawszy świadków, uznaje obywatela Jakuba Wędrowycza winnym produkcji pięćdziesięciu tysięcy litrów zacieru, kradzieży mienia państwowego, nielegalnych operacji finansowych z użyciem walut pochodzenia kapitalistycznego, gromadzenia nadwyżek spekulacyjnych w ilości pięćdziesięciu tysięcy kilogramów ziarna… W tym momencie na salę wbiegł zaaferowany woźny sądowy i położył przed nim kartkę papieru. Sędzia zamilkł i wpatrywał się w nią przez chwilę w osłupieniu. Następnie nabrał w płuca metr sześcienny powietrza i zmienił kolor twarzy na zupełnie czerwony. Potem spuścił powietrze, popatrzył w zadumie na wiszące na ścianie godło. W imieniu Polski Rzeczypospolitej Ludowej uwalniam obywatela Jakuba Wędrowycza od wszystkich zarzutów. Obywatelu Wędrowycz jesteście wolny. Sala osłupiała. Jakub uśmiechnął się i wyjąwszy z rąk skamieniałego milicjanta manierkę uniósł ją do góry.Piję zdrowie wysokiego sądu – powiedział.Sędzia nic nie powiedział, tylko rzucił w podsądnego młotkiem. Nie trafił, bowiem Jakub wymknął się już wejściem dla oskarżonych i wyszedł na korytarz. Czekało tu na niego dwu barczystych wachmanów w radzieckich mundurach wojsk MSW, którzy wykręcili mu bez słowa ręce i skuli je kajdankami. Protestuję! – wrzasnął. – Znikąd nie uciekłem! Puścili mnie! Znaczy niewinny jestem! – No to będziesz miał okazję dowiedzieć się, dlaczego cię puścili – powiedział jeden z nich. – W Moskwie. – Gdzie? – zdumiał się Jakub.
– To takie miasto w Rosji – wyjaśnił drugi wachman,troskliwie zaklejając mu usta taśmą klejącą. A potem wpakowali go do samochodu i powieźli w nieznane.
Mężczyzna w kucharskiej czapce z wysiłkiem otworzył oczy. Jego wzrok przetoczył się z wysiłkiem po pomieszczeniu.Sacre bleu jęknął – gdzie ja właściwie jestem?Przyłożył rozpalone czoło do betonu. Ano przypomnijmy sobie – mruknął. – Przyjechałem razem z innymi kucharzami z hotelu. Podawałem duszone raki na przyjęciu w radzieckiej ambasadzie. Konsul poczęstował mnie szklanką wódki, potem jeszcze butelką… Potem zakradłem się do piwnicy, gdzie siedzieli ruscy szpiedzy. Równe chłopaki, wypiliśmy i powiedzieli mi jak zrobić bombę atomową. Potem była jeszcze jedna flaszka, potem pokazali mi tajne dokumenty, potem jeszcze flaszka i powiedziałem, że ja też jestem szpiegiem, tylko angielskim. Potem wypiliśmy za partię komunistyczną, potem za pokój na świecie, potem żeby królową szlag trafił. Potem poszliśmy odwiedzić jakąś staruszkę w sąsiedniej piwnicy, następnie ganiały mnie małe białe myszki. No nie były takie małe, jak pociąg na wielkość… A teraz jestem tutaj, cholera wie gdzie… Rozejrzał się wokoło i spostrzegł krzesło z ciałem księżniczki. Wstał chwiejnie na nogi i podszedłszy potrząsnął ją delikatnie za ramię.Halo, madmoiselle, proszę się obudzić… Głowa dziewczyny przetoczyła się bezwładnie z ramienia na ramię. Cofnął się przestraszony.O kurczę, ona nie żyje! Nieoczekiwanie coś sobie przypomniał. Uniósł jej główkę do światła i przez chwilę wpatrywał się w stężałe rysy. Potem wyjął z kieszeni ulotkę i porównał.Hej! – wrzasnął uradowany. – To przecież zaginionaksiężniczka von SchlezwigHolstein, za odnalezienie której wyznaczono milion dolarów nagrody! Jestem bogaty! Z radości podskoczył kilka razy. Nieoczekiwanie znieruchomiał.Zaraz – mruknął jeśli ona nie żyje, to może nie zapłacą wszystkiego? Ile może być warta martwa księżniczka? Może 90%, a może tylko 70%? Wyjął z kieszeni telefon komórkowy.Po co się martwić na zapas – wystukał numer z ulotki. – Sprawdzę… Halo? – przyłożył aparat do ucha. Zarazcofnął go i zaskoczony spojrzał na wyświetlacz. – Co się dzieje? – mruknął. – Nie łapie pola…Zniechęcony usiadł na krzesełku. – Nudno cholera – westchnął – I zjadłoby się coś…Wzrok jego spoczął na tekturowym pudełku ciągle stojącym na stole. Podniósł pokrywkę i zobaczył dorodną żabę.Francuski przysmaczek – mruknął. – Coś w sam raz dla mnie. Pod krzesłem leżał widelec. "Kucharz" wytarł go o spodnie i nadział żabę.Ratunku! – rozległ się cichy pisk. Szpieg rozejrzał się wokoło. Zwłoki księżniczki nie poruszyły się. Piwnica była pusta. – Kto to mówi? – zaciekawił się.