– To dlatego wóda jest taka droga! – wrzasnął któryś.
– Podłe ździerstwo – krzyknął drugi. – Nasz kumpel Osama zrobi z tym porządek… – Nie chcę was martwić, ale on chyba jest przeciwnikiempicia alkoholu – mruknął Semen. – Religia mu zabrania. Ludzie popatrzyli po sobie zaskoczeni. Naraz któryś palnął się w głowę. – I co z tego? Niech nie pije, jak nie chce. Nie będziemy go zmuszali. Dla nas więcej zostanie…
Sala uspokoiła się powoli. Egzorcysta bimbrownik mógł podjąć wykład. – Jak powszechnie wiadomo, technika produkcji bimbru jest banalnie prosta. Należy zgromadzić ziarno, słód, melasę, wytłoki z buraków, kartofle, stare powidła, zleżałe owoce, landrynki lub temu podobne słodkości. W ostateczności można użyć też cukru. To wszystko rozmaczamy w wodzie, robiąc jakby kompot. Do tego wrzucamy drożdże… Po kilku dniach zjedzą cukier, wydalą alkohol i same od niego polegną, gdy stężenie roztworu przekroczy 10%… W razie rewizji można tłumaczyć, że wyprodukowało się wino. A że z cukru? Dlaczego by nie? 10% w zasadzie wystarczy, żeby się tym zdrowo narąbać. Zrobienie wyższego stężenia jest już trudniejsze… – Zaraz – ocknął się ktoś – Mówiłeś, że to szlachta mogła robić wódę… To chłopom nie wolno było? – Ano nie – powiedział Jakub. – Ale na szczęście sejm1918 roku zniósł tytuły szlacheckie, więc z tego wnioskuję, że gdyby nie pazerność państwa, to każdy by teraz mógł… Prawo pędzenia bimbru jest prawem człowieka. Rozległy się burzliwe oklaski.A zatem przejdźmy do pokazu praktycznego. Na znak Jakuba dwaj asystenci wtoczyli do sali kocioł, wnieśli kuchenkę elektryczną i chłodnicę. Egzorcysta zręcznie połączył to wszystko gumowymi rurkami i przystąpił do prezentacji. Osama osobiście w dwu wiadrach przyniósł daktylowy zacier…
– A więc, drogie dzieci, Adam Mickiewicz był wielkim polskim poetą. Dzieci popatrzyły na nauczyciela zainteresowane.
– Co to jest poeta? – zapytał chłopiec, na oko sądząc, dziesięcioletni.Taki facet, który pisze wiersze – wyjaśnił cierpliwie nauczyciel. Jego najważniejszym dziełem była epopeja pod tytułem "Pan Tadeusz". – Trzydzieści par oczu patrzyło z obojętnością porcelanowych kulek. – "Pan Tadeusz" to najważniejsze dzieło w historii polskiej literatury. Teraz dobrze trafił. Na kilku twarzach pojawiło się śladowe zainteresowanie. – Przeczytam początek… "Litwo ojczyzno moja…"
– Zaraz, zaraz – zdenerwował się trzynastoletni dryblas. – Co pan przed chwilą mówił, że on był Polakiem,a teraz pisze "Litwo ojczyzno moja"? – Co to jest ojczyzna? – zapytał jakiś siedmiolatek.
– To kraj, który musimy oczyszczać z Żydów – powiedział jego starszy kolega. – To znaczy ta okolica, w której mieszkamy. Ojczyzna to takie miejsce, gdzie się niewpuszcza obcych, zwłaszcza kolorowych – błysnął erudycją. Kuzyn mi powiedział. On jest skinhedem. To taki legion ludzi, którzy walczą w obronie swojego kraju. A najniebezpieczniejsi są tacy właśnie, co udają Polaków, a potem wypisują, że ich ojczyzną jest Litwa. Napiszę do kuzyna, to pomaca tego Mickiewicza bejsbolem. Kowalski poczuł przypływ zwątpienia. W kuratorium kazali mu przygotować te dzieciaki do egzaminów kończących podstawówkę. Teraz zrozumiał, że podjął się pracy kompletnie syzyfowej…Na dzisiaj starczy – powiedział zniechęcony. – Won do domów. Zamknął szkołę i powędrował na uroczysko. Była dopiero dziesiąta rano, ale nie miał siły pracować.Rzucę w diabły to zajęcie, niech się ktoś inny użera powiedział sam do siebie.
Olszakowski już pracował w kręgu. Wbił cztery paliki, naciągnął sznurek i teraz usuwał darń saperką.A, witam pana nauczyciela – powiedział.
– Dzień dobry. I jak poszukiwania?
– W tym miejscu coś piszczy, co chwila – wskazał gestem wykrywacz metali leżący opodal. – Sądzę, że coś tu się znajdzie. Poza tym może będą węgle drzewne – to się weźmie do analizy… Miał naszykowanych kilka specjalnych, wyjałowionych słoiczków. Paweł ukląkł nad odsłoniętym kawałkiem.Może pomogę?Archeolog podał mu grackę.Zacznij delikatnie odczyszczać – zademonstrował Uważaj na każdy śmieć… Zaczęli skrobać piach. Po chwili pojawiły się pierwsze rdzawe plamki. Guziki od mundurów ozdobione hitlerowskim orłem.Choroba – mruknął archeolog. Parę minut później trafili na rozgiętą klamrę od pasa ozdobioną napisem "Gott mit uns". Obok dużych guzików z orłem, coraz liczniej pojawiały się mniejsze, blaszane, z trzema dziurkami. – A to od czego? – zdziwił się nauczyciel.
– Od kalesonów. Kurczę, co tu się działo?
– Może zwalili sorty mundurowe na kupę, materiał szlag trafił, a guziki w ziemi zostały? – zasugerował. Doktor badał klamrę.Jest rozgięta – powiedział. – Sądzę raczej, że ci tutaj po prostu zdzierali z siebie ubrania, aż guziki leciały na wszystkie strony. Innymi słowy hitlerowcy robili sobie tu jakąś imprezę… Zapewne orgię, skoro się rozbierali…Trzeba będzie pogrzebać w drugim kręgu. Ciekawe, czy tam też natrafimy na podobne ciekawostki…
– Ahenerbe – mruknął nauczyciel. – Może odtwarzali jakieś rytuały tych megalitowców? – To bardzo prawdopodobne… Pod piachem zarysowały się odłamki szkła. Było ich coraz więcej. Na kawałku butelki widać było jeszcze ślady etykietki.A więc zaprawiali się gdańską wódą, a potem zdzierali z siebie ubrania… To chyba nie był bezpieczny seks… zauważył filozoficznie archeolog, podnosząc z ziemi wystrzeloną łuskę z parabelki.