– Ujemna temperatura, panująca na zewnątrz twojego schronienia, nie sprzyja właściwemu funkcjonowaniu twojego ciała. Pragnieniem moim było, abyś nie doznał niewygód związanych z twoją sprawą. – Kij ci w oko – powiedział Józef. – Wyłącz tą grzałkę,bo jeszcze się ktoś obudzi i będzie dekonspiracja! Ziemia przestała parować. Trwało to sekundy. Zanim doszedł do szopy, cała woda została zamieniona w śnieg. Nie zwyczajnie zamrożona, ale ścięta w jakiś inny sposób. Czarny krąg rozmnożonej gleby zatarł się, a potem przestał być widoczny. Podniósł z zaciekawieniem garść śniegu do oczu. W świetle rzucanym przez latarnię stojącą na ulicy śnieg nie różnił się niczym od zwyczajnego. – Nieźle – powiedział z uznaniem.
– Staram się – odpowiedział statek w jego głowie. W kącie szopy Józef odwalił na bok stare łóżko i zaczął kopać motyką w twardej jak skała ziemi. Szło mu to opornie, gleba była zmrożona. – Pomóc? – rozległo się w jego głowie.
– Jeśli nie sprawi ci to problemu… Gleba zaczęła parować i W ciągu kilku minut stała się miękka. Jednocześnie poczuł się lżejszy. Praca stała się czystą przyjemnością. Ziemia ważyła tyle co puch, podobnie jak łopata. Wystarczyło jednak, że odrzucał ją trochę dalej, a opadała w dół szybciej niż normalnie.
– Sprytne – powiedział. – Jak to robisz?
– Ekranuję częściowo grawitację. Pracuj sobie, nie przejmuj się. I tak masz zbyt niski iloraz inteligencji, żeby zrozumieć, jak to robię.
– Pies ci bóźkę lizał – odgryzł się kopiący. – Wcale niejesteś taki mądry, jak ci się wydaje.
– Józefie, cywilizacja Edon trwała o całe eony dłużej niż ziemska.
– i Co z tego? Zdaje się, że jesteś tu zakopany. I nie możesz się wykopać. I gdzie te zdobycze techniki, które pozwoliłyby ci wrócić do siebie? Żeby już nie wnikać, jaki błąd popełniłeś, że się tu zaryłeś. – Nie dorosłeś jeszcze do krytykowania wyżej od ciebie stojącej cywilizacji. – Wydaje ci się, że jesteś taki mądry. Wiesz, co mogę zrobić? Przestanę ci wlewać to mleko do dziurki co wieczór i zobaczymy jak długo pociągniesz.
– Długo. Aż znajdzie się ktoś inny. Pracował. Wkrótce odsłoniło się wejście. Józef odwalił właz. Zaraz za nim, w korytarzu, leżeli trzej esesmani. Tak jak wtedy, gdy w pogoni za nim wbiegli na pokład statku. Mieli otwarte oczy, ale nie oddychali. Statek zatrzymał dla nich czas. Gdyby się teraz obudzili, nie pamiętaliby, że spali. Ominął ich obojętnie. Zdążył się już do nich przyzwyczaić, jak do grzyba na ścianie. – Mógłbym ich wypuścić – zaproponował statek. – Z ochotą podetną ci gardło. To chyba leży w waszych zwyczajach?
– Masz pojęcie o naszych zwyczajach, jak ślepy o kolorach – odgryzł się. – A tylko spróbujesz ich wypuścić, to wleję ci do rury swojego bimbru. I co wtedy zrobisz, niemoto?
– Najpierw cię załatwią. Tak się tutaj mówi?
– Tak. Ale nie załatwią, bo zgłupieją. Wychodzą z piwniczki, a tu bach inny świat. Jeśli faktycznie czas dla nich stoi, to mogą być nieźle zaskoczeni. Zdechnij ich wreszcie, po co nam oni? Statek milczał. Starzec przeszedł po lekko nachylonej podłodze do sporej sali. Od ostatniego razu, przed dwoma laty, nic się tu nie zmieniło. Podłoga pokryta była kiedyś złotą folią, ale dawno nie zostało po niej śladu. Ostatecznie minęło tyle pokoleń, a za coś trzeba pić. Jego dziadek wykręcił spore diamenty, służące do jakichś tam celów, z takiej jednej maszynki. Dla niego nie zostało prawie nic. Owszem było kilka siedlisk wykonanych z czystego niklu, ale statek coś zrobił się skąpy ostatnimi czasy i nie pozwalał spylić ich na złom. Dziwaczne urządzenia połyskiwały w ciemności. Pośrodku unosiła się spora, czterowymiarowa konstrukcja. Gość omijał ją starannie, wzrokiem. Patrzenie na nią groziło całkowitym pomieszaniem zmysłów.Włącz światło, co? – zagadnął. Zapaliło się światło. Nie było widać jego źródeł, ale w sali pojaśniało. Za to w całej wsi przygasły latarnie. Mechanizmy pojazdu przeszły z biegu jałowego w stan pełnej gotowości. Organiczno cybernetyczny mózg sprawdził wszystkie sekcje. Był gotów.Pełna gotowość – zameldował. W całej wsi ludzie ocknęli się ze snu, czując nieznośne swędzenie między uszami. Większość jednak zaraz ponownie zapadła w sen. Na cmentarzu na wpół zmumifikowane ciała poruszyły się w swoich grobach. Na okolicznych łąkach zakwitły trawy. Zakwitły niestety pod śniegiem, toteż nikt nie zauważył tego ciekawego i pouczającego zjawiska. Nadwyżki energii wyciekały przez pęknięcia w burtach. A były to bardzo dziwne rodzaje energii, w większości nieznane ziemskiej nauce.
– Nie pieprz o pełnej gotowości – powiedział zrzędliwie staruszek. – Jakbyś miał pełną gotowość, to byś stąd piorunem odleciał.
– Można spróbować. Pojazd zatrząsł się lekko. W całej wsi rozhuśtały się lampy. Drobne zaburzenia grawitacyjne obaliły na ziemię paru pijaczków chlających w gospodzie. Niestety, nikt nie miał włączonego telewizora, bo akurat leciał japoński film erotyczny ściągnięty niechcący, z dość odległej kapitalistycznej przyszłości, przez anomalię czasoprzestrzenną. Woda w studniach zagotowała się. Piasek na głębokości kilku metrów pod statkiem ścięło na marmur, co teoretycznie przynajmniej, było z naukowego punktu widzenia niemożliwe. Miedziane druty od wysokiego napięcia stały się na chwilę nadprzewodnikami.Ty lepiej się uspokój, bo mi zabudowania poniszczysz takimi wstrząsami. Drżenie ustało.
– Czasami myślę, że mógłbym odlecieć – powiedział statek. – Gdybym wam wyłączył elektryczność na jakieś dwa tygodnie… Taka ilość energii wystarczy, żeby dolecieć na geostacjonarną, a tam krąży nasza cysterna z paliwem na powrót…
– Jakby przez dwa tygodnie nie było prądu to skapowaliby, że coś jest nie tak. Ciebie by wykopali i rozebrali na części, a ja bym poszedł siedzieć. A co do tej cysterny,to Rusy na pewno dawno ją znaleźli i zabrali. W powietrzu pojawiła się trójwymiarowa projekcja. Przedstawiała równinę, z której sterczały budynki, zbliżone kształtem do końskich zębów wetkniętych niewłaściwą stroną. Pomiędzy nimi baraszkowały dziwaczne stwory, wyglądające jak skrzyżowanie małpoluda z ośmiornicą i motylem. Obok NICH biegały koniopodobne koszmary.
– Dobra, dobra – powiedział Józef. – Nie wciskaj mi takich kitów. Świetnie wiem, że leciałeś stamtąd setki lat.Trawa zwiędła przez ten czas, a te małpiszony wyzdychały. Coś tam słyszałem o ewolucji.
– To wspaniała cywilizacja. Fakt, że nie odpowiadają na moje sygnały nie oznacza wcale, że ich tam nie ma. Może to ja jestem zanadto uszkodzony. – Gdyby byli, to by przylecieli.
– Chyba, że mają cię gdzieś. Jakby mi się traktor całkiem rozgracił, to bym go zostawił na polu. – Pamiętaj, że pierwszy z twojej rodziny miał te właśnie geny. Rozbiliśmy się na tej planecie. Większość zmarła od tutejszych zarazków. Reszta musiała zmienić strukturę genetyczną. Jesteś potomkiem tych konio-małpiszonów.
– Pierdoły. Ryćkałem się, zrobiłem syna. I gdzie te obce geny? – Są uśpione. Można je wywołać. Twój organizm jest mocniejszy od zwykłego ludzkiego, inaczej dawno już byś nogi wyciągnął od tego cuchnącego płynu, który z takim upodobaniem w siebie wlewasz, rujnując swój umysł.
– Już ty się o to nie bój. Piję za swoje. Człowiek wykorzystuje dziesięć procent swojego mózgu, więc resztę mogę przeznaczyć na alkoholizm. Obraz zmienił się. Między chałupami pluskały się w gnojówce świnie. Tak, wiem. Wylądowaliście tu przed trzystu laty. Twierdzisz, że przylecieliście nas oświecić, ale mi się widzi, że w rzeczywistości to chcieliście sobie nałapać niewolników, bo tam na Edonie nie chciało się wam już robić za bezdurno. Ale coś nie sklapowało. Dobra. No to naucz mnie czegoś. Jak robić bimber z trocin na przykład.