– Żarcie – westchnął hrabia. – Jak się okazuje, oni nawet tych zeszytowych horrorów nie umieli przeczytać.A przecież zbudowałem we wsi trzyklasówkę… – Możesz mi naskoczyć! – darł się Mikołaj. – Nic już nie możesz! Jesteś gówno! Wampir podszedł i obwąchał go. Fuj – mruknął. – Siarka, etanol, nikotyna… A do tego grupa AB… Co za świństwo… Odwrócił się na pięcie i wyszedł z krypty, zamiatając płaszczem wielowiekowy kurz posadzki. Mikołaj łyknął jeszcze pryty i pokazał mu na palcach wysoce obraźliwy międzynarodowy gest.
Jakub Wędrowycz wędrował przez Wojsławice. Strasznie go korciło, żeby się czegoś napić. Nieoczekiwanie spostrzegł niewielkie zbiegowisko. Ludziska stali koło przystanku i dukając, czytali jakieś obwieszczenie. Stanął obok i już po chwili, bez konieczności wysilania mózgu, dowiedział się, co też tam napisano. Praca! 50 budowlańców natychmiast zatrudnimy przy odbudowie pałacu w Leśniowie… – Leśniowo – mruknął Jakub. Ta paskudna nazwa coś mu przypominała. 1947 rok, pałac… I ten idiota Mikołaj, co chciał zostać egzorcystą, a nie potrafił nawet wypić duszkiem flaszki pryty. Wędrowycz poszedł do knajpy posłuchać plotek. Siadł w kącie i dziabnąwszy kolejkę, wsłuchał się w szum rozmów.
… hrabia wrócił, znaczy się pałac mają odbudować, dlatego ogłoszeniablady na gębie, gadają, że ma hifa… Zrezygnował z zamiaru wypicia kolejki. Namacał w kieszeni złotą dwudziestodolarówkę i zdecydowanym krokiem ruszył pomiędzy opłotki, gdzie w jednej z chat całą noc okna świeciły błękitnym blaskiem, padającym od komputerowego monitora. Nacisnął klamkę i wszedł bez pukania. Informatyk siedział właśnie i wgapiał się w monitor. Jak to zwykle on…Jest robota – powiedział egzorcysta.Informatyk nie poruszył się nawet.A nie wierzyłem, jak słyszałem, że internet wciąga ludzi – westchnął Wędrowycz, a potem kozikiem przeciął kabel od telefonu. Informatyk obudził się.Co się stało? Awaria sieci. Lepper serwer w gminie wysadziłwarknął egzorcysta. – Jest robota – rzucił na blat złotą dwudziestkę.Co potrzeba? – na widok złota informatyk wrócił dorzeczywistości. – Muszę mieć papiery mistrza murarskiego, spawacza, hydraulika, cieśli, dekarza, glazurnika – wyliczył. – I jeszcze takie tam zaświadczenie, że pracowałem przy renowacji zabytków. – A dyplom inżyniera nie jest potrzebny?Jakub zamyślił się. – E, chyba nie, zresztą tam mają pewnie własnego.Dobra – informatyk postukał palcami w klawisze.Co jeszcze?
– Takie tam turlutu…
– Curriculum Vitae – domyślił się.
– No przecież mówię. Palce informatyka strzelały w klawisze z szybkością karabinu maszynowego. Po chwili zaterkotała laserowa drukarka i wypluła z siebie szereg papierów opatrzonych stosownymi pieczątkami. – A więc byłeś jakimś budowlańcem przez pięćdziesiąt lat, pracowałeś przy remontach na Wawelu, przy odbudowie Zamku Królewskiego w Warszawie i wyjazdowo w Dreźnie. Tu są opinie z poprzednich miejsc pracy, zaświadczenia i tak dalej. I napisałem ci, że jesteś o czterdzieści lat młodszy, bo dziewięćdziesięcioletniego dziadygi by nie przyjęli… Egzorcysta przejrzał papiery i uśmiechnął się. Były tak piękne, że dołożył jeszcze jedną dwudziestkę. A potem ruszył do chałupy. Przed szukaniem pracy należało ucywilizować wygląd. Mieszkańcy gminy zebrali się niechętnie w budynku remizy. Za oknem zapadał już jesienny zmierzch, ale na placu budowy paliły się solidne lampy. Robole odbudowywali pałac na trzy zmiany. Inni układali drogę. Wójt gminy przybył punktualnie. Towarzyszył mu hrabia. – Witajcie, mieszkańcy – zagaił wójt. – Obecny tu naszdrogi hrabia… – Precz z pańszczyzną! – wrzasnął ktoś dobrze ukryty za plecami sąsiadów. Nie potrzebujemy tu żadnych hrabiów! – krzyknął ktoś inny. Na twarzy arystokraty odmalował się dziwny, drapieżny uśmieszek. – Hifa ma! – krzyknęła jedna staruszka, spluwając w stronę podium. – Powietrze zatruwa…
– Pedał! – krzyknął jakiś starzec. – Do dzieciaczków się nam dobierze.Ludziska, uspokójta się! – huknął wójt.Hrabia ujął w dłoń mikrofon. – Witajcie, poddani – powiedział spokojnie. – Przejdźmy od razu do rzeczy. Wróciłem na dobre i wasze wrzaski mnie nie przegonią. Ustawa gwarantuje mi… – To Żydy w Izraelu tę ustawę wymyślili! – zaskowyczała jakaś babina. A Kwaśniewski podpisał! To Żyd! – wrzasnął ktoś inny. – Precz z komuną! – wydarł się ktoś, ale inni zaraz go uciszyli. – Wrócą czerwoni, to na widłach oknem wyniesiemyodgrażał się staruszek. – Aby do wyborów… Hrabia nieznacznym ruchem podkręcił głośność mikrofonu do końca skali.Już zyskaliście na moim powrocie. Zbudowałem wam drogę do wsi, za dwa dni robotnicy zostaną przerzuceni do kopania wykopów pod rury kanalizacyjne, nawzgórzu będzie elektrownia wiatrowa, co oznacza tańszy prąd… jego spokojny głos przebił się przez wrzawę. W dupę sobie, pedale, wsadź kabel z prądem!krzyknął ktoś. Wójt popatrzył na hrabiego i bezradnie wzruszył ramionami. – A dla waszych dzieciaczków zorganizuję we wsi liceum – dokończył hrabia. – Ty pedale, ty Żydzie! – wydarła się hoża niewiasta. – Dzieciaki to sobie możesz w Ameryce łapać, a od nas się odwal! Widzę, że nie dojdziemy do porozumienia – westchnął arystokrata. – Szkoda. W tylnym rzędzie mała dziewczynka pociągnęła ojca za rękę.
– Tatusiu, mogę już rzucić tego zdechłego kota? Tłum zafalował groźnie, koty i jaja zaświstały w powietrzu. Hrabia powoli wycofał się i wyszedł wyjściem dla artystów.
Jakub Wędrowycz szedł niespiesznie po rusztowaniu. Przejrzał się w kawałku stłuczonej szyby. Włosy ufarbowane na czarno i przycięte brwi odmłodziły go o dobre czterdzieści lat. Zmarszczki usunął za pomocą kilkuset podskórnych zastrzyków z pszczelego wosku. Jego władcze spojrzenie przeszywało robotników na wylot. Z kieszeni wyjął suwmiarkę i zbadał grubość spoiwa pomiędzy cegłami.Malinowski! – huknął. Strusie jajko, które wypił przed wyjazdem z Wojsławic, wzmocniło jego głos.Słucham, brygadzisto – Malinowski stanął przednim, mnąc czapkę w rękach. Brygadzista Jakub przez trzy dni zdążył sobie wyrobić renomę człowieka twardego i nieustępliwego. – Co to jest, psi synu? – wskazał palcem zaprawę.
– No, wapno jęknął robol.
– Grubość, matole. Miało być 0,9 centymetra, a ty dałeś1,03! Za taką fuszerkę by cię w mordę walnąć wypadało. – Przepraszam – robol wtulił głowę w ramiona.
– Swoje dzieci będziesz przepraszał! Żeby mi to było ostatni raz! Na plac budowy wtoczyła się ciężarówka z cegłami. Egzorcysta zeskoczył z rusztowania. Robole już spieszyli, gotowi wyładować towar. Zatrzymał ich władczym gestem ręki. Z paki zdjął jedną cegłę. Dostawca właśnie wyszedł z szoferki. W ręce trzymał papiery.