– A jak wyłonimy króla? – Zapytał Pawło. – Bo chyba nie godzi się tak drogą losowania? – Nie. Królem zostanie ten, kto wydestyluje najlepszy bimber. Tu i teraz. W kącie znajdziecie panowie wszystkie potrzebne składniki i aparaturę. Jutro o tej samej porze przystąpimy do wypędu. – Ja też mogę wystartować w konkursie – mruknął Iwan.
– Ty nie. Człowiek, w którego zbrodniczym umyśle narodziła się idea denaturatu, nie może pędzić bimbru razem z godnymi… – A ja i tak wypędzę – warknął Iwan i odszedł w ciemność. Gdzieś daleko trzasnęły drzwi prowadzące do sąsiedniej ładowni. Król klasnął w dłonie, aby zwrócić na siebie uwagę słuchaczy.Panowie. Powiem jeszcze jedną rzecz, najważniejszą. Zwycięzca konkursu, oprócz korony, otrzyma tajną-świętą recepturę. Recepturę bimbrownika Sędziwoja? – Zdumiał się Jakub.Sekret umożliwiający pędzenie etanolu z trocin? Wykrzyknął Hans – To niemożliwe. Receptura zaginęła przed wiekami… Król uśmiechnął się zagadkowo. Okręt pruł fale. Podróżni pierwszej klasy spacerowali po pokładzie nieświadomi, że pod ich stopami, w ładowni numer osiemdziesiąt sześć, trzydziestu bimbrowników w pocie czoła przygotowuje się do wielkiego finału. Przy trzydziestu kadziach z kartoflanym zacierem krzątali się najlepsi w Europie fachowcy. Kubuś i jego tatko dosypali do swojej porcji wzmacniacz z woreczka i wyrysowali kredą tajemnicze znaki. Teraz wystarczyło tylko poczekać. Wreszcie koło północy zacier dojrzał. Wcześniej grupa wysłana przez króla na rekonesans zwlokła do ładowni masę opału: krzesła z jadalni pierwszej klasy, wieszaki, szafy, a nawet kilka par drzwi od kajut. Do całonocnego wypędu potrzeba było dużo drewna. Wreszcie o północy rozpalono pod kotłami. Niebawem pierwsze strużki aromatycznej wódki popłynęły z miedzianych rurek do podstawionych kubków. Król w koronie i czerwonym płaszczu obszytym barankiem przechadzał się, podziwiając trud swoich poddanych. Wreszcie na długim stole stanęły rzędem kubki oznaczone kodami. Komisja złożona z króla i Hansa Zweischnapsa zasiadła wygodnie na dwu ocalałych krzesłach. Bimbrownicy ustawiali się wokoło. Król przelewał zawartość każdego kubka do dwu szklanek. Razem z przybocznym oceniali kolor, przejrzystość, osad i konsystencję. Następnie zbliżali szklanki do nosów i długo badali bukiet. Na koniec przystępowali do oceny smaku. Wyniki analiz zapisywali w punktach na kartkach. Mijały godziny. Wreszcie ostatni kubek został zdegustowany. Tymczasem wiaderka ustawione koło kotłów napełniły się aromatycznym trunkiem. Kubuś wysłany na przeszpiegi przywlókł z okrętowej spiżarni worek suszonej kiełbasy i wiaderko kawioru na zagrychę. – Panowie odezwał się wreszcie król. – Bracia. Wszyscy dzisiejszej nocy wspięliście się na szczyty kunsztu bimbrowniczego. Wszystkie zaprezentowane próbki posiadają właściwy smak i przejrzystość. Innymi słowy wódka godna królewskiego nosa. A teraz pozwólcie, że odczytam wyniki konkursu. I tak zwycięzcą we wszystkich kategoriach został…Pawło Wędrowycz! Gratuluję. Z torby podróżnej wyciągnął złotą koronę i nałożył ją uroczyście na skronie wojsławickiego bimbrownika.A oto receptura – podsunął mu kartkę papieru, naktórej kopiowym ołówkiem naniesiono rząd tajemniczych znaków. Wszyscy złożymy przysięgę na wierność naszemu nowemu monarsze – zaproponował Hans. Bimbrownicy uklękli i podniósłszy dłonie, przysięgli.
– Dziękuję przyjaciele – powiedział Pawło, ocierając łzy wzruszenia. – Dziękuję. Postaram się godnie nosić tę koronę na skroniach i nigdy nie splamić swojego bimbrowniczego honoru. – A ja? – z sąsiedniej ładowni dobiegł głos Iwana. Poczekajcie z werdyktem na mój denaturat,… Obaj królowie wzruszyli ramionami. Zostałeś zdyskwalifikowany – powiedział starzec.
– A ja i tak będę pędził dalej – warknął Rosjanin. Nie będziemy ci przeszkadzać – mruknął Pawło. A potem wsunął troskliwie kartkę z recepturą do cholewy kauczukofilca i ruszył na pokład.
Kapitan stał na mostku i patrzył w zadumie w ciemność. Przed chwilą nadeszło przez radio ostrzeżenie o górach lodowych. Nieoczekiwanie uwagę kapitana przykuło dziwne zjawisko. Z wnętrza statku wybiegł malowniczo obdarty typ. Typ, co dziwne, miał na głowie coś w rodzaju korony. Podbiegł do dziobu i ściągnąwszy z nóg kalosze, wdrapał się na reling. Rozłożył ręce i coś zaskowyczał. Kapitan nie znał polskiego, więc nie wiedział, że Pawło daje upust swojej radości.Jestem królem Ameryki – wydarł się bimbrownik.Iwan zamknięty w ładowni, usłyszał jego radosny zew.Wała mruknął i dorzucił świeżą porcję drewnianych klepek wymontowanych z podłogi korytarza. Kocioł sapnął, a potem bok rozdarł się jak namoknięta tektura. Bimbrownik zdążył zobaczyć, jak kłąb pary strzyka prosto w płomienie. Gdzieś z trzewi okrętu dobiegł odgłos głuchej eksplozji. Titanic zadrżał i przechylił się nieco.Co się tam u diabła dzieje? – Zdziwił się kapitan. Kocioł pękł w kotłowni czy ki diabeł? W tym momencie na mostek wpadł pierwszy oficer.
– Kapitanie, toniemy.
– Bzdura, mój drogi, nasz okręt jest całkowicie niezatapialny. A co się tak właściwie stało? W dwunastej ładowni wybuchła bimbrownia! Wyrwało całą burtę i przebiło cztery grodzie wodoodporne. Kapitanowi zrobiło się zupełnie łyso – Kiedy pójdziemy na dno? – Zapytał z niepokojem.
– Najdalej za dwie godziny…
– Fatalnie. Nasze linie okrętowe nie są ubezpieczone od wybuchów bimbrowni. Daj dziennik pokładowy. Oficer podał mu. Kapitan wyjął z kieszeni wieczne pióro i w zadumie popatrzył na białą kartkę papieru. Nagle spostrzegł ostrzeżenie przed górami lodowymi i poczuł przypływ natchnienia. "Przyczyna zatonięcia okrętu: zderzenie z górą lodową" – wpisał. A potem popatrzył przez okno. Wstrząs strącił tajemniczego oberwańca z dziobu. Nadal w tajemniczej koronie na głowie miotał się po pokładzie z jednym butem w dłoni i wyraźnie usiłował odnaleźć drugi od pary. Że też ludzie nie mają większych zmartwień – mruknął kapitan. A potem wydał rozkaz, by spuszczano łodzie ratunkowe. Dwie godziny później, na opustoszałym oceanie, unosiła się tratwa wyrąbana z desek pokładu. Na tratwie, grzejąc się przy wątłym płomieniu, siedzieli trzej rozbitkowie. Pawło, Kubuś i Hans. Przyszły egzorcysta otworzył ocalałą walizkę i wydobył z niej flaszkę. Hans zza pazuchy wyciągnął butelkę swojej słynnej czekoladówki na serze. – Przepadło – powiedział Pawło grobowym głosem. Król nie żyje, receptura zgubiona razem z butem… Dałem ciała… – Nie martw się – próbował go pocieszyć Hans. – Płyniemy do Ameryki. Twoje królestwo czeka. Miliony spragnionych otrzymają najlepszy bimber. Z pewnością jeszcze kilku naszych przeżyło katastrofę. Każdy dostanie teraz podwa, może po cztery stany. Ty przeprowadzisz losowanie.Na początku będzie ciężko to wszystko obrobić, ale poradzimy sobie. Ostatecznie nie wypadliśmy sroce spod ogona. Pawło popatrzył na niego ponuro.
– Hans przyjacielu, nie jestem godny tego, by być królem. Przez własną nieostrożność utraciłem recepturę. Najcenniejszy dorobek ludzkości został zaprzepaszczony. – Może uda się ją odtworzyć… Znam kilku niezłych chemików. Wędrowycz popatrzył na niego zgaszonym wzrokiem.