Выбрать главу

11. Idiota.

12. Mędrzec, w odniesieniu do kobiet kompletnie głupi, bo jedno drugiemu nie przeszkadza.

13. Rycerz.

14. Trasa do pieklą (ze względu na dobre chęci).

15. Ofiara losu.

16. Bufon.

17. Gbur bez wychowania.

18. Egocentryk.

19. Hipochondryk.

20. Skąpiradło.

21. Król życia.

22. Sadysta.

23. Turysta.

24. Patologiczny łgarz.

25. Pedant.

26. Dżentelmen.

27. Francuski piesek.

28. Niezbędny składnik życia.

29. Prawdziwa podpora (rzadko).

30. wszystko inne, z wyjątkiem tego, co trzeba.

Postępować z nim należy rozmaicie, zależnie od punktu, do którego pasuje. Jedna jest tylko cecha, wspólna wszystkim, mianowicie chcą jeść.

Kochają jeść.

Niekiedy kochają także kobietę, ale to już wyjątkowa łaska boska. Nigdy jednakże nie kochają jej bardziej, niż

jeść.

Nie ma na świecie takiego mężczyzny, który nie poczułby ciepłego drgnięcia w sercu, gdyby kobieta, pozornie niezaangażowana uczuciowo i nie żywiąca wobec niego żadnych złych zamiarów, postawiła przed nim:

– bażanta,

pieczonego w cienkich płatkach boczku.

– pół litra bez barwy, za to ze smakiem i zapachem, oraz kiełbaskę i ogóreczki.

– gotowe śniadanko,

złożone z bułeczek, jajeczek, szyneczki, kawki, serka i jabłek w cieście.

– pierogów własnej roboty

(pod warunkiem, że umie gotować).

– byle czego, ale na białym obrusiku, talerzyczkach i w kryształowych kieliszkach, z dodatkiem świec i kwiatów.

(Te ostatnie nie do jedzenia).

– befsztyka z cebulką, idealnie wysmażonego.

– michy makaronu ze skwarkami i serem.

– tortu ponczowego z bitą śmietaną.

– ogólnie biorąc, doskonałego żarcia, podbudowanego doskonałym alkoholem, i nie na gazecie.

Zeżre, a potem zacznie tęsknić. Jeszcze raz w życiu takie koryto…! Piknie mu ta tęsknota raz, piknie drugi, przyjdzie, spęczniały nadzieją, znów dostanie. No i koniec, już mu nie odejdzie, już się wyrzec na zawsze nie zdoła. I już go mamy.

A ile kobiet naprawdę umie gotować, ile ma na to czas, siły i chęci…?

No i proszę. Znów się kłania równouprawnienie. Gdzie ona ma gotować, w kasie bankowej, czy w sekretariacie ministra?

Całkowicie abstrahując od tego, co myślimy o ministrach.

Zje smutną prawdą jednakże musimy się pogodzić. Własne zwierzę należy karmić i jest to siła wyższa. Nie karmione, zdycha, albo ucieka do dobrych ludzi.

Karmienie, jak już zostało powiedziane, ma jedną złą stronę. Zwierzę od żarcia tyje, a nie zawsze jest to wskazane, nawet w odniesieniu do nierogacizny. Karmiony mężczyzna nie stanowi żadnego wyjątku, smukły Adonis rychło przeistacza się w tłustego wieprza, co nie budzi niczyich absolutnie zachwytów. Na to jednakże jest rada, po prostu przestajemy go karmić i przechodzimy na odchudzanie, wdawszy się uprzednio w konszachty z lekarzem, inaczej bowiem stracimy mężczyznę.

Pomijając karmienie, wspólne wszystkim, postępowanie ze współczesnym mężczyzną zawiera w sobie nieograniczoną ilość wariantów.

Całkowicie zgubiły nam się te gęsie wątróbki, przy których zostałam porzucona bez racjonalnych powodów. A otóż nieprawda. Jeden powód istniał.

Przy moim boku trwał punkt 9, mianowicie bóstwo na ołtarzu.

Stanowisko bóstwa na ołtarzu prawie każdy z nich przyjmie chętnie, najpierw postara się zachować, a potem już uzna za przynależne mu po wieki wieków, do końca życia i jeszcze trochę dłużej. Wypisz wymaluj, jak nasi eksdostojnicy partyjni.

Bałwana na ołtarz z reguły wpycha kobieta i czasami przychodzi jej to samo, a czasami ucheta się jak perszeron za pługiem, bo do wszystkiego ten bałwan się nadaje, tylko nie do ołtarza. Jednakże ona wepchnie.

Niektórzy włażą z własnej inicjatywy i potrzebna im zaledwie odrobina zachęty. Mój wlazł sam z siebie. Ja zaś maiłam kwieciem ołtarzowe utensylia i listkami bobkowymi zdobiłam skroń bałwana. Do cielca nie był podobny, zwłaszcza złotego.

Takiego na ołtarzu należy wielbić w podziwie. Chodzić koło niego jak koło śmierdzącego jajka. Samej robić za kretynkę denną, bo w żadnym wypadku nie wolno bóstwu nawet do pięt sięgnąć. Obraża się i z surowym marsem na czole wdeptuje nas w szpary od podłogi, godnie, lub też w oprawie dzikiej awantury, zależnie od posiadanego temperamentu.

Szczytem nietaktu jest wykazać bóstwu pomyłkę, lub też jeszcze gorzej, delikatnie poinformować, że tak samo jest bóstwem, jak my arcybiskupem. Zbuntowanej kapłanki bóstwo nie toleruje, wywala z posady i angażuje sobie inną.

Ten właśnie błąd popełniłam, ponieważ straciłam cierpliwość na rogu rue de Drouot i Montmartre, jak łatwo zgadnąć, w Paryżu. Nie ma siły, jeśli zależy nam na takim, nie wolno tracić cierpliwości.

Otrąciłam, w pełni świadoma błędu, ostro skopałam bałwana z ołtarza, no i potem zmarnowałam wątróbki.

Urząd kapłanki nie jest, fizycznie, trudny do piastowania. Ko owszem, należy temperować dzieci, kiedy bóstwo podobno pracuje (czasem pracuje rzeczywiście), należy mamić czymkolwiek rodzinę i gości, żeby się do pracującego bóstwa nie pchały, należy chodzić na palcach i trzymać gębę zamkniętą, należy znać swoje bóstwo dostatecznie, żeby bez zadawania pytań wiedzieć, co cholernik woli, kawkę, czy herbatkę i czy już dojrzał do spożycia posiłku, należy sprawdzać pilnie, czy przypadkiem nie ma plamki na portkach z tyłu, chociaż plamkę sam zobaczy, kiedy przejrzy się w lustrze, a bóstwo w lustrze przegląda się maniacko, potwierdzając sobie własną doskonałość.

Nie są to obowiązki wyczerpujące fizycznie, natomiast psychicznie można od tego zwariować. Szczególnie wyraz podziwu i uwielbienia, tak w spojrzeniach, jak i na twarzy, nie zawsze udaje nam się zachować, mięśnie drętwieją

i nawalamy w spełnianiu podstawowego zadania. Co z tego wynika, widać na przykładzie wątróbek.

Bóstwo na ołtarzu o tyle jest niezłe, że nikt, poza nami, nie będzie go dostatecznie wielbić, z czego doskonale zdaje sobie sprawę. Łatwo jest zatem zachować sobie swoje bóstwo na własność, o ile nam na tym porządnie zależy: Musimy tylko pilnie baczyć, czy nie usiłuje nas przebić jakaś kłusowniczka, prezentująca uwielbienie większe i gatunkowo lepsze od naszego.

Znacznie trudniej przychodzi opanowanie punktu l, mianowicie buhaja na swobodzie. Nie zna taki granic ni kordonów i każda krowa dla niego doskonała. Choćbyśmy na głowie stawały, nie unikniemy licznej i nader niepożądanej konkurencji. Pół biedy jeszcze, jeśli buhaj posiada odrobinę taktu i swoją działalność rozpłodową stara się przed nami ukryć, co nie najlepiej mu wychodzi, ale jednak. Wiemy przynajmniej, że mu na nas zależy i nie chce nas przesadnie do siebie zrażać, wobec czego pieczołowicie udajemy, że jesteśmy kompletnie ślepe, głuche i głupkowate.

Dobrze jest wyzuć buhaja nieco z sił męskich, zatrudniając go możliwie obficie przy boku własnym, ewentualnie obarczając obowiązkiem rąbania drzewa i noszenia węgla po schodach, ale co z tego, że dobrze, skoro napotykamy przy tym kłody na drodze. Na osobisty udział w wyzuwaniu z sił kobiecie pracującej brakuje czasu, drzewa do rąbania nie mamy, a węgiel wydarło nam z rąk centralne ogrzewanie. Znaczy, z buhajem musimy się albo pogodzić, albo rozstać, trzeciego wyjścia nie ma.