– Kupi nam w prezencie prześliczny sweterek,
w znienawidzonym przez nas. jadowicie zielonym kolorze, a w dodatku za maty. Dobrze jeszcze, jeśli posiadamy córkę, która barwę kocha, a rozmiar na nią pasuje.
– Wykasuje nam z taśmy ulubiony film,
taki, na przykład, VABANK, żeby nagrać dla nas przez pomyłkę program rozrywkowy z Katowic zamiast Ekstradycji, i reklamę nie istniejącego w sprzedaży płynu do mycia sedesu.
– Szlachetnie i gorliwie pchnie nas w objęcia gacha, z którym kotłujemy się niechętnie, wyłącznie w celu wzbudzenia w nim zazdrości i większych zapałów.
– Dla naszej rozrywki znienacka zaprosi gości akurat kiedy nie mamy w domu nic do jedzenia.
– Przekaże nam zaproszenie w gości akurat kiedy zaczynamy myć głowę i piec schab na jutro, a w garnku bulgoczą śliwki w occie.
– Wymyśli nagle figurę erotyczną, która nas śmiertelnie przerazi.
– Chcąc nas pośpiesznie obsłużyć, wyrwie drzwi od szafy.
– Cieszmy się, jeśli nie podpali mieszkania.
Cieszmy się także, jeśli nie mamy w domu:
a. pieca
(uparłby się dla naszej przyjemności sam go oczyścić, upiększając wszystkie pomieszczenia grubą warstwą sadzy).
b. kuchenki mikrofalowej
(wstawiłby do środka metalowy półmiseczek)
c. bojlera
(jak Bóg na niebie, zdołałby wypuścić z niego wrzątek!)
d. pluskiew
(zniszczyłby je, wywołując potężny wybuch, połączony z miną komina na dachu, całkiem tak samo, jak mój syn).
Zważywszy, iż piece, bojlery i pluskwy powoli wychodzą z użycia, mamy wiele powodów do uciechy. Pilnować należy właściwie tylko kuchenki mikrofalowej.
Prawdziwa, porządna ofiara losu w ogóle nie musi się starać. Wszystko przychodzi jej samo.
Narazić się ciężko szefowi, to dla takiego mięta z bubrem. Pociągi i autobusy odchodzą mu same z siebie kilka minut przed czasem. Paliwa zabraknie mu z całą pewnością dokładnie w połowie drogi między stacjami benzynowymi. Jeśli przypadkiem wygra na loterii, bo niby dlaczego nie, bilet mu się natychmiast sam zgubi. Ofiarom losu takie bilety wyskakują z kieszeni i odbiegają kurcgalopkiem, złośliwie chichocząc.
Przy podróży samolotem zginą mu walizki. W hotelu w Nairobi dostanie jedyny pokój bez klimatyzacji, która się przed godziną popsuła. W każdej windzie stanie pomiędzy piętrami, a jedyna w życiu pomyłka aptekarza padnie na niego.
No i co on tu ma do roboty? Nic.
Rozsądna kobieta przy takim bierze na siebie, ile zdoła. Z dwojga złego lepiej już przysporzyć sobie obowiązków, niż tracić wszystko, pieniądze, walizki, zdrowie i dobrą opinię, z pewnością bowiem, jeśli sąsiad ma nielegalną podrywkę, na jej chłopa padnie. I ona wyjdzie na głupia, a nie żona sąsiada.
Dla ofiary losu należy mieć w sercu odrobinę litości. Co nie znaczy, że powinno się go zabić, żeby się wreszcie przestał męczyć.
Bufon… No i co tu będziemy ukrywać, bufon przynosi ciężki wstyd i co z takim robić, nie wiadomo. Znałam jedną inteligentną kobietę, która posiadała typowego bufona. Traktowała go pobłażliwie, wszystkim subtelnie dając do zrozumienia, że nie należy na niego zwracać uwagi, bo on tak sobie głupio żartuje. Może należy brać z niej przykład?
Gbur bez wychowania musi mieć potężne, dodatkowe, ukryte zalety, żeby w ogóle chcieć z nim wytrzymać. Trzeba w każdym razie:
1. Opanować wzdryganie
przy jego co celniejszych wyskokach.
2. Nie reagować awanturniczo.
3. Unikać dyskusji z nim przy ludziach.
4. Nakarmiwszy go i napoiwszy doskonale, tłumaczyć o co tu chodzi jak sołtys krowie na miedzy. Nie za często, od czasu do czasu.
5. Przypominać sobie ustawicznie o tych jego ukrytych zaletach. Bo może, na przykład, sam, dobrowolnie, myje okna? Hobby ma takie…
6. Udawać, że nie znosimy podawania palta,
upuszczone przedmioty podnosimy własnoręcznie dla gimnastyki, a brutalne inwektywy uważamy za komplementy.
Gbur kompromituje nas podobnie jak bufon, ale w końcu wszyscy się przyzwyczają i będą uważali, że po prostu mamy taki dziwny gust.
Egocentryk, przy całym okropieństwie charakteru, często posiada cechy pozytywne, w co trudno uwierzyć, ale jednak. Bywa inteligentny i rozumie własny interes.
Bywa czyściutki i porządny, niewiele jest po nim sprzątania. Jeśli przypadkiem jego przyjemności są wspólne z przyjemnościami kobiety, dostarcza ich do upojenia. Jeśli nie są wspólne, nie ma co tu się dziwić i rozpaczać, chcemy egocentryka, no to go mamy.
(A propos chcemy to mamy.)
Znałam kiedyś pewną rozsądną kobietę, manikiurzystkę z zawodu, która koniecznie chciała mieć rudego męża. Zrealizowała swoje pragnienie.
– I jak teraz on jest niedobry i w ogóle okropny, denerwuje mnie, albo co – mówiła do mnie -to ja sobie myślę: „chciałaś rudego, masz rudego”. I od razu jestem zadowolona.
Była to bardzo mądra kobieta, która rozwiązała problem życiowy. Powinno się ją naśladować.
(I przede wszystkim wiedzieć, czego się chce.)
Hipochondryk, to właściwie nic takiego. Lekarstw, lekarzy i słów pociechy możemy dostarczać mu na wagony,
a dietetyczne pożywienie nam też się przyda. Ukradkiem zjemy sobie coś dobrego i już nam będzie przyjemniej. Istotna jest wiedza, że mamy hipochondryka, która pozwoli nam nie przejmować się głupstwami i zachować pogodę ducha.
Skapiradłoi król życia są to dwie osobowości kontrastowe, które jednakowo przyczyniają nam ciężkiej zgryzoty. Przeciwdziałać im należy dokładnie odwrotnie i zawsze dyplomatycznie.
Zmusić skąpiradło do niezbędnego wydatku jest równie trudno, jak powstrzymać króla życia od wydatku całkowicie zbędnego. Jeśli mamy usposobienie towarzyskie i gościnne, skąpiradło nas dobije, a król życia uszczęśliwi. Jeśli kochamy własny dom i święty spokój, król życia wpędzi nas do grobu, a skąpiradło dostarczy ulgi. Siedzenie we własnym domu i dzierganie na drutach nie kosztuje ani grosza, a przy tym skąpiradło może okazać nam wielką miłość, ponieważ robimy coś, co bez drutów należałoby kupić, jesteśmy zatem perłą ł diamentem bez skazy.
Wniosek prosty. Zanim zdecydujemy się na króla życia, lub skąpiradło, zastanówmy się nad własnym charakterem. Jeśli nie chcemy, lub nie umiemy się zastanowić, nie zasługujemy na litość.
Turysta też nas może dobić, ale równie dobrze zachowa naszą młodość i kondycję. Zmusi nas do pokonywania górskich zboczy w potokach ulewnego deszczu, wykąpie nas w lodowatej morskiej wodzie, nadmie nas świeżym powietrzem i dotleni do wypęku, padniemy pod ciężarem plecaka i dostaniemy kataru, a może uda nam się nawet przy jakiejś okazji złamać nogę, co ocali nam życie. Błogie chwile w szpitalu długo będziemy wspominać.
Jeśli na samą myśl o kolejnym weekendzie w plenerze czujemy dreszcze na plecach, a na widok wody, bodaj w garnku, dostajemy reumatyzmu, zawsze możemy symulować jakąkolwiek dolegliwość, która pozwoli nam