Może przy lustrach miały słabe światło?), nogi zaś utonęły im w buciorach do pół łydki, pomijając już spodnie. Zostały im jeszcze włosy, ale w tej dziedzinie mężczyźni weszli do konkurencji i włosy im nie dziwota.
Gorszące oszpecanie się strojem wynika z faktu, że w gruncie rzeczy kobiety ubierają się nie dla mężczyzn, tylko dla kobiet.
Na spotkanie w babskim gronie mogłyby spokojnie przyjść w fartuchu kuchennym, w papilotach, w starej spódnicy, w czymkolwiek, bo, zdawałoby się, żaden podbój w grę nie wchodzi. A otóż nic z tych rzeczy. Wywloką najmodniejsze, szał, ostatni krzyk prosto z Paryża, od tego zboczeńca-antyfeministy. Przyjaciółki zzielenieją, każda dostrzeże, każdą skręci. Nikłą pociechę może im sprawić jedynie fakt, że zołza w modnych szatach wygląda jak ostatnia pokraka. Nie szkodzi. Też by chciały.
Kobieta rozumna kicha na barwę przyjaciółek. Zmodyfikuje modę, rezygnując z ostatniego krzyku, byle urodę własną wyeksponować, nigdy bowiem nie wiadomo, czy w babskie grono nie wedrze się jakiś mężczyzna, jego zaś nie szmaty interesują, a raczej ich zawartość. Oceni ją właściwie, wówczas przyjaciółki zsinieją, co stanowi znacznie większe osiągnięcie kolorystyczne, niż zwyczajna zieleń.
Rozmaite wiszące strzępy i bułowate portki służą do skutecznego ukrycia damskich wdzięków, mężczyźni zaś są to ślepe komendy i to tylko widzą, co im się wyraźnie pokaże. Nic nie zobaczą, jeśli już pierwsze spojrzenie napełni ich przestraszonym wstrętem.
Tym bardziej zadziwia fakt, iż sami poszli podobną drogą. Zaczęli naśladować kobiety, być może w nadziei, że prędzej czy później przekształcą się w słabą płeć i nic już nie będą musieli, bo głupie baby wszystkiego im dostarcza. Golić się przestali z lenistwa i stąd Machabeusze, Wernyhory, dziady odpustowe i eremici, makaki wschodnie i pawiany malajskie, oraz zwyczajni jaskiniowcy na każdym kroku. Znów brak logiki. Chcą być młodzi do końca życia, a brodami postarzają się straszliwie. Widocznie lenistwo przebiło szlachetne chęci.
Lub też niektóre kobiety o szczególnych gustach, względnie w podstępnych celach, wmówiły w nich, że z brodą są piękniejsi.
No i włosy, te sploty po pas… Nie będę sobie warkocz trefiła, tylko włos zwiążę splątany. Filon te słowa śpiewa obecnie, nie zaś Laura, co jest zdecydowanie naganne, ponieważ psuje rytm i nieboszczyk Franciszek Karpiński przewraca się w grobie. Zapomnieli dewizy przodków: długie włosy, krótki rozum.
A może wreszcie bezwiednie ujawnili prawdę…?
O stroju nawet wspominać nie warto. Spaliłby się niegdyś ze wstydu na śmierć szesnastoletni młodzieniec, którego przymuszono by do wdziania rozkloszowanych spodenek w kwiaty, do kolan, albo do pół łydki. Poważny człowiek w sile wieku raczej by zażył truciznę, niż odział się w pstrokatą koszulo-sukieneczkę, bodaj i na urlopie w dzikiej puszczy, nie mówiąc o miejscu publicznym. I obaj mieliby rację, bo w wyżej wymienionych rodzajach garderoby każdy mężczyzna od półtora do stu lat wygląda jak, powiedzmy sobie szczerze, półgłówek.
Umknęły ich uwadze wielkie prawdy i ze wszechmiar słuszne spostrzeżenia. Za mundurem panny sznurem. Zapomnieli. Może i mają umysł, ale jakiś wypaczony.
Umyka ich uwadze błysk w oku kobiety, która ujrzy ich znienacka już nawet nie we fraku, czy w smokingu, ale w normalnym, eleganckim typowo męskim stroju, jak na przykład:
– w zbroi, a chociażby lśniącym pancerzu
– w gustownej przyłbicy, oraz szyszaku z pióropuszem
– w czarnej pelerynie i takimże kapeluszu z dużym rondem, spoza którego błyska trzymany w zębach sztylet
– w przewieszonej przez pierś lwiej skórze…
no nie, bez przesady, lwy są pod ochroną.
Ale, powiedzmy ogólnie, w czymś co nie wisi. Coś. co wisi. czyni na kobietach złe wrażenie. Znacznie właściwsze jest to, co trzyma się męskiego kadłuba w sposób dopasowany.
No, ostatecznie, wieczorowy garniturek może być, reprezentacyjny strój sportowy, byle nie pumpy, pumpy eksponują pęcinę, a nie mężczyzna powinien mieć pęcinę jak rasowa klacz, tylko kobieta, no i ten mundur, ten mundur… Nawet glina w mundurze, to coś znacznie bardziej interesującego, niż glina po cywilnemu… Zgnębiona tym cholernym równouprawnieniem kobieta spragniona jest bez granic prawdziwego mężczyzny, który, z natury rzeczy. powinien się od niej różnić wszechstronnie. Niech jej się tylko taki pokaże i niech popatrzy, jak ona na niego patrzy…
Niechby też ona popatrzyła. jak on na nią patrzy…
Go prawda, kwestia osobliwego stroju dotyczy głównie młodzieży, ale wiąże się ściśle z kwestią uczuć wzajemnych, względnie odwrotnie: nieodwzajemnionych, w tej zaś dziedzinie osoby NIE młode NIE istnieją.
Kadłub przywiędły, ale dusza młoda. A serce jeszcze młodsze. Oto zjawisko nader często spotykane.
Liczne młode jednostki płci żeńskiej, które w męskich rzęchach i kudłach dwustronnych – tu warkocz, a tu broda – dostrzegają mnogość nieodpartych uroków, same na ogół wyglądają podobnie, budząc zachwyty wzajemne. Co wcale nie przeszkadza, że obie strony na widok postaci, bardziej przypominającej normalnego człowieka, doznają nagłej odmiany gustów.
W celu uniknięcia nieporozumień wyjaśniam rzecz oczywistą, a kto wie, może nie dla każdego? Jeśli osobnik pojawi się w dzień upalny na morskiej plaży we fraku i lakierkach bez racjonalnego uzasadnienia, wzbudzi nie tyle zachwyt, ile raczej liczne obawy, ponieważ wariatów boją się wszyscy na całym świecie. Plemiona, które ich czczą i szanują, czynią to głównie, a może nawet wyłącznie ze strachu.
De gustibus non est disputandum. Nie mniej jednak koń powinien wyglądać jak koń, pies jak pies, ogromnie kudłata krowa budziłaby co najmniej zdziwienie, owca to owca, a lew bez grzywy byłby nie lwem, tylko lwicą. Kobieta powinna wyglądać jak kobieta, a mężczyzna jak mężczyzna, bo inaczej robi się coś takiego, co jest właśnie naszym udziałem.
Zgłupiawszy,
mężczyźni zapomnieli
o swoim podstawowym obowiązku.
Niegdyś, w dawnych, a nawet bardzo niedawnych czasach, każdy miał ambicję uchodzić za ogiera, jeśli nie publicznie, to chociaż w głębi własnej duszy. Kobietę gryzła myśl, że już nikt jej nie chce. mężczyznę gnębiła obawa, że już nie może. Kompleksy różne z tego wynikały i rozmaite inne szkodliwe przypadłości.
biła męskich pragnień, oraz chęć udokumentowania (no, nie na piśmie) możliwości były tak potężne, że wynikło z tego wydarzenie, podobno autentyczne. Za autentyzm głowy nie dam, nie było mnie przy tym. Opowiadano mi.
Pewien pan, młodości już nie pierwszej, a być może nawet i nie drugiej, słynął przez całe życie, jako nader aktywny wielbiciel płci przeciwnej, gach najwyższej klasy, ogier, buhaj i co kto jeszcze chce. Z przerażeniem i rozpaczą jął dostrzegać w sobie pewien zanik dotychczasowych możliwości. Rzecz jasna, nikomu się z tego nie zwierzał, symulując nadal siły nadludzkie, co przychodziło mu z coraz większym trudem.
W tajemnicy wielkiej udał się do właściwego fachowca (a muszę przyznać, że pojęcia nie mam, jaka profesja była tu przydatna, może protetyk dentystyczny…?) i kazał sporządzić sobie pas z przymocowanymi doń tymi elementami męskiej siły, które w naturze odmawiały mu posłuszeństwa. Owym pasem, wraz z elementami, posługiwał się z nadzwyczajną zręcznością, wciąż budząc podziw i zachwyt, tyle że swoją działalność nieco ograniczył.