Z odnowionymi siłami i skromnym kwieciem w dłoni wracamy i możemy być kamienni spokojni, że gotowy obiad już czeka na stole.
Kwiaty wręczamy z wyrazami czułości, zachwytu i uznania dla jej ciężkiej pracy.
Uczuć nie wyrażajmy lepiej wszystkich razem za jednym kopem, bo zaczniemy się powtarzać. Wyrazy obmyślmy sobie wcześniej i dozujmy je tak, żeby starczyły chociaż na parę dni. Później jej się pomyli, co mówiliśmy w zeszłym tygodniu.
Ogólnie zaś: Coś przecież, do licha, umiemy, a może nawet lubimy robić1
No więc róbmy to coś. Zależnie od właściwości naszego intelektu, względnie zdolności manualnych, naprawiajmy lampy i krany, zmieniajmy film w aparacie fotograficznym, płaćmy rachunki, przenośmy ciężkie rzeczy, uczmy nasze dzieci jeździć na łyżwach i grać w pokera, oszukujmy zręcznie urząd skarbowy…
Każdemu to, co najlepiej potrafi1
W żadnym wypadku nie protestujmy przeciwko jej poleceniom.
Zgadzajmy się na wszystko, a potem po prostu nie róbmy tego.
No, bez przesady. Powiedzmy: róbmy dziesięć procent. Przy pozostałych dziewięćdziesięciu procentach w odpowiedzi na pretensje i awantury informujmy ją szczegółowo, jak niezmiernie ją kochamy i jak bezgranicznie piękna wydaje nam się zarówno w tej chwili, jak i we wszystkich innych.
Od czasu do czasu jednakże musimy o nią zadbać poważnie, poddając się jej poglądom, a nie naszym własnym.
Bardzo być może bowiem, że cały dzień, spędzony z wędką nad wodą, lub też przegląd górskich rowerów wyścigowych, to nie jest akurat to, czego spragniona była jej dusza.
Jeśli zaś na żadne z powyższych ustępstw się nie zgadzamy, jeśli uparcie rozrzucamy wszędzie wszystko co nasze, jeśli palcem nie zamierzamy tknąć żadnego domowego zajęcia, a za to walimy się na krzesło przy stole, rykiem dzikim żądając posiłku, później zaś robimy wyłącznie to, co nam się podoba, jesteśmy zwyczajnym ordynarnym kretynem i nie zasługujemy nawet na przeczytanie tej książki.
Ona zaś stanowczo nie powinna wytrzymać z nami.
A tak sobie, ze zwyczajnej ciekawości i niedowiarstwa, spróbujmy może wnikliwie obejrzeć sobie jej cały dzień pracy.
Gorąco polecam.
Możliwe bowiem, iż: o wpół do siódmej rano ona się zrywa, budzi nas i dzieci, które należy wyprawić do szkoły…
W kuchni przygotowuje śniadanie, podaje na stół, sprawdza, czy wszyscy mają wszystko, co im będzie potrzebne.
Między poszczególnymi czynnościami dopada łazienki, gdzie nie tylko myje się, ale także robi z siebie mniej więcej kobietę.
Pędzi do pracy.
Tamże pracuje, niekiedy intensywnie. wybiega z pracy, robi zakupy (zakładamy, że dzieci wracają ze szkoły samodzielnie, bo nie mamy tu w planach pisania horroru), wpada do domu.
Jedną ręką podgrzewa obiad, przygotowany poprzedniego wieczoru, drugą przyrządza świeżą sałatę, trzecią szybko -…-.
sprząta użytkowane pomieszczenie, czwartą nakrywa do stołu.
podaje posiłek, chwilami w nim uczestniczy, sprząta ze stołu, zmywa.
Włącza odkurzacz i pralkę, szybko czyści resztę mieszkania.
Podaje nam kawkę.
Z doskoku pilnuje dzieci i sprawdza ich lekcje.
Gotuje obiad na jutro i kolację na dziś. odbiera telefony, uzgadniając terminy spotkań służbowych i ustalając różne sprawy.
wiesza przepierkę. podaje kolację i sprząta po niej.
Pilnuje dzieci, żeby przy myciu nie ominęły zębów i uszu.
Siada do przejrzenia dokumentów, które będą niezbędne przy jutrzejszej konferencji o dziewiątej rano, ewentualnie do jakiejś pracy zleconej, dzięki której zarabia dodatkowe pieniądze.
Podaje nam kolejną kawkę.
Kontynuuje przeglądanie dokumentów odmawia oglądania razem z nami filmu o terrorystach.
Sprawdza i układa odzież dzieci oraz naszą na jutro.
Idzie do łazienki, kładzie się do łóżka.
Na nasz widok (kiedy już film się skończył) znękanym głosem cytuje mamusię Jasia: „O Matko Boska, jeszcze i ty…?” Skłonności do seksu nie wykazuje najmniejszych, czym czujemy się co najmniej urażeni.
Stwierdziwszy wszystko powyższe, zastanówmy się we własnym zakresie.
Jeśli nic nam nie przyjdzie do głowy, jesteśmy zwyczajnym
półgłówkiem.
Gwoli sprawiedliwości, bo co nam to właściwie szkodzi (kobieca psychika jest odporniejsza niż męska), przyjrzyjmy się JEMU.
wstaje rano (zakładamy, że dobrowolnie, sam z siebie, niekoniecznie budzony przez nas wśród jęków, krzyków i wysiłków), niekiedy wcześniej niż my.
Leci do łazienki, myje się i goli.
Sam sobie robi śniadanie i zaparza kawę lub herbatę (może jesteśmy hostessą w kasynie i rozpoczynamy dzień pracy o dwunastej w południe?).
Przy okazji robi śniadanie dzieciom. wybiega z psem na krótki spacerek.
Uruchamia samochód, niekiedy zmiatając z niego pół tony śniegu.
Jedzie do pracy.
Czyni wysiłki fizyczne, ewentualnie umysłowe (nurkuje w skafandrze na głębokość stu metrów, rozmawia przez trzy telefony
równocześnie, podejmuje błyskawiczne życiowe decyzje, sprawdza prototyp ulepszonej przez siebie bomby, fedruje węgiel, przyjmuje lądujące samoloty, łapie uzbrojonego złoczyńcę i Bóg wie co jeszcze).
Nie ma kiedy zjeść drugiego śniadania i napić się herbaty.
Przyjmuje telefon od żony i usiłuje zapamiętać, że po drodze do domu ma kupić sól i natkę pietruszki. w chwili kiedy powinien iść do domu, okazuje się, że: a. Zaczyna się konferencja, którą sam prowadzi b. przywieźli chorego, którego natychmiast trzeba operować, C. Doświadczenie chemiczne musi być kontynuowane, d. Nastąpił zawał na dole i nie da rady wyjechać na górę, e. Kolega – nurek się topi, f. komputer się zepsuł i pociągi się zderzą, g. Gdzie indziej jest mgła i cały transport powietrzny ląduje u niego, i. Wybucha nagła praca zlecona, albo cokolwiek innego.
Udaje mu się wreszcie wrócić do domu.
Spod bramy zawraca po tę sól i natkę, o których zapomniał.
(Niekiedy sól i natkę kupuje i wkłada mu do aktówki sekretarka, która przy okazji robi zakupy dla siebie, i taki ma ulgowe życie.) Niekiedy jest wytresowany i z rozpędu nabywa rozmaite produkty, bodajby i w nocnym sklepie. w progu domu spotyka go: a. awantura, że się spóźnił, b. śmiertelna obraza i gorzkie łzy, C. Urwany wieszak, który, nie ma siły, trzeba dziś zakołkować d. Kolacja w trakcie przyrządzania (bo obiad był już dawno) i ma natychmiast przykręcić gaz pod czerwonym garnkiem i wyjąć to coś z piecyka, e. Liczne grono przyjaciółek żony, f. dzwoniący służbowo telefon, g. Monit w sprawie pracy zleconej, którą miał oddać wczoraj, h. Rachunek do zapłacenia razem z odsetkami, i. Czekający niecierpliwie pies, a w ostateczności nawet kawa i fotel.
Coś z tego wszystkiego robi. Kołkuje wieszak, przykręca gaz, półprzytomnie pada na fotel, nerwowo grzebie w urzędowych dokumentach, wypełnia zeznanie podatkowe…
Eeee, i tak to nie jest to… Dajmy spokój sprawiedliwości.
Jesteśmy kobietą i znajdujemy się po drugiej stronie wyżej
opisanego medalu.
Jeśli nawet zarazem jesteśmy kretynką, działa w nas zdrowy instynkt.
Przyczyny, dla których chcemy z nim wytrzymać, mogą być najrozmaitsze. Racjonalne czy głupie, bez znaczenia, grunt, że istnieją. Nie mamy wielkiej ochoty paść trupem z wyczerpania ani też przeistoczyć się w obladro, od niego normalnej pomocy się nie doczekamy, musimy zatem wykombinować coś innego.
Przede wszystkim zastanowić się, czy przypadkiem same na siebie nie nakładamy dobrowolnie zbyt wielu niepotrzebnych obowiązków Bo może obiad da się gotować tylko trzy razy na tydzień, a nie codziennie…?
Może mycie wanny i innych urządzeń łazienkowych poświęcić niejako sobie…?