d. Jeśli zaprezentuje odmienny pogląd na sposób zmywania naczyń…
e. Jeśli skrytykuje naszą metodę dokonywania zakupów i sam pokaże lepszą…
Na litość boską, siedźmy cicho i nie protestujmy ani jednym słowem1
Zostawmy mu te arcydzieła. Niech kroi cholerne pomidorki i cebulki, niech wkłada pranie, niech patroszy ryby, niech zmywa, ile zechce, niech robi zakupy…
Wszystko zaś, na czym nam naprawdę zależy i co do czego mamy własne zdanie, zróbmy po prostu w tajemnicy przed nim.
Nie siedzi nam przecież na głowie bez przerwy?
Jeśli siedzi, przykro nam, ale należałoby może pomyśleć o dłuuuuuugiej wycieczce do Australii…
Nonsens. Mamy wszak z nim wytrzymać.
Ciekawe, swoją drogą, dlaczego…?
Mamy milczka, z którego wydrzeć słowo trudniej niż kilofem urąbać w kopalni dwadzieścia ton węgla.
Tu, niestety, możemy się oprzeć tylko na czynach i reakcjach. Ludzkim sposobem niczego z niego nie wyrwiemy.
Czynem może okazać, że, na przykład, lubi: 1. Rąbać drzewo.
2. Gmerać po internecie.
3. Doić krowy.
4. Czytać utwory historyczne, głównie biografie.
5. Pływać na nartach wodnych.
6. Konsumować jakieś potrawy, przypadkiem przez nas przygotowane.
7. Okazywać nam uczucie we wtorki i soboty.
W ostatniej kwestii doświadczenie możemy zyskać dość szybko.
Pozostałe mogą umykać naszej uwadze dość długo. Szczególnie krowy, nie każdemu i nie w każdej chwili dostępne.
Wytrzymywanie z milczkiem ściśle zależy od naszego własnego charakteru, upodobań i potrzeb.
Bo jeżeli milczek znienacka, nic nie mówiąc, rzuci nam w dłonie: – bilety lotnicze do Las Vegas?
– etolę z norek?
– kolię diamentową?
– zaproszenie na bal do amerykańskiej ambasady?
– kluczyki do samochodu i kartę rejestracyjną na nasze nazwisko?
No…?
Zgodzimy się pomilczeć z nim razem?
No i tu znów musimy przeskoczyć na tę drugą stronę medalu, bo aż się prosi.
Jesteśmy normalnym, przynajmniej we własnym pojęciu, mężczyzną i mamy w domu, pod ręką i na co dzień, katarynkę, której się gęba nie zamyka ani na jedną chwilę.
Gada. Bez przerwy. W porządku, niech gada. Informuje nas diabli wiedzą o czym, nie słuchamy, jak brzęczenie owada, dałoby się to znieść. Niestety, jest gorzej, ona nam zadaje pytania i żąda odpowiedzi1
I tu się zaczyna nieszczęście1
Nie chcemy nic mówić. Nie chcemy reagować na gadanie.
Wróciliśmy z pracy i nasza psychika żąda ciszy, ukojenia, zajęcia się sobą, a nie światem zewnętrznym. Możliwe nawet, że mamy wątpliwości w kwestii naszych decyzji, naszej pracy, musimy je rozstrzygnąć w sobie, pozbyć się stresu, ODPOCZĄĆ!!1
Katarynce tego nie wyjaśnimy, bo ona odreagowuje stres, gadając, wyrzucając wszystko z siebie, nie pojmie, nigdzie się jej nie pomieści, że można odreagowywać, milcząc. O mój Boże, jak okropnie nie znosimy ekstrawertyzmu, gadania, ujawniania naszych procesów myślowych…1
Z katarynką nie wytrzymamy. Mało, obłędu dostaniemy i poderżniemy jej gardło.
A tymczasem wcale nie o to nam chodzi.
Nasza katarynka jest czarująca. Urocza. Pracowita.
Kochamy ją w gruncie rzeczy. Gotuje cudownie, dba o nas, wcale nie jest głupia, w pracy odnosi sukcesy, dla dzieci ideał, nie czepia się przesadnie…
Zależy nam na niej i bardzo chcemy z nią wytrzymać. Musimy zatem rozważyć cechy jej osobowości.
Coś lubi, czegoś nie znosi, coś robi i czegoś nie robi.
Jej upodobania i poglądy bezwzględnie musimy poznać, bo gdyby się, na przykład, okazało, że istnieją i nie budzą jej niechęci jakieś czynności, przy których koniecznie trzeba coś przytrzymywać zębami…?
Ponadto może uda nam się odkryć jej ulubione zajęcie, przy którym nasza obecność jest niepożądana…?
Zważywszy, iż jesteśmy człowiekiem inteligentnym, właściwe byłoby dokonanie dla siebie spisu odpowiednich prac. Okropnie trudno mówić przy: 1. Własnoręcznym myciu głowy nad wanną.
2. Jedzeniu gorącej i szalenie pieprznej potrawy.
3. Gnieceniu wściekle twardego ciasta na faworki.
4. Pływaniu pod wodą.
5. Dokonywaniu skomplikowanych obliczeń matematycznych.
6. Myciu zębów i płukaniu gardła.
Itp.
Coś z tego wszystkiego może nam się nada…?
Ponadto zawsze istnieje ratunek w postaci przyjaciółki, która przybywa z wizytą, dzięki czemu możemy się usunąć na ubocze.
I drugi ratunek: wyczerpująca praca fizyczna, po której głos z człowieka nie ma chęci wychodzić.
Zważywszy, iż nie mamy szans nakłonić żadnych władz, żeby naszą ukochaną katarynkę zatrudniły przy wiosłowaniu na galerach lub też przerzucaniu węgla z wagonów kolejowych na wywrotki, rozbiórki starych murów również nie wchodzą w rachubę, a przy robotach kesonowych kobiet się nie zatrudnia, spróbujmy jej skombinować ogródek.
Dużo kopać, dużo grabić, dużo pielić… Sadzić, siać, podlewać…
Niezłe, ale nie w każdej porze roku.
Ewentualnie praca społeczna, polegająca na wygłaszaniu prelekcji. Po trzech godzinach gadania może będzie miała dość…?
Na dobrą sprawę jedyna metoda, stwarzająca jakie takie nadzieje, to przełamanie w sobie oporów bodaj jeden raz i wyjaśnienie najdroższej osobie, że nienawidzimy gadania. Kochamy ją nad życie, ale w milczeniu.
Jeśli koniecznie musi gadać, niech gada, na litość boską, do kogoś innego, a do nas owszem, ale bez nadziei na odpowiedź. Od czasu do czasu, bardzo rzadko, niech będzie, przełamiemy się i pójdziemy na ustępstwo, wysłuchamy gadania, postaramy się je zrozumieć i udzielimy odpowiedzi. Wyłącznie z miłości do niej i wbrew sobie. Powiedzmy: raz na kwartał.
O ile nie czujemy się do tego zdolni, trudno, musimy poważnie wziąć pod uwagę te norki, kolie i bilety.
Zakładamy, że nasza katarynka nie jest debilką.
Jeśli jest, podpada pod ogólne miano debilki i sposób wytrzymywania z taką przekracza nasze możliwości. Przyczyny, dla których chcielibyśmy się nawet wysilić, potrafimy sobie wyobrazić, ale na tym, niestety, koniec.
Jesteśmy człowiekiem pracy w potężnym zakresie i czynimy wysiłki, przekraczające niemal granice ludzkiej wytrzymałości i siły: Przeprowadzamy codziennie operacje neurochirurgiczne.
Fedrujemy węgiel na przodku bardzo głęboko pod powierzchnią ziemi.
Przemierzamy nieskończone kilometry TIR-em z przyczepą, nocą, we mgle, w zamieci śnieżnej, w najokropniejszych warunkach atmosferycznych.
Przeprowadzamy doświadczenia, od których w każdej chwili możemy wylecieć w powietrze, żądające naszej obecności przez dwadzieścia cztery godziny na dobę.
Ganiamy przestępcę, który ma prawo do nas strzelać, my zaś do niego nie…
A propos: autorka niniejszego przeczytała przed wieloma laty utwór, w którym zwyczajny, przyzwoity i obowiązkowy milicjant ganiał przestępcę, w ciągu trzydziestu sześciu godzin ani na chwilę nie ustając w wysiłkach, po czym wreszcie wrócił do domu, gdzie małżonka natychmiast kazała mu trzepać dywany.
Prowadzimy przedsiębiorstwo, które wymaga od nas wielkiej wiedzy i zmusza nas do podejmowania błyskawicznych decyzji, w napięciu i przy pełnej świadomości, że wszyscy wokół z całego serca starają się nas oszukać.
Na marginesie: przestępcę złapał, ale chwała spadła na kogo innego.
Również na marginesie: chyba rozwiodłabym się z tą głupią babą.
No i teraz pytania: pierwsze: jak wytrzymać z osobą, spełniającą obowiązki podobne do naszych?
Drugie: jak wytrzymać z osobą, spełniającą (z urazą i niechętnie) obowiązki domowe?
Jeśli, spełnia te obowiązki chętnie i bez urazy, siedźmy cicho i pilnujmy, żeby to ona wytrzymała z nami.
Pierwsze, na dobrą sprawę, nie nastręcza trudności.