Smutek i refleksja nad smutkiem dominują także w reakcji na „S@motność…”. Czasami tak przejmujący smutek jak ten:
Szanowny Panie,
Zabił mnie Pan. Urwał mi Pan najpierw jedną rękę, potem drugą. Wyrwał mi Pan także nogi, a po chwili gołymi rękami wyrwał mi Pan serce. Teraz mam w klatce piersiowej dziurę wielkości leja po bombie atomowej. A na końcu odciął mi Pan głowę.
I kiedy ta głowa spadła i toczyła się po podłodze, spod mrugających jeszcze powiek popłynęła łza…
Monika
(e-maiclass="underline"
Skończyłem właśnie „Zespoły napięć”, kolejna książka, która otworzyła mi oczy na ludzkie emocje, a zarazem wpędziła w totalnego doła. Znów mam książkę, w której ktoś musi odejść, zginąć, mieć doła i wyć… Myślałem, że po „S@motności w Sieci” nie da się napisać nic bardziej smutnego, a jednak ma Pan talent… ten tekst, jak to poszedł po ulubione truskawki i zginął… po prostu dół. Co jest w tym wszystkim najdziwniejsze, z niecierpliwością czekam na kolejną publikację, nie dlatego, że mam chęć popaść w dół, ale móc znów przeżyć coś pięknego i niezapomnianego.
Grzegorz
(e-maiclass="underline"
„S@motność…”
Chciałem to nazwać wydarzeniem, ale przecież wydarzeniem jest spotkanie polityków, o którym mówi się w wiadomościach, a nie kolacja przy winie! Niezwykła, bo jest tylko jedna osoba, wino, muzyka (ach ten blues) i mogłoby się wydawać, że to wszystko, ale… przecież z drugiej strony siedział ON, jeszcze nigdy nie widziałem, nie słyszałem, nie czytałem, żeby ktoś TAK opowiadał o genetyce, te wszystkie AT,GC, przecież to jest życie…
I mi się wydawało, że ja przeżyłem smutek absolutny.
(e-maiclass="underline"
Poczuł się pan kiedyś nagi… ale tak do bólu, do poczucia każdej drgającej w panu helisy…?
Książkę poleciła mi koleżanka poznana na czacie. Ona w Warszawie, ja w Poznaniu… zresztą pisze do pana…
Nią ta książka wstrząsnęła… Ona ostrzegała mnie, że po przeczytaniu nic już nie będzie takie samo…
Miała rację.
Nic już nie jest takie samo. Świat wokół zmienił się…
Nie przeczytałem do końca, choć mam na to czas. Leży sobie na półce i czeka na swój czas. Zastanawiałem się, czy mam ją przeczytać w sposób „połykający”, czy potraktować ją jak biblię i zaglądać do niej w chwilach, kiedy będę tego potrzebował…
Leży i czeka, nie jestem jeszcze chyba gotowy na czytanie…
Wszystkie słowa, które gdzieś tam we mnie siedziały, niewypowiedziane, odnalazłem na kartach „S@motności…”.
Zastanawiam się, czy to co czuję jest takie normalne i zwyczajne, czy wykradł pan moją duszę…
Normalnie bardzo rzadko płaczę, ale mój egzemplarz „S@motności…” jest jakoś dziwnie poskręcany… Wie pan, jak wygląda mokry papier, który potem wysycha, ale jest w nim nadal część jakaś mojego ja, moich przeżyć, mojego smutku, mojego żalu…
DZIĘKUJĘ ZA TO WSZYSTKO CO TAM ZNALAZŁEM, CO SOBIE UŚWIADOMIŁEM…
DZIĘKUJĘ…
Robert * (e-maiclass="underline"
* W odpowiedzi na moją prośbę o zgodę na opublikowanie tego e-mailu przeczytałem poniższą smutną wiadomość:
Nie ma już Roberta, ale myślę, że zgodziłby się…
Ma pan moje błogosławieństwo.
Małgorzata B-L, Sydney (e-maiclass="underline" do wiadomości – JLW)
Czasami był to smutek pełen złości, rozgoryczenia i pretensji:
Dlaczego w Twoich książkach jest tyle o zdradzie?
Czy życie naprawdę jest takie podłe?
Czy nie ma prawdziwej miłości, a namiętności godne oddania życia rodzą się w mroku i ciemności i pozostawiają gorycz w ustach?
Czy kochałeś kogoś, a ten ktoś Cię zdradził?
Czy wiesz, jak trudno czytać tę historię o miłości obłudnej i oszukańczej, o tych „wyjątkowych” ludziach, którzy tak mocno kochają, że nie potrafią zdobyć się na prawdę…?
A Ty opisujesz ich tak pięknie i dajesz im tym samym przyzwolenie, a nawet nobilitujesz takie związki.
To nie tak, może musiałby się zawalić Twój świat i musisz przeżyć to co ja, a wtedy zrozumiesz.
(e-maiclass="underline" Anonimowo)
Czasami po prostu pełen smutku żaclass="underline"
Zaczęło się od tego, że ona przestała płakać po tym, jak się kochaliśmy. Zawsze płakała. Ze szczęścia. Przecież pan wie, że kobiety tak robią… I wtedy wiedziałem, że nie może być lepiej. Przeczytała pana książkę i nie płacze.
Nienawidzę pana.
GL. (e-maiclass="underline" Anonimowo)
Czasami poetycki smutek niespełnionej miłości:
Stuka deszcz. Polska, 23 z minutami…
Jedna kropla, druga, siedemdziesiąta, setna… Ile ich może być…? Ile ich jeszcze zostało? Na ile wystarczy? Może to Anioły podlewają w niebie swoje ogrody… A może to Bóg płacze… Tak kiedyś opowiadała mi babcia… Dzisiaj jej nie ma i nic już nie jest takie proste…
Nigdy nie piłam w samotności. Dziś robię to po raz pierwszy. Pierwszy też raz od bardzo dawna odważyłam się posłuchać ciszy…
Robił Pan to już kiedyś? Słyszał Pan, jak ona potrafi grać? Jak tańczy z nocą? Cudowna para… Przezroczysta i lekka. Oddałabym życie, by tak trwać. Nie myśleć, nie czuć, nie oddychać, nie płakać, nie czuć pogardy ani złości… Nie móc kochać.
Usnąć jak muszka zatopiona nagle w bursztynie…
Pewnie i tak nigdy Pan tego nie przeczyta… Może właśnie dlatego idę dziś tak głęboko w siebie… Gdzieś, gdzie dotąd nigdy się nie zapuszczałam… Bo było za daleko, nie po drodze, a potem nagle robiło się jeszcze bardzo stromo. Zawsze dochodziłam do jakiegoś momentu. Już czułam szmer strumyka i gadanie wody, ale bałam się skoczyć… Nie chciałam sprawdzać, co jest na dnie… Nikogo nie zapraszałam i na nikogo nie miałam ochoty.
Ta pana Samotność… Cholera… Wróciły wspomnienia…
Jak to jest? Mówią, że Bóg jest dobry, że jest miłością… A pozwala krzywdzić, kłamać, drwić i wyszydzać. Nie pozwala kochać, kiedy potrzebujesz tego jak wody…
Miało być inaczej. Miał być zachód i poranek, miał być Cohen i czerwone wino, naleśniki i truskawki… dzień witany uśmiechem i noc żegnana pocałunkiem… Chciałam Mu pokazać żółwia, którego znalazłam na trawie, i złotówkę, którą noszę na szczęście… Chciałam pisać do Niego listy na żółtej papeterii i drapać Jego psa za uchem… Mieliśmy kochać się w strugach deszczu i leczyć katar herbatką z miodem i cytryną… Chciałam czuć Jego zapał, gdy pracował nad ważnym projektem, i niewinność chłopca, gdy zmęczony zasypiał na moich kolanach… Chciałam czytać z Nim książki i kupować francuskie rogaliki w sklepie… Myć okna, kleić pierogi i chodzić na spacery na koniec świata…