– To był błąd. Tak więc Mortimer trafił do nas. Do Trzech Detektywów. Już wiecie, dlaczego nazwaliśmy go panem myszkiem. – Bob starał się być dokładny. – Chcieliśmy mu pomóc. Na początku rzeczywiście niczego nie pamiętał. Dopóki…
– Dopóki nie rąbnął się o schodek w naszej Kwaterze Głównej. Wtedy mu pamięć wróciła. Może nie od razu. Ale stopniowo. My o tym nie mieliśmy pojęcia.
– Myszek postanowił skołować wszystkich: policję, nas, rodzinę Cataluccich i Montalbanów oraz kilka postronnych osób. A potem, zrozumiawszy, że jest kompletnie sam, zaczął eliminować wrogów. Po kolei. Z matematyczną dokładnością. Kupił blond perukę z kitką. I dżinsowy garniturek.
– Dlaczego zabił wróżkę Clarissę Montez?
– Była ważnym ogniwem rodziny. O tym później. Ona to, na polecenie Sola Catalucci, przywiozła Mortimera z cmentarza, do którego w końcu dotarł i gdzie go chcieli zabić ciosem w głowę, do hotelu rodziny Pergola. Hotel nazywa się “Grazia Piena”, czyli “łaski pełna”, a rodzina Pergola ma w tym wszystkim niebagatelny udział…
– Po kolei, Jupe! – wtrącił Bob. – Inaczej niczego nie zrozumieją.
– Nie jesteśmy głupcami! – zaprotestowała mama Andrews. – Nie sądź, że razem z ojcem nie potrafimy zliczyć do… siedemnastu!
Jupiter Jones roześmiał się.
– I co dalej? – denerwowała się ciotka Matylda. Z placka zostały już tylko okruszki. – Co z panem myszkiem?
– Nabrał nas na przyjaźń. Chciał się włączyć do naszego śledztwa, by sobie zagwarantować niezłe alibi. Przez rzekomą utratę pamięci zerwały mu się też powiązania z Włochami. A oni pracowali… jak mróweczki!
– Trzeba przejść do drugiego wątku – zgodził się Pete. – A ten drugi łączy się z pierwszym. Ale do rzeczy. Na początku sądziliśmy, że rodziny handlują bronią. Bob odkrył pod stołem wróżki kilka skrzynek i parę karabinów. Nie miało to jednak nic wspólnego z handlem żelastwem…
– Tylko z czym?
– Z przemytem.
– Czego, Pete? – zdenerwował się wuj Tytus.
– Ludzi, proszę pana, ludzi! Głównie Meksykanów.
– Po co? Jak mogli zarobić na bezrobotnych analfabetach?
Jupiter podniósł palec w górę.
– Oni szmuglowali robotników. Do kopalni złota! Tej samej, którą wcześniej odkrył chemik i przez którą zginął. Tej kopalni nie można było eksploatować w sposób legalny. Gubernator Kalifornii nigdy by się na to nie zgodził. Tym bardziej, że teren leży na pograniczu dwóch stanów, Kalifornii i Nevady. On do dziś sądzi, że te ziemie są parkiem narodowym. Nikt z rządzących naszym stanem nie wie, ze w trumnie Therezy Montalban Whitehouse Osborne odnalezione zostały papiery sprzed stu lat!
– Nikt, nawet kustosz z Muzeum Historycznego w Los Angeles nic miał o tym pojęcia. Ani Urząd Ziemski – dorzucił Bob.
– Ale się zdziwią! – roześmiał się papa Andrews. – Moja gazeta jako pierwsza to opublikuje! Dlatego od pierwszej minuty nagrywam opowieść Trzech Detektywów. Tak jak Pete rozmowę z mordercą. W grobowcu. I co dalej?
– Medaliony, takie jak ten – Jupiter położył na stole srebrny przedmiot – oznaczały przynależność do rodziny. Miał go Mortimer i inni. Także wróżka, bo to pod jej kanciapą przechodzili meksykańscy imigranci, szmuglowani przez granicę dzięki biuru podróży Palermo Travel. Obie te instytucje, amerykańska i włoska, trudniły się nielegalnym przerzutem ludzi. Także do Europy. W Rocky Beach Meksykanie kierowani byli od razu do kopalni. Tam pracowali w straszliwych warunkach, za łyżkę zupy. Przemyt szedł przez kanciapę wróżki, podziemnym tunelem wykopanym jeszcze za czasów prohibicji.
– I nikt z normalnych gości hotelowych “Grazia Piena” się nie zorientował? – wuj Tytus z niedowierzaniem kręcił głową.
– Tam nigdy nie było innych gości. No, oprócz pana myszka. Hotel służył za pierwszą bazę przerzutu. Potem starymi autobusami przewozili ich dalej. Śledzeni satelitarnie z bazy komputerowej w grobowcu. Mówię wam… – zachwycał się Bob. – to istna Baza Wszelkich Danych!
– A jak się rodziny już zorientowały, że Mortimer odzyskał pamięć? – mama Crenshaw dziobała resztkę ciasta.
– To ich członkowie postąpili chytrze. Zawiadomili policję, konkretnie Mata Wilsona o… nielegalnym przemycie heroiny. Taki blef! Nigdy nie było narkotyków. Mortimer byłby wpadł w pułapkę, gdy by się nie przedstawił jako… adwokat Prosper Osborne.
– A ta dziewczyna? Juanita?
Pete uśmiechnął się.
– Miła dziewczyna. Ale żyje pomiędzy dwoma zwaśnionymi rodami: Cataluccich i Tarvich. Nasz agent Segreto Servicio z Sycylii musiał wtajemniczyć ją w cząstkę spraw. Juanita o wielu rzeczach nie miała pojęcia. Tarvi wysłał ją na cmentarz. Miała zanieść kopertę z danymi dotyczącymi nowych szlaków przerzutu. Bo morderstwa postawiły policję na nogi. Także koronera Bullita. Mafia musiała zmienić szlaki. Za Juanitą poszedł Bob. Ale tam czekał już kochany kuzynek Roberto Montalban. I to on rąbnął Boba. Potem go przerzucili do starej części grobowca.
– Z czaszkami o żółtych zębach! – wstrząsnął się Andrews. – Ale to ja zobaczyłem na trumnie Therezy znak: owalny medalion Osborne’ów.
– Dlaczego agent Tarvi nie zlikwidował wcześniej Prospera, to jest… Mortimera? – zdziwił się papa Andrews.
– Próbował. Raz go nawet porwał z ulicy. Widzieliśmy zielonego chevroleta. Ale Mortimer im zwiał. Był sprytny!
– Dlaczego zamordował dziennikarza Benjamina Robertsa? I jak?
Jupiter Jones przeciągnął dłonią po twarzy.
– Spanikował. Zobaczył nas, jak rozmawiamy w zoo z Robertsem – przyszedł tam, bo śledził Sola. A Catalucci już raz wystawił go policji. Kiedy zobaczył w zoo również dziennikarza, a potem nas, spanikował. Doszedł do wniosku, że media mogą mu bardziej zaszkodzić niż włoska mafia…
– Prasa to potęga! – westchnął papa Andrews. – Coś o tym wiem. Sam jestem dziennikarzem. Niektórzy nazywają nas czwartą władzą. Jak zginął nieszczęsny Benjamin?
Pete wzruszył ramionami.
– Załatwiono go strzykawką z silną dawką trucizny. Była pierwotnie przeznaczona dla Sola. Mortimer bał się strzelać, nawet z tłumikiem. To przecież zoo. Pełno ludzi, dzieci… przysiadł się na moment do Robertsa i… zrobił swoje. Znał się na tym. W Palermo siedział za cztery morderstwa… myszek jeden!
– Wpakowaliście się w niezłą kabałę! – jęknęła ciotka Matylda. – Dobrze, że wszystko już się skończyło. Guzy zniknęły z głów Boba i Pete’a. A Mortimer? Jak się właściwie nazywał?
– Angelo Riccione. Nie zdążył opróżnić trumny Therezy Montalkin Whitehouse Osborne. Zastrzelił go agent Tarvi. W obronie własnej. Angelo też strzelił. Ale chybił. – Jupe uśmiechał się. – Byłem przy tym. W bezpiecznej odległości.
– Czy dokumenty naprawdę znajdowały się w trumnie?
– Tak – potwierdził Jupiter. – W srebrnej skrzynce u stóp nieboszczki. Biedaczka, straciła głowę…
– Co?
– Dosłownie! – włączył się Bob. – Kiedy się tam kotłowali Tarvi z Mortimerem… trumna spadła z hukiem. Nieboszczka Thereza wypadła i…
Ciotka Matylda zacisnęła powieki.
– Dość tej makabry. Co będzie dalej z grobowcem?
Jupiter rozłożył ręce.
– Uporządkują go. Na koszt stanu. Ponieważ część spadkobierców siedzi w kryminale… a część, myślę o agencie Tarvi, zrzekła się wszelkich praw, ziemie przejdą na własność parku narodowego, który dzięki temu ocaleje. A starą sztolnię znów się zasypie. Nareszcie mieszkańcy Windy Island przestaną szukać skarbu. Najgorzej na tym wszystkim wyjdą Meksykanie i pracownicy obu biur podróży. Ci pierwsi zostaną deportowani, ci drudzy – bezrobotni!