Potrząsnęła przecząco miękkimi, rudymi lokami.
– Nie, proszę pana. Pieniądze banku to nie moje pieniądze. Nie warto za nie umierać. I nie są warte życia dzieci pana Bartletta.
Pan Niebieski uśmiechnął się pod maską.
– Wyjęła mi to pani z ust.
Odwrócił się z powrotem do dyrektora.
– Obaj mamy dzieci. I nie chcemy, żeby straciły ojców, prawda? Do roboty.
Tekst o dzieciach ułożył Supermózg. Całkiem niezły, dobrze działa, pomyślał Niebieski.
Zeszli szybko do skarbca. Drzwi miały podwójną kombinację i Bartlett musiał je otworzyć razem z asystentką. Uporali się z tym w niecałe sześćdziesiąt sekund.
Pan Niebieski pokazał im srebrzyste, metalowe urządzenie. Przypominało pilot do telewizora.
– To skaner policyjny – wyjaśnił. – Jeśli tylko gliny albo federalni ruszą tutaj, natychmiast będę o tym wiedział. Wtedy zginiecie wy i obie kasjerki. Czy w skarbcu są jakieś ukryte alarmy?
– Nie, proszę pana – zapewnił skwapliwie dyrektor. – Daję na to słowo.
Pan Niebieski znów się uśmiechnął pod maską.
– Więc idziemy po moje pieniążki. Ruszać się!
Już prawie kończył ładowanie gotówki, gdy nagle skaner policyjny odebrał alarm: „Napad na bank First Union w śródmieściu Falls Church!”.
Niebieski odwrócił się do Jamesa Bartletta i strzelił. Potem wpakował kulę w czoło panny Collins.
Tak jak to przewidywał plan.
Rozdział 15
Na dachu mojego samochodu wyła syrena.
Moje ciało też.
Mózg także.
Przyjechałem do banku First Union w Falls Church w Wirginii prawie w tym samym momencie co Kyle Craig i jego drużyna z FBI.
Czarny helikopter siadał właśnie na niemal pustym parkingu centrum handlowego, tuż za bankiem. Kyle i trójka agentów wyskoczyli z maszyny, pochylili się i podbiegli do mnie szybkim truchtem. Przypominali mnichów spieszących do kaplicy. Nosili niebieskie kurtki FBI, żeby wszyscy widzieli, że w śledztwo zaangażowane jest Biuro. Po ostatnich morderstwach chcieli uspokoić ludzi, że wzięli sprawy w swoje ręce.
– Byłeś już w środku? – wysapał Kyle. Wyglądał, jakby też nie spał całą noc.
– Dopiero przyjechałem. Zobaczyłem waszego lądującego belljeta i domyśliłem się, że to ty albo Darth Vader. Chodźmy.
– Starsza agentka Betsey Cavalierre – przedstawił Kyle.
Drobna kobieta dobrze po trzydziestce miała lśniące, czarne włosy i bardzo ciemne oczy. Nosiła za dużą kurtkę FBI, biały T-shirt, spodnie khaki i sportowe buty. Nie była piękna, ale całkiem ładna.
– I reszta pierwszego zespołu – ciągnął Kyle. – Agenci Michael Doud i James Walsh. A to Alex Cross, oficjalny łącznik między policją waszyngtońską i nami. To on znalazł zwłoki Errola i Brianne Parker.
Szybkie, uprzejme „cześć” i uściski dłoni zakończyły prezentację. Zauważyłem, że agentka Cavalierre szacuje mnie wzrokiem. Może dlatego, że przyjaźniłem się z jej szefem, a może dlatego, że byłem oficerem łącznikowym. Kyle wziął mnie za łokieć i odprowadził na bok. Weszliśmy za żółtą taśmę policyjną, trzepoczącą głośno na południowo-wschodnim wietrze.
– Jeśli sprawcy pierwszego napadu nie żyją… – powiedział – to kto, do cholery, zrobił ten skok? Kiepska sprawa. Rozumiesz, dlaczego włączyłem cię do tego śledztwa?
– Bo nieszczęścia chodzą parami – odparłem.
W holu banku dostałem skurczu żołądka. Na podłodze leżały dwie kasjerki w granatowych kostiumach poplamionych krwią. Obie nie żyły. Rany w głowach świadczyły, że strzały oddano z bliskiej odległości.
– To jakaś egzekucja! Jasna cholera! – powiedziała agentka Cavalierre, kiedy stanęliśmy nad zwłokami. Technicy z FBI natychmiast zaczęli filmować i fotografować miejsce zbrodni. Poszliśmy do skarbca.
Rozdział 16
Znaleźliśmy tam dwie następne ofiary: mężczyznę i kobietę. Strzelano do nich kilka razy. Ubrania były podziurawione kulami. Ich także ukarano? – zastanawiałem się. Jakie grzechy popełnili? Dlaczego to się stało, do diabła?
– To zupełnie bez sensu – powiedział Kyle i rozmasował twarz obiema rękami. Jego znajomy tik przypomniał mi różne, liczne dochodzenia, które prowadziliśmy razem. Czasem narzekaliśmy na siebie, ale zawsze dobrze nam się współpracowało.
– Przy napadach na banki zwykle nie ma trupów – zauważyła agentka Cavalierre. – Zawodowcy nie zabijają. Więc skąd ta jatka?
– Tutaj też trzymali rodzinę dyrektora jako zakładników? – zapytałem. – Jak w Silver Spring?
Niemal bałem się usłyszeć odpowiedź.
Kyle spojrzał na mnie i skinął głową.
– Żonę i trójkę dzieci. Na szczęście nic im się nie stało. Więc dlaczego zabili tych tutaj? Gdzie tu jest jakiś logiczny schemat?
Na razie nie wiedziałem. Kyle miał rację: to było bez sensu. Albo może raczej nie potrafiliśmy zrozumieć sposobu myślenia zabójców.
– Coś mogło nie wyjść – powiedziałem. – Jeśli ten napad łączy się z tamtym z Silver Spring.
– Musimy przyjąć, że tak – odrzekła Cavalierre. – W Silver Spring zabito rodzinę, bo dyrektorka została ostrzeżona, że jeśli bandyci nie wyjdą z banku w określonym czasie, zakładnicy zginą. Z bankowej kasety wideo wynika, że spóźnili się o niecałe trzydzieści sekund.
Kyle jak zwykle wiedział więcej niż reszta z nas.
– Ktoś zawiadomił tutejszą policję. Sądzę, że to było przyczyną tych czterech morderstw. Próbujemy ustalić, skąd dzwonił informator.
– A skąd bandyci wiedzieli o alarmie w policji? – zapytałem.
– Pewnie mieli skaner policyjny – odparła Cavalierre.
Kyle przytaknął.
– Agentka Cavalierre to specjalistka od napadów na banki i właściwie prawie od wszystkiego.
Lekki uśmiech pojawił się na jej twarzy.
– Chcę wygryźć Kyle’a – oznajmiła.
Postanowiłem trzymać ją za słowo.
Rozdział 17
Pojechałem z Kyle’em i jego drużyną do centrali FBI w śródmieściu Waszyngtonu. Wszyscy byliśmy wstrząśnięci zbrodnią. Agentka Cavalierre dużo wiedziała o napadach na banki, pamiętała, między innymi, kilka dokonanych na Środkowym Zachodzie, które przypominały skoki na Citibank i First Union.
Gdy znaleźliśmy się w biurze, wyciągnęła wszystkie informacje, jakie w pośpiechu udało się jej znaleźć. Przeczytaliśmy wydruki o dwóch narwańcach. Jeden nazywał się Joseph Dougherty, drugi Terry Lee Connor. Zastanawiałem się, czy dwa ostatnie napady były wzorowane na ich robocie. Obaj obrobili kilka banków na Środkowym Zachodzie. Zwykle najpierw brali rodziny dyrektorów jako zakładników. Pewną rodzinę trzymali trzy dni – przez cały świąteczny weekend – a w poniedziałek okradli bank. Ale nigdy nie zrobili nikomu krzywdy.
– To jednak zasadnicza różnica – powiedziała Cavalierre. – Dougherty i Connor nie byli zabójcami, jak ci skurwiele, z którymi teraz mamy do czynienia. O co im chodzi, do cholery?
Około siódmej wieczorem wróciłem do domu na kolację z babcią i dziećmi. Zjedliśmy pieczonego kurczaka z tartym serem i brokułami. Po zmywaniu Damon, Jannie i ja zeszliśmy do piwnicy na cotygodniową lekcję boksu. Uczę ich od kilku lat i właściwie już tego nie potrzebują. Damon ma dziesięć lat, Jannie osiem i potrafią się obronić. Ale wszyscy lubimy wspólne ćwiczenia.
Tego wieczoru zdarzyło się coś zupełnie nieoczekiwanego. Spadło jak grom z jasnego nieba. Dopiero później, kiedy się dowiedziałem, co się stało, zrozumiałem, dlaczego.
Jannie i Damon wygłupiali się i trochę popisywali podczas walki. Jannie musiała się nadziać na cios Damona.
Dostała sierpowym w czoło tuż nad lewym okiem. Tylko tego jestem pewien. Reszta to obraz zupełnie rozmazany. Kompletny szok. Jakbym patrzył na zatrzymywane klatki filmu.