Выбрать главу

Parker patrzył na nią przez chwilę nieomal z gniewem, ale potem pochylił głowę.

– Dziękuję pani – powiedział łagodnie. – Być może, bardzo nam pani pomogła, chociaż na pewno nie chciała pani tego zrobić.

Jones wsunął głowę przez drzwi i dał znak, że chce mówić z Parkerem, który zbliżył się do niego. Zamienili kilka słów szeptem. Parker zawahał się, a potem podszedł jeszcze raz do Lucji Sparrow.

– Proszę mi wybaczyć – powiedział prawie troskliwie – ale muszę panią prosić o jeszcze jedną małą uprzejmość. Zniesiono tu małą walizeczkę, o której była mowa. Czy mogłaby pani obejrzeć jej zawartość i powiedzieć nam, czy niczego więcej nie brakuje?

– Dobrze – Lucja przymknęła oczy i otworzyła je jak człowiek, który chce się wyzwolić z ogarniającego go snu. – Jeżeli to konieczne.

Jones wniósł małą czarną walizeczkę, którą Alex widział już poprzedniego popołudnia na korcie tenisowym.

Parker otworzył ją. Lucja pochyliła się i zajrzała. Potem wyciągnęła rękę. Sprawdziła zawartość butelek, wyjmując i wkładając je kolejno na miejsce. Pusty uchwyt wyraźnie świadczył o miejscu, z którego zabrano nóż.

– Nie. Nic nie brakuje – powiedziała i sięgnęła jeszcze do płaskiej kieszeni na wewnętrznej stronie wieka walizki. Kieszonka zamykała się na guzik. Lucja odpięła go i wsunęła do niej rękę. – Nie ma moich gumowych rękawiczek! – powiedziała ze zdumieniem.

– A czy jest pani pewna, że były tam wczoraj?

– Nie… nie używałam ich przecież tutaj… Były tam, bo stanowią część ekwipunku. Na wsi nigdy nie wiadomo, co się może przytrafić, Ian i Harold robią… robili doświadczenia chemiczne… Zawsze obawiałam się, że coś się może stać… – Zawahała się. – Widziałam je przed czterema czy pięcioma dniami – powiedziała zdecydowanie. – Wyjęłam je i przesypałam talkiem. Był upał i przyszło mi do głowy, że guma może się zeschnąć. Tak. Teraz pamiętam. Sama je włożyłam z powrotem na miejsce.

– Jestem o tym przekonany – mruknął Parker. – Pytałem o to dlatego, żeby powiedzieć pani w końcu, że morderca wyjął je pani z walizki, a potem jedną podrzucił na dno szafy w garderobie, a drugą wepchnął głęboko pod inną szafę. Ta druga jest zakrwawiona. Jones!

Wszedł Jones niosąc na czystym kawałku papieru gumową rękawiczkę. Pokryta była ona małymi śladami zaschniętej krwi.

Lucja Sparrow dopiero w tej chwili zemdlała.

– Szefie – powiedział spokojnie pyzaty sierżant Jones, o twarzy rumianego dziecka – zaraz będą wyniki daktyloskopii.

– Dobrze, przynieś wody!

Jones zniknął. Ale zanim wrócił, Lucja odzyskała przytomność.

– Rozumiem, że to dla panów konieczne – powiedziała cicho, unosząc głowę. – Ale ja już nie mogę tego znieść. – Wyprostowała się w krześle.

– A czy nie prościej byłoby powiedzieć prawdę?

– Jaką prawdę? – uniosła ku niemu oczy z wyrazem, jaki myśliwi spotykają czasem u zagnanego, konającego, zwierzęcia. – ja naprawdę nie wiem, kto zabił…

– Ale domyśla się pani. Inaczej nie broniłaby pani mordercy. Czy pani nie rozumie, że pani nam już powiedziała, kogo pani osłania?

– Ja?… ja… Niech pan przestanie… – Opanowała się z najwyższym wysiłkiem. – Nie usłyszy pan już ode mnie ani słowa, panie inspektorze. Bez względu na to, co pan o tym myśli. Proszę mnie zaaresztować albo pozwolić mi odejść. Nie mam nic więcej do powiedzenia.

– Dobrze, proszę pani. – Parker podniósł się. – Dziwię się tylko, że bierze mi pani za złe moje wysiłki. Przecież szukam zbrodniarza i mogę chyba prosić każdego uczciwego człowieka o pomoc?

Ale Lucja Sparrow zacisnęła usta i nie obdarzyła go już nawet spojrzeniem wychodząc. Skinęła tylko lekko głową Alexowi.

Kiedy drzwi zamknęły się za nią, Parker usiadł ciężko.

– Pomyśl – powiedział cicho – zginął nasz Ian. Ktoś zamordował go. Wydawałoby się, że taka kobieta jak Lucja Sparrow, mądra, chłodna, opanowana, pomoże nam, gdy w dodatku morderca chciał na nią zwalić winę: zabił jej nożem, trzymając ten nóż w jej rękawiczce i podrzucił tu jej łańcuszek, który wszyscy znają. Tymczasem wyszła stąd jak wróg. – Urwał. – Wiem, kogo ona osłania.

– Sparrowa, oczywiście – mruknął Alex. – Ale dlaczego ona przypuszcza, że to on? Kiedy tu weszła, nie wiedziała jeszcze.

– A, ba! – Parker wstał. – Kiedy dowiemy się tego, będziemy wiedzieli wszystko. Albo: prawie wszystko.

Podszedł do drzwi.

– Jones!

– Tak, szefie.

– Co z tymi wynikami?

– Za chwilę będą.

– A z butem?

– Ani u pani Sparrow, ani u pana Sparrowa nic takiego nie odkryto. W ogóle nic, poza tym, co przekazałem.

– Dobrze. Czy on czeka w salonie?

– Tak. Stephens pilnuje drzwi, ale tak, jak pan chciał, szefie, nie zatrzyma go, tylko poprosi, żeby zawrócił, bo pan zaraz nadejdzie. Na razie siedzi cierpliwie…

– Dobrze, dawaj tu daktyloskopa, kiedy tylko skończy.

– Tak szefie.

Parker wrócił do pokoju.

– Kazałem zaprowadzić Sparrowa do pokoju, gdzie czeka na mnie. Nie chciałem, żeby się spotkali teraz. Poza tym mogliśmy spokojnie przejrzeć ich pokoje i tę garderobę. Pani Drummond oczywiście nie stawia żadnych sprzeciwów.

– A w jakiej jest formie? – zapytał Alex.

– Sara Drummond? Była bardzo blada, kiedy wszedłem do niej po przyjeździe, ale trzyma się. Ta kobieta mogła go zabić, wiesz?

– Wiem. Ale nie wierzę w to.

– A kogo podejrzewasz?

– Trudno mi powiedzieć… gdyby nie pewien fakt…

– Właśnie. Nie wolno nam nie wierzyć w winę kogokolwiek z nich, dopóki nie udowodnimy mu jego niewinności. Nie wiem, ale zdaje się, że niejedno nas tu jeszcze czeka… Biedny, biedny Ian… Gdyby wiedział…

– Na szczęście nie wiedział – powiedział Alex zniżając mimo woli głos. – Zginął uważając ją za najlepszą z żon.

– Niekoniecznie. Jeżeli stała za nim i wbiła mu nóż w plecy, musiał mieć przebłysk świadomości… To zdumienie zastygłe w jego rysach… jego oczy…

– Słuchaj! – powiedział Alex. – Kiedy przesłuchiwałeś Lucję Sparrow, przypomniałem coś sobie. Iana nie zabiła kobieta. Głowę bym za to dał. Ten człowiek, który odetchnął za mną w ciemności, to był mężczyzna.

– Ten, który cię uderzył?

– Tak. To był oddech mężczyzny, rozumiesz?

– Tak… – Parker rozłożył ręce. – Zaczekajmy, dowiemy się. Kazałem zrobić dokładne powiększenia odcisków na klamce zewnętrznej i wewnętrznej drzwi. I na kontakcie elektrycznym. Przecież ten człowiek zgasił światło słysząc, że schodzisz, i zaczaił się na ciebie z tym przyciskiem, który porwał ze stołu. To jest jasne. Potem uciekając pozostawił przycisk na parapecie okna w korytarzu.

– To eliminowałoby pokojówkę i Malachiego – powiedział Alex. – Żadne z nich nie pobiegłoby na górę.

– Tak. Wówczas pozostanie nam sześć osób, z których ty i Lucja Sparrow nie macie żadnego rozsądnego motywu zabójstwa. Pozostałyby więc cztery.

– Davis, Sara, Hastings i Sparrow… – wyliczył Alex.

– Szefie! – Jones wszedł do pokoju – są odciski palców!

– Doskonale!

Do pokoju wsunął się wysoki, chudy człowiek o siwej, krótko ostrzyżonej czuprynie. Pod pachą niósł papierową teczkę. Kiwnął głową Alexowi i nie czekając na zaproszenie, usiadł przy stoliku.

– Tu mam odciski ośmiu wskazanych osób i zabitego – zaczął mówić trochę monotonnym głosem – a tu odciski zebrane na klamkach, kontakcie elektrycznym, przycisku do bibuły i nożu lekarskim… Odciski na kontakcie…

– Boże! – zawołał Parker – czyje odciski są na nożu?!