Выбрать главу

– Jeszcze jedno – powiedział inspektor. – Czy klamki w domu czyści się co dnia?

– Co tydzień, proszę pana, proszkiem. Codziennie rano wyciera się je szmatką.

– A w gabinecie?

– Tak samo jak wszędzie indziej, proszę pana.

– Czy wczoraj wieczorem nie wycierała pani przypadkiem klamek w drzwiach prowadzących z sieni do gabinetu pana Drummonda?

– Nie, proszę pana. Nigdy nie robię tego wieczorem.

– Dziękuję bardzo, panno Sanders.

XIV. Plama krwi

Przez chwilę jedli w milczeniu. Alex wypił dwie filiżanki gorącej kawy i zmusił się do zjedzenia kawałka chleba z masłem. Potem odsunął talerzyk.

– Nie mogę więcej – powiedział.

– Ani ja. – Parker wstał. – Przejdźmy teraz do gabinetu. Tam przesłuchamy pana Roberta Hastingsa. Myślę, że wyjaśni on nam kilka szczegółów i że to jego wyjaśnienie zaciemni sprawę do reszty.

I nie mylił się.

– Nie umiem panom nic powiedzieć o tej okropnej tragedii – powiedział Hastings po uprzednim potwierdzeniu w całej rozciągłości zeznań Davisa i Sparrowa. – Jestem głęboko wstrząśnięty, a wraz ze mną, jak sądzę, wszyscy ludzie, którzy rozumieli, jak wielki był wkład badawczy Drummonda w dziedzinę, nad którą pracował. To niepowetowana strata nie tylko dla was, Anglików, ale dla nas wszystkich. To nic, że pragnąłem go widzieć w Ameryce. Te sprawy to sprawy konkurencji i walki pomiędzy przemysłami. Ale sama osoba Iana i jego umysł były bez względu na miejsce, gdzie się znajdował, bezcenne dla ludzi. Tacy jak on tworzą postęp, kształtują jego formy i wyrywają materii cały, kawał niewiadomego. Niewielu znam badaczy, którzy mogliby się z nim równać.

– Ale po pozyskaniu Sparrowa, na przykład, śmierć jego zahamowałaby w Anglii rozwój tej dziedziny, o której pan wspomniał. Dziedzina ta rozkwitłaby w Ameryce, prawda?

– Nie rozumiem pana? – powiedział Hastings. – To znaczy, nie pragnę pana rozumieć.

– Panie profesorze… – Parker wstał. – Jestem tu, żeby odnaleźć człowieka, który zamordował Iana Drummonda. Nikt poza szaleńcem nie zabija bez motywu. To morderstwo nie zostało popełnione przez szaleńca. Dlatego chcę odnaleźć motyw. Kiedy go odnajdę, będę miał w rękach mordercę. Pan mógł, przynajmniej teoretycznie, zamordować Drummonda po to, żeby uniemożliwić ukończenie jego dzieła…

Robert Hastings poczerwieniał i zerwał się na równe nogi. Pięści miał zaciśnięte i błyskawice w oczach.

– Jeszcze jedno słowo – zawołał – a…

– W ten sposób okazuje pan – powiedział Parker spokojnie – że wyżej ceni pan słowne sformułowania na temat tej zbrodni niż spokojne wysłuchanie tego, co mam do powiedzenia i odpowiedzenie mi, dlaczego nie zabił pan Drummonda i nie mógł pan tego uczynić. Albo dlaczego nie zabił go człowiek, będący z panem w zmowie?

Hastings był nadal czerwony, ale spokojny, ton głosu Parkera podziałał na niego.

– Ale czy pan sobie zdaje sprawę, co pan do mnie powiedział!?

– A czy sądzi pan, że wszystkie mieszkające tu osoby są mniej godne szacunku niż pan? A jednak Drummonda nie zabił nikt z zewnątrz. Ugodził go ktoś z was! I wszyscy jesteście równie podejrzani w oczach prawa. Czy rozumie mnie pan?

– Tak, rozumiem pana. – Hastings usiadł. – Proszę, niech pan pyta. Odpowiem panu, jak będę umiał, ale obawiam się, że niewiele mam do powiedzenia.

– Czy nie ma pan nic do dodania w swojej relacji z wczorajszego wieczoru?

– Nie – Hastings zaprzeczył głową. – Nic.

– Właśnie! – Parker klasnął w ręce. – I pan, właśnie pan wybucha oburzeniem, Kiedy mówię, że mógł pan zamordować Iana! Przecież mógłbym pana w tej chwili kazać aresztować i nie wiem, czy nie zrobię tego, jeżeli… – urwał na ułamek sekundy – jeżeli nie wytłumaczy mi pan, skąd się wzięła ta plama krwi na czubku pańskiego lewego bucika. – Pochylił się i wskazującym palcem dotknął nogi Hastingsa. Alex, który przyglądał się profesorowi, nie spuszczając z niego ani na sekundę oka, zobaczył, że twarz tamtego powlokła się trupią bladością.

– Co? – powiedział Hastings. – Plama krwi…? – Przymknął oczy.

– Tak: plama krwi. – Parker wyprostował się w milczeniu. Przez chwilę żaden z nich nie poruszył się. Potem Hastings spojrzał na czubek buta i zadrżał.

– Co?… Co pan zamierza zrobić?… – zapytał. – Ja? Ja nie wiem skąd…

– Zamierzam: albo oddać ten but do analizy chemicznej, a wtedy jestem przekonany, że wykaże ona na nim krew Iana Drummonda, którego strata tak bardzo pana dotknęła. Wówczas zostanie pan zamknięty w więzieniu i nie będę się panu tłumaczył z tego, co mam zamiar zrobić. Albo… przyzna się pan, skąd wzięła się ta plama na pańskim bucie, a wtedy: albo uwierzę panu i pozostanie pan tu jako osoba podejrzana, albo nie uwierzę panu i zostanie pan postawiony w stan oskarżenia.

– Ale ja… pan chyba nie rozumie, co dla człowieka na moim stanowisku… w świecie nauki… Czy pan sobie zdaje z tego sprawę…?

– A czy pan zdaje sobie sprawę, panie profesorze, że był pan gościem w tym domu, że zamordowano gospodarza, człowieka, któremu sam pan wystawił tak chwalebne epitafium, a pan, uczony o światowej sławie i człowiek, który, jak słyszę, dba o opinię świata, zataił już w pierwszym przesłuchaniu prawdę i w ten sposób oczywiście wspomaga mordercę, jeżeli, oczywiście, nie jest pan nim.

– Ale ja… Powtarzam panom, że nie zabiłem Iana Drummonda. Przysięgam na to!

– Panie profesorze Hastings. Proszę nie zachowywać się jak dziecko. Może, zamiast tego, zechce pan pomyśleć, jak udowodnić nam, że jest pan człowiekiem, którego przysięga ma jakieś znaczenie. Na razie okłamał nas pan w najobrzydliwszy sposób. Bez względu na to, co pan sądzi, staje się pan przez to wspólnikiem mordercy.

– Ale ja… Powtarzam panom, że nie zabiłem Iana.

– Poza tym, że był pan tu w noc zbrodni, nie wszczął pan alarmu i deptał pan w krwi umarłego! Bagatelka!

Hastings poruszył głową jak bokser, który otrzymuje cios po ciosie, a za wszelką cenę chce dotrwać do końca i nie stracić przytomności. Odetchnął głęboko.

– Kiedy Filip Davis wpadł do mnie po ów tysiąc funtów, wyglądał tak zdumiewająco, że przez chwilę zwątpiłem, czy jest przy zdrowych zmysłach. Musi pan zrozumieć, że kilka minut wcześniej był u mnie profesor Sparrow, z którym przed godziną uzgodniłem jego wyjazd i warunki, na których przyjedzie do Stanów. Po godzinie Sparrow wszedł do mnie z obłędnym prawie wyrazem twarzy i okazało się, że zupełnie zmienił zdanie z przyczyn, których mi nie chciał wyjaśnić. Potem wszedł Filip Davis i wyraził nagłą zgodę, porwał czek, po czym zniknął z nim tak pośpiesznie, jak gdyby banki były czynne w nocy. Byłem zdumiony… Proszę sobie wyobrazić moją sytuację. Czułem… wiedziałem, że pomiędzy nimi wszystkimi coś się odbywa, że dzieje się tutaj coś, o czym nie wiem i co wpływa na ich decyzję… Sprawa ta była dla mnie bardzo ważna… Jestem nie tylko badaczem, ale udziałowcem w wielkim koncernie przemysłu syntetycznego. Zależy nam na tym, żeby ściągnąć najlepszych uczonych z całego świata. Nie wstydzę się tego. Stawiam warunki, proponuję wielkie wynagrodzenia i można się z tym zgodzić albo nie. Drummond odrzucił od razu moją propozycję i nie zmieniło to w najmniejszym stopniu mojego stosunku do niego. Nadal twierdzę, że świat nauki stracił jednego z największych swoich ludzi. Gdyby żył dłużej, doszedłby prawdopodobnie do ogromnych osiągnięć… Ale co ja chciałem powiedzieć…? Tak. Otóż zostałem sam w pokoju. W ciągu godziny: Sparrow, który się zgodził, odmówił, a Davis, który odmówił, zgodził się. Nie wiedziałem, co myśleć o tym i o ich dziwnym zachowaniu. Wyjrzałem przez okno.