– Zaczyna się moja rola?
– Tak. – Parker usiadł i nalał sobie whisky, ale odstawił szklaneczkę i spojrzał niemal wesoło na stojącego przed nim gospodarza. – Oczywiście… hm… uzyskałem pozwolenie wglądu w korespondencję domowników Sunshine Manor. Przed tygodniem przeczytałem list, w którym Ian zaprasza cię do siebie, a trzy dni temu twoją odpowiedź, w której dziękujesz za zaproszenie i oświadczasz, że pojutrze przyjedziesz tam na dwa tygodnie.
– Hm… – powiedział Alex. – Zważywszy, że prawa naszego kraju zabraniają władzom ingerencji w prywatne życie obywateli i zapewniają, między innymi, tajemnicę korespondencji…
– Istnieje u nas paragraf dotyczący dobra publicznego. W pewnych specjalnych i umotywowanych wypadkach może on być stosowany. Wydawało nam się, że jest to właśnie jeden z tych wypadków, a Home Office uznało to za słuszne. Czytałem więc te listy, jak by to powiedzieć, w imieniu Jej Królewskiej Mości. Oczywiście, gdyby nie fakt, że uratowałeś mi kilka razy życie…
– A ty mnie!
– Nie o to chodzi. – Inspektor machnął ręką. – Gdyby nie fakt, że uratowałeś mi kilka razy życie, że razem wykonaliśmy w czasie wojny kilka ściśle tajnych zadań lotniczych, że wreszcie osobiście zaręczyłem, że ufam ci tak, jak sobie samemu, nigdy byś się o tym nie dowiedział.
– Rozumiem. – Alex usiadł, nalał whisky i umoczył usta w szklaneczce. – Chcesz, żebym znalazł się w Sunshine Manor jako twoje nieoficjalne ucho i oko. Ale czy potrafię nim być?
– Nie wiem. Nie proszę cię o nic nadzwyczajnego. Szczerze mówiąc, rozmawiałem z Ianem kilka dni temu i, oczywiście, zaprosił mnie jak najserdeczniej, wzmiankując, że napisał także do ciebie. Bardzo się cieszy na myśl o tym, że usiądziemy wszyscy trzej przy kominku i przypomnimy sobie stare dzieje. Oczywiście zdaje on sobie sprawę, że będę tam po trosze służbowo, ale sądząc z rozmowy z nim, jestem jedynym policjantem, którego chciałby tolerować pod swoim dachem. Niestety, będę mógł przyjechać tam dopiero w przyszłym tygodniu, bo kilka spraw zatrzymuje mnie w Londynie. A sądząc z tego zwariowanego listu, niebezpieczeństwo, które grozi naszym uczonym, jest bliskie, o ile w ogóle mamy się z nim liczyć. Z samego rytmu zdań wynika, że autor wie o czymś, co wisi w powietrzu. Chcę od ciebie dwóch rzeczy: po pierwsze, jesteś dorosłym, wysportowanym mężczyzną i przyjacielem Iana, więc po wtajemniczeniu w całą sprawę staniesz się naszym sojusznikiem, który będąc na miejscu, może w jakimś nie znanym mi krytycznym momencie zapobiec czemuś, czego także nie umiem określić. Po drugie, chciałbym, żebyś jako jeden z gości zorientował się w sytuacji. W Sunshine Manor znajduje się w tej chwili sześć osób, prócz służby. To znaczy w tej chwili znajduje się tam pięć osób, ale Sara Drummond, którą podziwialiśmy dzisiaj, zakończyła właśnie występy i pojedzie do męża na kilkutygodniowy wypoczynek. Poza tym jest tam Sparrow i jego żona Lucja…
– Czy mieszkają tam?
– Nie. To znaczy Sparrow nieomal mieszka, bo urządzili sobie wraz z Drummondem prywatne laboratorium w Sunshine Manor i spędzają tam większą część roku. Lucja Sparrow jest chirurgiem.
– Ach! – Alex gwizdnął cicho przez zęby. – To ona! Lucy Sparrow! „Najpiękniejszy chirurg Wysp Brytyjskich!” Ian nie mówił mi, że to żona Sparrowa.
– Widocznie zapomniał. Znasz uczonych. Otóż piękna Lucy jest tam teraz także i pozostanie kilka tygodni dojeżdżając raz na tydzień do Londynu. Sądząc z tego, co wiem, powinna bywać nawet częściej w Sunshine Manor…
– Czy masz na myśli bezpieczeństwo jej męża?
– Można by to nazwać i tak… – Parker uśmiechnął się. – Może to tylko plotka, jedna z tych, które podobnych okolicznościach Scotland Yard musi znać, a która nie ma specjalnego znaczenia. Mimo to chcę, żebyś jadąc tam wiedział jak najwięcej. Otóż, o ile wiem, Sparrow jest, jak by to powiedzieć, pod wielkim urokiem żony swego przyjaciela, a naszej niezapomnianej gwiazdy dzisiejszego przedstawienia.
– Czy chcesz przez to powiedzieć, że za plecami Iana jego żona i współpracownik…
– Nie wiem. Może to nie jest zupełnie tak. Może Sara po prostu musi podporządkować sobie wszystkich mężczyzn, którzy wejdą w jej orbitę. A może właśnie to, że żona Sparrowa jest tak wielką pięknością, spowodowało, że chciała spróbować swych sił przeciwko niej. W każdym razie podczas przeczesywania życiorysów tej grupki ludzi natknąłem się na jakąś nikomu z ich bliskich nie znaną wycieczkę autem we dwoje, na jakieś spotkanie w Szkocji i jeszcze na dwa czy trzy mniej znaczące fakty, które wskazywałyby na przyjaźń nieco bardziej gorącą, niż jest to ogólnie przyjęte w stosunku do kolegów męża. Ale to było w zeszłym roku. Czy sytuacja taka trwa nadal albo czy znaczy ona wiele w życiu tego małego społeczeństwa, nie wiem. Bywa i tak, że dwoje ludzi może być nagle pociągniętych ku sobie, wbrew wszelkim oficjalnym więzom, a potem oddalają się od siebie i nie pozostawia to żadnego śladu w ich psychice. Jeżeli chodzi o Sarę Drummond, to jej życiorys jest dość bujny, chociaż nigdy nie przekroczyła granicy skandalu. To, o czym ci mówię, jest raczej własnością Scotland Yardu, a nie ogółu. Myślę, że ani Drummond, ani Lucja nie mają pojęcia o tym, że tamci przeżyli kiedyś, taką przygodę. Co prawda, Sparrow jest człowiekiem uczciwym i solidnym, więc dla niego musiało to być wielkie przeżycie. Nie myślę o tym, co przeżywał z Sarą Drummond, ale raczej o tym, co przeżywał, sprzeniewierzając się przyjaźni, koleżeństwu, żonie i tak dalej. Nie należy on do ludzi, którzy swobodnie mogą mieszkać pod czyimś dachem i uwodzić żonę gospodarza.
– A jednak?
– Właśnie. Dlatego przypuszczam, że jego sytuacja musiała być trudna, a może jest taka nadal. Jeżeli mimo to sprawa nie pociągnęła za sobą żadnych konsekwencji i pozostała w tajemnicy, należy to zapewne przypisać Sarze, która na swój sposób kocha naszego przyjaciela Iana i nigdy by go nie rzuciła. To ona musiała pokierować Sparrowem i zmusić go do ukrycia wszystkiego i dalszej współpracy z Drummondem, jak gdyby nic się nie stało. Ale są to jedynie moje przypuszczenia. Mogę się w ogóle mylić. Te spotkania ich mogły być bardziej niewinne, niż na to wskazują moje informacje. Ludzie mają skłonność do wyolbrzymiania tych spraw…
– Biedny Ian… – westchnął Alex. – Ale to jednak genialna aktorka. Nie wiem, czy mam słuszność, lecz umiałbym ją rozgrzeszyć z takich słabości.
– Nie wiem, czy Ian byłby tego samego zdania, a jeśli mowa o Lucji Sparrow, to i ją można nazwać wielką indywidualnością. Fakt, że tak piękna kobieta została tak znakomitym chirurgiem, też nie da się łatwo wytłumaczyć. Wydawałoby się, że te śliczne dziewczyny mają do dyspozycji tysiące innych zajęć w życiu, przynajmniej do chwili, póki nie zwiędnie ich uroda.
– Ciekawe towarzystwo… – mruknął Alex. – A któż tam jeszcze przebywa, jeżeli skończyłeś już wylewać błoto na żony naszych przyjaciół?
– Jest tam jeszcze sekretarz obu uczonych. Nie jest on właściwie sekretarzem, ale także chemikiem, młodym i bardzo zdolnym uczniem Drummonda. Może właściwsza nazwa dla niego byłaby: asystent. Nazywa się Filip Davis, ma lat dwadzieścia osiem, matkę i dwoje rodzeństwa, jest bardzo przystojny i po uszy zakochany w Lucji Sparrow.
– O, wielki Boże! – westchnął Alex. – Kiedyż ci ludzie dokonują swych wiekopomnych odkryć, jeżeli przez cały czas zajęci są zupełnie czym innym?