Выбрать главу

Złoty okres Manaus przeminął z chwilą przeniesienia nasion drzew kauczukowych do plantacji angielskich na drugiej półkuli. Z okresu świetności tego miasta zachował się wspaniały park i ogród zoologiczny. Gdy zapytałem o niego, odpowiedziano mi, że zwierząt w nim już nie ma - pozbawione dozoru i żywności same siebie pozżerały. Jedynym zwierzęciem, które w nim pozostało był podobno jaguar, gdyż nikt nie mógł go pożreć. Szkoda było dla niego nawet kuli, wobec czego wypuszczono jaguara do dżungli.

W rzeczywistości wyglądało to nieco inaczej niż posłyszałem. W ogrodzie znalazłem jeszcze sporo ptaków i kilka małych zwierzątek. Największą dla mnie niespodzianką było - gdy w jednej z klatek zobaczyłem wychudzonego sobowtóra Miska. Na moje entuzjastyczne powitanie nie zwrócił wcale uwagi.

Tramwajem wróciłem do odległego miasta, zaopatrzyłem się w kilka jajek i z powrotem byłem u "Miska". Gdy mu pokazałem jajko, ożywił się natychmiast, podobnie jak Misk na "Darze Pomorza". Zrozumiał, o co chodzi. Wsunąłem mu jedno przez kratę do klatki. "Misk" zabrał się do niego tak samo zgrabnie jak i nasz niedźwiadek z fregaty. Bojąc się, że się rozchoruje, gdy mu dam naraz wszystkie do zjedzenia, przesiedziałem cały wolny dzień w ogrodzie, karmiąc "Miska" i ciesząc się z jego apetytu i radości. Podczas każdego pobytu w Manaus, jeśli czas mi pozwolił, odwiedzałem swego nowego przyjaciela. Spotykał mnie teraz z oznakami wielkiego zadowolenia i radości.

"Misk" przypominał mi najpiękniejsze chwile w życiu spędzone na Białej Fregacie unoszonej wiatrami po największych gościńcach świata. Wspomnienia chwil najpiękniejszych i najprzyjemniejszych noszą w portugalskim języku miano SAUDADES.

OD AUTORA

Po wydrukowaniu książki Znaczy kapitan zacząłem otrzymywać od Czytelników wiele listów. Na wszystkie otrzymane listy nie mogłem odpowiedzieć wyczerpująco, tak jak należałoby to zrobić, wobec tego w miarę moich możliwości usiłowałem opisać to o co proszono - tak powstał Krążownik spod Somosierry.

Różnorodność zainteresowań Czytelników spowodowała, że obok siebie znalazły się opowiadania o tematach bardzo odmiennych. Urywki niektórych z nich, jak opis rachunku różniczkowego według Mistrza Magii lub naładowany cytatami z prawa rzymskiego opis rozprawy sądowej, na pewno wielu Czytelnikom wydadzą się przewlekłe i nudne, ale ponieważ drukowane w miesięczniku "Morze" i czytane na moich wieczorach autorskich cieszyły się powodzeniem, więc je zamieściłem.

Nie spełniłem prośby opisania życia szkolnego w Gimnazjum imienia A. Mickiewicza, dałem tylko parę zdjęć i krótkie wzmianki o tym, co z tej szkoły wynieśliśmy ze sobą w życie. Pobieżnie również opowiedziałem o życiu w Szkole Morskiej w Tczewie i w Anglii w szkole w Landywood, więcej miejsca natomiast poświęciłem uczniom Szkoły Morskiej w Southampton. W "cieplarnianych" warunkach codziennego bombardowania Southampton rozwinęło się w tej szkole bujne piśmiennictwo. Pisane przez chłopców ,,na gorąco" bez żadnych dodatkowych upiększeń opowiadania, wiersze i artykuły oddawały wiernie to, co przeżywała nasza flota handlowa na Zachodzie podczas drugiej wojny światowej. Niektóre z nich włączyłem do Krążownika spod Somosierry. Sądzę, że będzie to najlepsza odpowiedź na liczne pytania, szczególnie ze strony młodzieży, co się działo z "nami" czyli z osobami z książki Znaczy kapitan.

Dla dzisiejszej młodzieży morskość naszego państwa, istnienie wciąż powiększającej się floty jest oczywiste i konieczne. Dlatego chciałem, by lepiej zrozumiała ducha, jaki panował w naszej flocie handlowej w początkowym okresie jej istnienia, tak bliskim jeszcze stu pięćdziesięcioletniej niewoli, podczas której nie było nawet NADZIEI, kiedy za wszystko musiała wystarczyć symbolika i to tak ograniczona w motywach, by nie wzbudzić podejrzeń. Może pozwoli im te sprawy lepiej zrozumieć i przybliży je do nich umieszczony na początku książki Avec Mergitur, na którego 'bogato inkrustowanej rufie z trudem można odnaleźć ślady orlich skrzydeł.

AVEC MERGITUR był pierwszym zwiastunem nadziei i przejawem myśli o morzu. Ujrzenie tego obrazu pozostawiało po sobie niezatarte wrażenie, potęgowane jeszcze świadomością, że jest to NASZ OKRĘT o nazwie, która budziła wiarę. Oto jak pisali o NEC MERGITUR współcześni: "Ten okręt był dla mnie prawdą niewątpliwą, oczywistą, jak dzień, jak słońce. Górował nad wszystkim, szturmujący niebiosa poryw uczucia i wiary" (J. Bułhak).

To "czucie i wiara" silniej mówiły w tamtych czasach "niż mędrca szkiełko i oko"! Romantyzm porywał na kształt rumaków z Ruszczycowej Ballady unoszących powóz po roztopach i bezdrożach przeciw wichrom. Po wielu latach ten sam romantyzm podsunął nam wizję największego gościńca świata - znaleźliśmy się na nim, by sprawdzić, że rzeczywiście NIEBEZPIECZEŃSTWO NA MORZU POSIADA RÓWNIEŻ SWĄ ISTOTNĄ WARTOŚĆ. Ten pęd na morze był silny, jak królestwo dziedziczny, że znaleźli się na nim synowie Meissnera, Witkowskiego, Żbikowskiego. Ojców na marynarzy wykołysał "LWÓW", synów - "DAR POMORZA".

Opowiadania usiłowałem ułożyć w chronologicznym porządku. Nie zawsze jednak to mi się udawało. Czasem chronologia ustępowała żywości i natarczywości wspomnienia i losy bohaterów przenosiły się ponad czas i miejsce następnego opowiadania.

Nie we wszystkich opisanych wydarzeniach sam uczestniczyłem. Starałem się jednak dotrzeć jak najbliżej źródła każdego z nich, ponieważ wydarzenia na podobieństwo legend w miarę ciągłego opowiadania zamieniają się w "lawiny" gromadzące coraz więcej materiału narracyjnego niezupełnie już ścisłego-, ale zaspokajającego zadowolenie własne opowiadającego i budzącego zachwyt wśród słuchaczy. Pomimo wysiłków by wszystko sprawdzić i udokumentować, na pewno znajdzie się jeszcze wiele nieścisłości co do miejsca, czasu i działających w opisanym zdarzeniu osób.