Выбрать главу

Dziennikarz uczynił to samo.

OGIEŃ, Ogień w gardle. Dech zaparło. Co robić? Bezbarwny płyn to najczystszy spirytus. Dlatego tak to wszystko celebrują. Spojrzał przez łzy na oficerów. Jedli spokojnie chleb, popijając spirytus łyżkami. Nie robił na nich żadnego wrażenia. Kapitan przecież powiedział "nasz chleb powszedni". Co dzień od rana rozpoczynają swe życie od spirytusu z razowcem.

Kapitan zwrócił się do dziennikarza z uprzejmym zapytaniem:

- Nie smakuje panu?

Nie wiedział, co odpowiedzieć. Z trudem łapał powietrze. Żałował, że się nie zatrzymał w hotelu. Jadłby teraz wspaniałe śniadanie, a potem dopiero przyszedłby na ten potworny statek, na którym ludzie od rana odżywiają się spirytusem i razowcem. Na obiad tutaj nie zostanie. Wymyśli sobie jakiś pretekst, by pójść do miasta przez tę pustynię. Co jednak teraz odpowiedzieć kapitanowi?

- Tak, dziękuję, dobre. Nie jestem trochę przyzwyczajony do tego... do tego menu. Nie czuję się zbyt dobrze po całonocnej podróży w pociągu. - Przełykał szybko chleb, by zmniejszyć palenie w gardle. Oficerowie jedli w skupieniu i nie wykazali najmniejszego zainteresowania brakiem apetytu dziennikarza.

Dziennikarz rozmyślał nad tym, że tyle godzin będzie musiał być głodny, zanim przez te nie zabudowane tereny dotrze do jakiejś restauracji. Statek czekał na ładunek przy jednym z nowo wybudowanych basenów daleko od miasta. Dziennikarz przypomniał sobie, że gdy wyszedł z dworca gdyńskiego, miasto zostawił z prawej strony, w chwili gdy tak bezmyślnie rzucił się w kierunku dostrzeżonej z daleka sylwetki tego potwornego statku.

"Najlepiej będzie wrócić na obiad na dworzec".

Gdy rozmyślał o tym, drzwi od salonu się nagle uchyliły i usłyszał serię strzałów. Jak mu się wydawało, kule utkwiły w ścianie nad głowami oficerów. Steward padł na podłogę. W tej samej chwili kilku oficerów wyjęło pistolety i zaczęło strzelać w otwarte drzwi. Kapitan wydobył spod stołu olbrzymiego kolta i dołączył się do strzelających oficerów, zwracając się jednocześnie do dziennikarza:

- Może dobrze by było, gdyby pan przysiadł za stołem na razie. Załoga jak zwykle na postojach, znów zaopatrzyła się w broń i, jak pan widzi, musimy ją trzymać w szachu za pomocą pistoletów. Nawet zjeść śniadania dziś nam nie dali spokojnie. Bardzo mi jest z tego powodu przykro. Proszę niech pan się schowa za stołem.

Dziennikarz przysiadł za kapitanem, który spokojnym głosem wydawał rozkazy:

- Nie wszyscy razem. Spokojniej. Tak żebyśmy mieli czas nabić ponownie, proszę strzelać kolejno, tak jak siedzimy.

Kapitan wyjął spod poły kurtki drugiego kolta, położył go na stole koło talerza i zajął się nabijaniem pierwszego pistoletu. Dziennikarz spostrzegł, że wszyscy oficerowie byli uzbrojeni, przy każdym z nich koło talerzy zamiast sztućców leżały mauzery, kolty i takie pistolety, których nigdy dotychczas nie widział.

Pierwszy mechanik strzelał teraz z parabellum. Ci oficerowie, którzy mieli broń nabitą i nie strzelali, kończyli spokojnie śniadanie.

Kapitan dał ręką znak i przestano strzelać. Steward zerwał się z podłogi i przeszedł w róg salonu, by nie być narażonym na ogień zza drzwi. Kapitan skończył nabijać swego kolta, dwa olbrzymie błyszczące pistolety leżały obok talerza napełnionego czystym spirytusem.

- Proszę, niech pan siada - zwrócił się do dziennikarza. - Daliśmy im dobrą odprawę, zostawią nas przez parę chwil w spokoju. Tych opornych zapędzimy do ładowni, tak by można było rozpocząć pracę na pokładzie. Może jeszcze chleba?

Kapitan ujął w obie ręce półmisek z chlebem i podsunął go siadającemu na swe miejsce reporterowi. Dziennikarz, klnąc w duchu swój wyjazd do Gdyni, wziął kromkę chleba i usiłował ją podnieść do ust. Patrzał na biel obrusa, na którym zastawę stołową stanowiła wszelkiego kalibru broń krótka, na kapitana rozkoszującego się tą zupą okrętową, podobnie jak i wszyscy oficerowie. Do jakiego stanu może dojść człowiek na morzu - rozmyślał początkujący dziennikarz - żeby od rana już nawet nie chlać, ale jeść łyżkami spirytus. Cóż w tym dziwnego, że ci ludzie, jako jedyny argument w utrzymaniu załogi, uznają pistolety. Jak się z tego okropnego statku wydostać? Odechciało mu się już poznawania oficerów. Wszyscy bez wyjątku wydawali mu się antypatyczni z tymi dymiącymi rewolwerami w jednej ręce i łyżką spirytusu w drugiej. Najwięcej żalu czuł do trzeciego oficera, który go nie uprzedził o tym, co się na statku dzieje i wpakował w taką" kabałę. Jak się z niej wydostać? Kiedyż to się skończy?

Steward, korzystając z chwilowej ciszy, postanowił przedostać się do innych pomieszczeń. Ostrożnie zbliżył się do drzwi i wysunął głowę na korytarz.

Cisza.

Gdy tylko steward zniknął w korytarzu, siedzący za stołem usłyszeli tupot nóg. Po chwili steward wbiegł do salonu zatrzaskując za sobą drzwi i padł na podłogę. Na ten widok kapitan zostawił łyżką w talerzu, chwycił oba kolty i nie przykładając ich wcale do oka, wypuścił z nich całą serię w drzwi tuż nad podłogą salonu. Oficerowie, porwani przykładem kapitana, również nie przykładając broni do oka, nie celując strzelali wprost z rąk opartych o stół w drzwi, które szybko zamieniły się w sito. Dziennikarz z trudem utrzymał swą pozycję na krześle. Miał wielką ochotę schować się za krzesłem kapitana, ale się opanował.

- Drzwi otworzyć - wydał polecenie kapitan. Steward zerwał się z podłogi i szybko je otworzył.

- Tak jest bezpieczniej - powiedział kapitan. - Nie będą nas mogli zaskoczyć lub strzelić przez drzwi, widzą teraz przez nie doskonale, co się dzieje w salonie.

Dziennikarz przyglądał się z niechęcią kapitanowi, który z lubością znawcy oglądał kolty nabijając je ponownie.