Выбрать главу

Pamiętam, jak ojciec z sześcioma córkami, podobnie jak i całe towarzystwo, ubawił się tą przygodną audycją. Pasażer ten, jak się dowiedziałem, nie cieszył się sympatią na statku. Udawał turystę, by za tanie pieniądze dostać się do Norwegii wyłącznie w sprawach handlowych.

A potem - niezapomniana już nigdy podróż fiordami do Nordkappu.

Obawiam się, że nudzę Panią tymi wspomnieniami, ale gdy człowiek siedzi sam w więzieniu, czekając na sprawę i nie ma do kogo ust otworzyć, to nie można się dziwić, że przychodzą mu na myśl chwile najmilsze i najweselsze.

Gdy za kręgiem polarnym "NASZE MOCZULSKIE" leżały na kształt kokonów, spowite w koce na leżakach, myśleliśmy o Nich jak o najmilszej hodowli jedwabników i wynajdywaliśmy setki powodów, by przyjść i zobaczyć w Ich oczach odbite śnieżne szczyty lodowców iskrzące się w słońcu.

Zachwycona wówczas tymi widokami powiedziała Pani, że może powtórzyć słowa małego Francuza, kilkuletniego malca, który wprawił Panią w zdumienie swym powiedzeniem. Malec leżał jak nowo narodzony w łódce unoszonej słabym prądem rzeczki, wśród kwiatów wodnych i kwiatami okrytych brzegów. Wchłanial w siebie promienie słońca, barwy kwiatów i zwiastował Pani wielką nowinę: "C'est la vie".

A pamięta Pani podczas postoju na kotwicy w jednym z fiordów, na dalekiej już północy oglądane na tle lodowca reny?

Zrobiła Pani wówczas zdjęcie Lapończyka z renem. Posiadam to zdjęcie z opisem na odwrocie rozmowy podróżnika Anglika z bogatymi właścicielami stad renów/ Na pytanie Lapończyków podróżnik ten nie bardzo wiedział, co ma odpowiedzieć, by nie umniejszyć w ich oczach majestatu jego królewskiej mości króla Anglii. Pytanie brzmiało: "Gdzie król angielski przechowuje stada swych renów, gdy wyrusza na wojnę?"

A potem drugie przejście "Polonii" przez krąg polarny i ojciec Pani biorący udział w uroczystościach z tym związanych jako Neptun. Pamiętam jego monolog sławiący kapitana, pod którego dowództwem pierwszy polski statek już po raz drugi obchodzi tę uroczystość. Byliśmy bardzo dumni z tego przemówienia, ponieważ trochę tej sławy kapnęło i na nas, bez których przecież kapitan sam niczego nie dokazał. Pieczołowicie przechowuję gazetę okrętową z tej uroczystości z wierszami ojca-posła. 

Były to najjaśniejsze dnie, podczas których przez całą dobę można było oglądać w oczach córek - słońce. Pomarańczowe słońce najładniej odbijało się w Pani oczach.

Za kratami niebo jest szare. Nie widać dzisiaj jego blasku, a Pani jest tak daleko.

Powrót z Nordkappu na fiordy. Znów za każdym zakrętem zaklęte postacie mnichów lub rycerzy wiekami rzeźbione w skałach przez lodowce, aż naraz znikło to wszystko i nadszedł ostatni wieczór. Bal kapitański.

Siedzieliśmy w nocy na pokładzie nad tym samym barem rufowym, w którym poznałem Panią. Tańczono na rufowym pokładzie oświetlonym lampionami.

Woleliśmy wszyscy rozmawiać. Tańczyć nam oficerom na statku nie było wolno. Mieliśmy sobie zawsze tyle do powiedzenia. Słychać było orkiestrę, słychać było słowa piosenki: "Chłopcy czarni tak jak ja..." Przed nami znalazła się para szukająca ciemności i odosobnienia, by zwierzyć sobie najbardziej niepotrzebujące świadków słowa.

Siedzieliśmy rzędem, naprzeciw nas stały dwa puste leżaki, które można było dostrzec nawet w ciemności nad białym pokładem. Para opadła na nie. Zamilkliśmy. Gdy po wyznaniach posypały się pocałunki, zrobiło się nam trochę nieprzyjemnie i mieliśmy już zamiar chrząknięciem zahamować ciąg dalszy, gdy bardziej przytomna od niego ona dojrzała nas w ciemności. Skoczyła, porywając go za sobą. Wówczas Nelli wpadła na wspaniały pomysł, by przywiązać do siedzenia leżaków baloniki będące atrakcją tego wieczoru.

Zaledwie zdążyliśmy myśl w czyn zamienić, a już nowa para zjawiła się przed nami. Szczęśliwiec, z nią na rękach, opadł na przygotowany balonik, który eksplodował - zabijając najżarliwsze myśli.

"Psia krew" - zaklął nieszczęśliwiec. "Szczęście" wyrwało mu się z rąk. Gonił je tak, jak gdyby pędził za swym własnym cieniem.

To było coś. Płakaliśmy i chcieliśmy wszyscy całować Nelli za genialny pomysł. Ludzie w pewnych okolicznościach są do siebie bliźniaczo podobni. I tak aż do świtu, ^przed nami siadała para za parą. Trzymaliśmy się wszyscy razem za ręce, by sobie dodać sił i nie zdradzić swej obecności śmiechem. Trzeba było jednak się rozstać. Wśród tysięcy, które odbyły z nami podróże, nikt nam tak nie przypadł do serca, jak właśnie sześć córek z Kasią na czele. Proszę się nie dziwić, że właśnie w więzieniu przypominam sobie chwile spędzone z Panią jako coś najbardziej radosnego w tym mrocznym oczekiwaniu na sprawę.

Ponieważ wszystkie Panie zostawiły nam swoje adresy, nie wątpię, że moi koledzy, podobnie jak i ja, piszą do Pani.

Jeszcze raz przepraszam za więzienny papier, ale innego tutaj nie ma. Łączę wyrazy szacunku i wdzięczności za tyle miłych chwil spędzonych w Pani towarzystwie podczas wycieczki na Nordkapp.

K. B.

P.S. Gdyby Pani zechciała napisać do mnie, proszę adresować na s.s. "Polonia" Gdynia.

Warszawa, 13. 7. br.

Szanowny Panie!

List Pana wstrząsnął mną do głębi. Rozumiem, czym to jest dla Pana z przestworzy oceanu znaleźć się w więzieniu. Straszne.

Wierzę, że nie powodowało Panem zło, ale najważniejsze, by się Pan nie załamał nawet w wypadku najbardziej surowego wyroku.