Выбрать главу

Ewentualność spotkania się z włoskim okrętem wojennym wcale się nam nie uśmiechała. Kilka nocnych godzin po wyjściu z Doro minęło spokojnie. Oficerowie na mostku i marynarze pełniący służbę byli silnie podnieceni, każde światło, ukazujące się na horyzoncie, budziło zrozumiałe zainteresowanie. Ta droga pod Troję przenosiła nas myślami w epokę Homera, aż wreszcie różane palce Eos odchyliły zasłonę nocy - na niebie zjawił się brat Eos, złocisty Helios, pod jego opieką "Kościuszko" dotarł bez przygód pod Troję.

Tutaj skończył się już wszelki niepokój. Turcja bowiem należała do paktu bałkańskiego, do którego należały również Grecja, Rumunia i Jugosławia. Wszystkie te państwa w jednakowym stopniu obawiały się Włochów. Najbardziej bała się ich Turcja, znajdująca się zbyt blisko trzynastu wysp Dodekanezu należących do Włoch. Dzięki sojuszom udało się Turcji utrzymać swą Anatolię, na którą Włosi mieli niekłamaną ochotę przed uderzeniem na Abisynię. W nocy "Kościuszko" minął morze Marmara. O świcie ukazało się miasto z baśni tysiąca i jednej nocy. Z leżącej nad morzem perłowo-różanej mgły wynurzyły się zaróżowione wschodzącym słońcem iglice minaretów i kuliste kopuły meczetów Konstantynopola. "Kościuszko" minął obronne mury Seraju i wszedł na złotodajne wody zatoki, z której czerpano niegdyś złoto w postaci niezliczonych ilości tuńczyka. Dziś została już tylko po nim nazwa ZŁOTY RÓG.

Podeszła łódź pilotowa. Pilot nie wniósł ze sobą żadnej sensacji na statek. Stanęliśmy w tym samym miejscu co zawsze, pośrodku Złotego Rogu, podając liny na zakotwiczone na zatoce beczki do cumowania.

W chwilę po zacumowaniu dobiła do trapu motorówka agenta - dyplomaci znów pożądali kapitana. Nie było rady. Wkrótce kapitan znalazł się w biurze agenta wydany na pastwę dyplomatów polskich, tureckich i włoskich.

- Nu, wie co? A - opowiadał o tym spotkaniu potem kapitan na mostku. - Nu Włosi, nu, przyczepili się do minie, że nie powiedziałem ja prawdy w Pireusie, że na statku jest Haile Selassie. No i mówią ja im, że nie mam ja Haile Selassie i nie mam żadnego pasażera do niego podobnego. Nu, wie co? A. Nu, Włoch wyciąga gazeta "Ilustrowany Kurier Codzienny" i pokazuji, że tam jest napisano, że na "Kościuszce" jest Haile Selassie. Do gazety dopięte było tłumaczenie w języku włoskim. Nu i cóż takiego, mówię ja jemu. Nu, wasz Cycero powiedział, że pismo nie czerwieniej! (epistola non erubescit - list się nie rumieni). Nu, Włosi rozgniewali się na mnie. Turcy zaczęli ich uspakajać. Nu i teraz Turcy prosić zaczęli, żeby im powiedzieć tylko prawda. Czy jest teraz na "Kościuszce" Haile Selassie, czy go nie ma?

Nu, zdenerwowałem się ja, nu i nic więcej powiedzieć nie chciałem. I znów Włosi zaczęli swoje pytania, dlaczego ja chce utaić, że na statku jest Haile Selassie. Nu, jeden jak świń jaki przyczepił się do mnie. Jest, czy nie ma? - mówi. Nu, wykrzykną ja wówczas, że nie ma. Nu, wie co wówczas było? A. Włoch wyjmuji z teczki fotografia i pyta się, czy poznaje ja te osoby, co na niej sfotografowane?

Dalsza rozmowa kapitana z dyplomatami ciekawiej została opowiedziana przez jednego z polskich urzędników, który był przy tym obecny jako tłumacz.

Kapitan rzucił okiem na fotografię i zaniemówił. Włoch, pokazując kapitanowi jedną z osób na fotografii spytał, czy kapitan ją poznaje. Kapitan musiał przyznać, że tak. Osobą wskazaną przez dyplomatę włoskiego - był sam kapitan.

- A ten oficer obok pana? - pytał dalej Włoch.

Kapitan musiał przyznać, że zna tego pana, że jest nim starszy oficer, z drugiej strony - "drugi", potem "trzeci". Wszyscy oficerowie nawigacyjni "Kościuszki".

- A kto pośrodku siedzi? - spytał z wyraźną satysfakcją Włoch.

- Haile Selassie - przyznał zdumiony kapitan.

Triumf Włocha był całkowity. Dyplomaci polscy z niezadowoleniem patrzyli na kapitana. Kapitan zrozumiał, że wszelka dyskusja w tej chwili wobec tego dowodu rzeczowego, leżącego na biurku - nie była wskazana.

Kapitan lubił niekiedy stawiać siebie w jednym szeregu z czołowymi osobistościami historii świata. Widział teraz swoją osobę, jako jedną z głównych postaci w nowym konflikcie międzynarodowym. Puszczając mimo uszu wyrzuty dyplomatów polskich, nie mógł powstrzymać się od wypowiedzenia głośno po polsku tego, co myśli o tej sytuacji.

- Nu, historyczny byłby moment, żeby to wszystko była prawda. Oświadczenie to jednak przeminęło bez echa. Dyplomaci polscy nie wiedzieli, co mają powiedzieć na ten temat. Turcy nie zdradzali ochoty wydania Haile Selassie, podobnie jak Grecy w Pireusie.

"Historyczny moment" przedłużał się. Napięcie międzynarodowe wzrastało. Nikt nie zabierał głosu. Jasne było, że na Morzu Czarnym Wfosi nic nie mieli do powiedzenia. "Kościuszko" szedł do Rumunii, a ta z pewnością udzieli gościny KRÓLOWI KRÓLÓW. Triumf Włochów był w tej chwili ich porażką.

Ciszę przerwał jeden z Włochów, który wziął fotografię do ręki, jeszcze raz się jej przyjrzał, a potem zwrócił się do kapitana, mówiąc, że jest mu niezmiernie przykro z powodu kłopotów, jakie sprawili kapitanowi, fatygując go i zabierając czas niepotrzebnie.

Dyplomaci polscy i tureccy patrzyli na Włocha, jak gdyby ten ostatni dostał nagli pomieszania zmysłów. Pozostali dyplomaci włoscy również patrzyli na niego z niedowierzaniem i zdumieniem.

Widząc wrażenie, jakie wywarło na obecnych przeproszenie przez niego kapitana, dyplomata wyjaśnił, że dziecko Haile Selassie widoczne na tej fotografii, jest o dziesięć lat starsze. Leżąca na biurku fotografia jest mistrzowskim fotomontażem.

Z kolei pozostali dyplomaci zaczęli kapitana przepraszać.

"Moment historyczny" uznano za niebyły.

Kapitan, kończąc po swojemu to opowiadanie, zamknął je takimi wnioskami:

- Nu, wie co? A. Nu, przekonałem się ja, że potęga prasy jest ogromna. Nu i wiem ja nareszcie, kim jest nasz fotograf. Nu, krótko mówiąc - zimna szelma. Nu, nie lubię ja słowa "drań". Nu, co robić? A.

CHIMERA MIRABILIS

Byliśmy trzecim statkiem pod polską banderą, który miał wkrótce przekroczyć równik. Transatlantyk nasz chodził dotychczas północną drogą do Nowego Jorku, przez równik szedł po raz pierwszy. Cała załoga pokładowa dostała "gorączki równikowej", każdy z marynarzy chciał poznać zwyczaje związane z przejściem równika.