Выбрать главу

Zaproponowałem odegranie sceny z krnąbrnym marynarzem, który nie będzie chciał poddać się ceremonii golenia i nadania mu imienia przez Posejdona. Miał być ubrany w jakiś stary, ale odświeżony garnitur, który diabły w walce porwą bezlitośnie. Przywleczony przed Posejdona, marynarz zlekceważy rytualną wypowiedź nadającą mu nowe imię. Posejdon oburzony zachowaniem się marynarza rozkaże Hefajstosowi uśmierzyć śmiałka. Hefajstos będzie miał specjalny młot tekturowy z farbą w środku. "Roztrzaska" czaszkę bluźniercy, ten "trupem padnie" u nóg Posejdona, a obrzęd chrztu będzie się toczył dalej, jak gdyby kara za bluźnierstwo była sprawą zwykłą i zrozumiałą.

Projekt został przyjęty z dużym zapałem. Niestety nie można było urządzić próby generalnej. W miarę więc możności każda rola została omówiona i - zgodnie ze zwyczajem powtarzania komend - powtórzona przez odpowiedniego "artystę".

Na statku pasażerskim w każdym rejsie znajduje się jakaś osoba, której z urzędu lub stanowiska przypada pierwsze miejsce wśród pasażerów. Jest to tak zwana po łacinie persona grata, innymi słowy "osoba mile widziana". Osobą tą był tym razem profesor Bujwid z Krakowa, bez mała osiemdziesięcioletni staruszek, naukowiec. Z miejsca, po wejściu na pokład założył klub esperantystów i sam prowadził wykłady. Kapitan zachwycony był profesorem, profesor - kapitanem, a my przestraszeni tym, że kapitan nauczy się jeszcze jednego języka, co może skomplikować szybkie porozumiewanie się z nim.

W przeddzień przejścia równika zgodnie z tradycją usłyszano zzm burty głos trytona pytającego w imieniu Posejdona o banderę i nazwę okrętu. Marynarze pomogli trytonowi wejść na pokład. Ponieważ dzieje się to zawsze po zachodzie słońca, wielu pasażerów było świadkami tego wydarzenia. Wszyscy oczywiście ze zdumieniem przyjęli ukazanie się człowieka zza burty. W gruncie rzeczy sprawa była prosta - siedział tam na wywieszonej sterlindze, przewiązany na wszelki wypadek liną.

Dzieci szalały odprowadzając na mostek monstrum ubrane w szaty z ceratowych łusek. Po uściśnięciu dłoni kapitana tryton zapowiedział przybycie Posejdona, Amfitryty, Hefajstosa i całego dworu w dniu jutrzejszym o godzinie szesnastej. Nie zapomniał przy tym dodać, że od przebywania na powietrzu czuje dziwną suchość gardła. Przygotowany na te ewentualności kapitan podał trytonowi butelkę rumu. Wysłannik Posejdona pożegnał kapitana i odprowadzany przez zachwycone dzieci, przed powrotem w głębiny oceanu zaszedł jeszcze" do marynarzy na pogawędkę.

Następnego dnia już na długo przed godziną czwartą po południu tłumy pasażerów zebrane dokoła drugiej ładowni z niecierpliwością wyglądały zapowiedzianego widowiska. Tymczasem wśród gotowego do wyjścia orszaku wybuchła panika. Wszystkich - od Posejdona do kowboja włącznie - ogarnęła wątpliwość, czy podołają zadaniu. Przerazili się,, że sprofanują odwieczny obrządek i staną się pośmiewiskiem.

Sytuację uratował najbardziej dziwny człowiek z załogi - prowiantowy. Był to niepozorny garbusek zwany powszechnie "Plamoznikiem". Miał dwa magisteria - filozofii i matematyki, praktykę w zawodzie nauczycielskim oraz wychowawczym. Zostawił to wszystko, nauczył się szoferki i ruszył do Gdyni z kilkunastu złotymi w kieszeni. Zamustrował na statek w charakterze chłopca okrętowego do prowiantury. Był pierwszym prowiantowym na "Pilsudskim", a później - na "Batorym". Chcąc zobaczyć Rio de Janeiro przeszedł z "Batorego" na nasz stary "klejnot" i teraz oto trzymał w ręku tacę z kubkami napełnionymi "plamoznikiem".

Wypity kubek "plamozniku" w pierwszej chwili wzdymał pierś i dławił okrzyk "ogień mam w łonie!" Potem już wszyscy mogli zgodnym chórem śpiewać: "Hej, kto Polak - na bagnety!"

W chwili, gdy dzwon okrętowy wybił osiem razy - orszak ruszył.

Na czele szedł Posejdon ze złotym trójzębem w dłoni i w misternie plecionej koronie na głowie. Jego olbrzymia zwichrzona broda wywołała szmer podziwu. Tuż przy Posejdonie kroczyła Amfitryta. Strome piersi kryła w złotej siatce, podobna siatka opinała kształtne biodra. Najpiękniejsze w Amfitrycie były oczy. Ale te stanowiły prywatną własność starszego marynarza Julisa, który właśnie z tego powodu został wybrany na małżonkę Posejdona.

Wczorajszy posłaniec tryton w ostatniej chwili złapał do ręki olbrzymi pastorał i nie dał go sobie wydrzeć. W jaki sposób doszedł do posiadania pastorału podczas tej uroczystości - nie zdradził nikomu. Musiał go jednak od dawna przygotowywać, bo pastorał był kunsztownie opleciony, wygięty i złocony.

Wygląd Hefajstosa wywołał szepty wśród pasażerów: "Podywyś! Podywyś!" - Hefajstos dźwigał na ramieniu olbrzymi młot tekturowy misternie podmalowany. Olbrzym nie potrzebował się charakteryzować. Wspaniała muskulatura, potwornych rozmiarów młot i skrawki futra - wybiegały daleko poza codzienność.

Szepty "Podywyś! Podywyś!" usłyszane przez orszak Posejdona od razu podniosły ducha "artystów". Głośny szmer zmienił się w burzę oklasków na widok nereid ubranych, podobnie jak ich siostra Amfitryta, w skąpe złociste siatki.

Najlepiej jednak podobały się diabły. Brawom nie było końca. Kowboj maszerujący w jednym szeregu z Lekarzem, Fryzjerem i Astrologiem nie uraził nikogo swym widokiem.

Wśród braw orszak doszedł do drugiej ładowni, na której został przyjęty przez kapitana przybyłego  wraz  z  sędziwym profesorem w otoczeniu szefów wszystkich działów. Posejdon wzniósł trójząb nakazując ciszę. Powitał kapitana, profesora i zebranych, po czym nawiązał do przekroczenia równika przez szkolny żaglowiec "Lwów", "kolebkę" polskich nawigatorów, który jako pierwszy statek pod biało-czerwoną banderą gościł na swym pokładzie Boga Mórz - Posejdona. W dalszym ciągu przemówienia oznajmił, że dusze marynarskie rodzące się w sztormowe noce na masztach i rejach, przy sterach i wiosłach, w zmaganiach z falami - są przedmiotem jego specjalnej miłości. Ludzie posiadający dusze marynarskie to ci, którzy porzucili marne przyjemności życia lądowego, znajdując prawdziwą rozkosz w pracy na oceanach, wśród huraganów, mgieł i gór lodowych. Kto z nich dotarł do równika, dozna zaszczytu wstąpienia do bractwa dzieci Posejdona. Otrzyma nowe imię, i pod tym nowym imieniem znany będzie Posejdonowi. Od tej chwili otaczać go będzie szczególna opieka Boga Mórz i może w przyszłości zawsze liczyć na jego pomoc. Ale przed nadaniem imienia każdy musi być obmyty i ostrzem brzytwy oczyszczony ze wszystkich niedoskonałości życia lądowego. Najmniejszy pył z lądu nie może pozostać na tym, który pierwszy raz równik przekroczył...