Выбрать главу

Na razie kogo mógł złapać, zapraszał do baru. Najwięcej cieszyli się z jego szczęścia palacze, mający ograniczone możliwości otrzymania w morzu wina. Nastrój zepsuł mu drugi mechanik, który powiedział, że uzyskał od starszego mechanika zgodę na zwolnienie go od pełnienia służby w maszynie, ale pod warunkiem że nie będzie rozpijał załogi. Wolno każdemu wypić z nim szklankę wina, ale mowy nie ma o tym, żeby wino lało się litrami.

Kapitan w stosunku do milionera zachował zimną rezerwę, mówiąc że do ukończenia podróży zmuszony jest w nim widzieć wyłącznie asystenta maszynowego. Jeśli jako milioner w charakterze pasażera kabinowego będzie na tym statku podróżował, może być pewny, że poleci zarezerwować mu miejsce przy stole kapitańskim. Na razie nie może być mowy o tym. Kapitan nie zgodził się nawet na zmianę kabiny.

Świeżo upieczony milioner zrozumiał, że wszyscy na statku mu zazdroszczą, a jego miłość do ludzi i świata zupełnie tej zazdrości nie gasi. W tych warunkach pragnął, by podróż jak najszybciej się skończyła. Inaczej ją sobie w pierwszej chwili wyobrażał. Gdy został milionerem, wydawało mu się, że we wszystkich barach na statku zabraknie win dzięki jego gościnności. Tymczasem pito z wielkim umiarem, tłumacząc się tropikalnym ciepłem.

Złoty kluczyk znaleziony w mydle nosił zawieszony na łańcuszku na szyi. Od czasu do czasu oglądał klucz szczerozłoty, otwierający mu drogę do szczęścia, i podziwiał jego wytworny i niezwykły kształt. Na kluczyku wyciśnięta była liczba sto jedenaście.

Nawet zbliżający się Dakar nie przedstawiał się tak zachwycająco, jak to sobie w pierwszej chwili po przeistoczeniu w milionera myślał. Na statku nikt nie mógł mu pożyczyć takiej sumy, która by natychmiast zaspokoiła jego wyobraźnię milionera. W mesie zaczął narzekać na jedzenie. Koledzy poprosili do mesy ochmistrza. Sprowadzony ochmistrz oświadczył asystentowi, że je to samo co pasażerowie pierwszej klasy - te same krewetki z Rio, ten sam kawior z tych samych puszek, te same kraby. Wszystkie te zakąski wzbudzają entuzjazm wśród pasażerów - w mesie oficerskiej pozostają niekiedy nie tknięte kraby, kawior, ananasy. Na pocieszenie wymienił nazwy najlepszych win, jakie mogą być do jego dyspozycji natychmiast: udane roczniki "Nuits St. Georges", "Grands Echezeaux", "Chambertin", "Alox Corton Pommard". Na statku jest nawet kilka butelek "Chablis" z winnic La Moutonne i wspaniały sauterne "Chateau Yąuem". Ochmistrz zgodził się być nawet przewodnikiem milionera po tej nie znanej mu dotychczas krainie win. Bar stał się ostatecznie miejscem, gdzie asystent maszynowy mógł rozkoszować się swą nową pozycją w świecie. Obaj jego najbliżsi koledzy zostali zaproszeni na cały miesiąc do willi na Riwierze i to tylko wyłącznie dlatego, że nie wierzyli w możliwość zdobycia przez niego milionów. W rozmowach z nim żałowali, że nie posiada tych milionów więcej - mógłby założyć własną kompanię okrętową i dać im odpowiednie stanowiska dyrektorów. Według nich - milionów, które posiadał, było stanowczo za mało. Uważał to za niesmaczny przejaw zazdrości z ich strony i wobec tego całkowicie oddał się na razie wypróbowaniu wszystkich gatunków win, o jakich mówił ochmistrz.

W przerwach między tymi czynnościami rozmyślał o kupnie pałacu w pobliżu Warszawy, o podróży dookoła świata, nawet zaczął zastanawiać się serio nad założeniem kompanii okrętowej. Na fladze kompanijnej umieściłby złoty klucz. Taki sam złoty klucz iskrzyłby się na opasce komina.

Dwa dni przed Dakarem barman przedstawił intendentowi rachunki. Wynikało z nich, że zadłużenie asystenta maszynowego osiągnęło wartość jego sześciomiesięcznego zarobku. Tyle pochłonęły poczęstunki i wypróbowanie najlepszych gatunków win francuskich, jakie znajdowały się na statku. Intendent odszukał milionera i z przykrością musiał go powiadomić, że przepisy okrętowe dawno są przekroczone, jeśli chodzi o wysokość dopuszczalnego zadłużenia asystenta maszynowego i że trzeba będzie na razie ograniczyć się do znacznie mniejszych wydatków, gdyż kredyt zostanie zamknięty.

Młody milioner wpadł z tego powodu w furię i oświadczył, że natychmiast po przybyciu do Dakaru pieniądze zostaną zwrócone. Zaraz też odszukał swych dwóch przyjaciół i omówił sprawę wysłania depeszy do Buenos Aires z żądaniem drobnej zaliczki w wysokości kilku tysięcy funtów, co by mu umożliwiło dokończenie tej aż nazbyt dokuczliwej podróży. Oświadczył również, że uda się do Buenos Aires już innym statkiem, a nie tym, na którym spotykają go na każdym kroku szykany, mające swe źródło w niskiej zazdrości. Obaj koledzy zmartwili się bardzo, gdy to usłyszeli i poszli całą sprawę przedstawić intendentowi. Intendent wysłuchał ich z uwagą i zdecydował, że muszą pójść wszyscy razem do kapitana.

- Panie kapitanie - wyjaśniał radiotelegrafista - kolega nasz wszystkie zarobione pieniądze wydawał na mydło w Buenos Aires. Doszliśmy do wniosku, że jako koledzy nie możemy pozwolić na tę bezsensowną grę, w której powodzenie wyraża się stosunkiem jeden do nieskończoności. U babki wyprosiłem kluczyk od szylkretem wykładanej szkatułki. Kluczyk miał niezwykły kształt i doskonale nadawał się do zamierzonego celu. Brat mój pracuje u jubilera, wobec czego pokrycie srebrnego klucza warstwą złota nie przedstawiało już najmniejszej trudności. Porozumieliśmy się w tej sprawie z rodziną kolegi, zmęczoną już jego opowiadaniami o tym co to będzie, gdy zostanie milionerem. Zaraz po wyjściu z Rio de Janeiro podłożyliśmy mu mydło, w którym był klucz. Wydawało się nam, że sam spostrzeże prędko, iż klucz nie jest złoty i zniechęci się raz na zawsze do zamiany ciężko, zarobionych pieniędzy na bańki mydlane. Omyliliśmy się w swych obliczeniach. W tej chwili głęboko wierzy, że jest posiadaczem milionów. Chcieliśmy dla niego jak najlepiej, wyszło jak najgorzej. Boimy się teraz, że gdy się dowie, iż wszystko było żartem, wyskoczy za burtę z rozpaczy. Co mamy robić?

Kapitan wcale nie był zachwycony wytworzoną sytuacją. Wszelkie kary czy nagany za to, co się stało, w tej chwili nic nie pomogą. Kapitan przyznawał słuszność powiedzeniu, że o przeszłości myśli głupiec, o teraźniejszości mądry, a o przyszłości szaleniec. Kazał kolegom milionera w sposób możliwie oględny powiedzieć mu o podłożeniu klucza, bagatelizując całe wydarzenie. Wszyscy muszą nad nim roztoczyć opiekę i pilnować go w dzień i w nocy, tak długo aż będą zupełnie pewni, że przeszedł nad tym wypadkiem do porządku.