Выбрать главу

Zapomniany Kazio siedział na poduszce i krytycznie przyglądał się rywalce. Skończyła się melodia, wiele osób zaczęło bić brawa. Dziewczynka była rozpromieniona. W podskokach podbiegła do Kazia i spytała go 2 niewinną minką: - Potrafisz tak? Kazio milczał. Dziewczynka błysnęła mu przed oczami pierścioneczkiem i spytała:

- A to masz? Kazio milczał.

Z kolei podsunęła mu pod oczy zegarek-bransoletkę i znów spytała:

- A to masz?

Obecnych w barze zaniepokoił wyraz twarzy Kazia. Widać było, że walczy ze sobą. Wielu już miało zamiar pospieszyć doń ze słowami pociechy, gdy nagle po trzecim pytaniu Kazio położył się na olbrzymiej poduszce na plecach, wydostał z majteczek widoczną różnicę między chłopcem i dziewczynką i pokazując wszystkim, zawołał:

- A to masz?

Dziewczynka nie odezwała się słowem, odeszła. Uznała się za pokonaną.

Wieczorem spotkano statek, pierwszy od wielu dni samotnej trawersaty oceanu. Statek szedł kontrkursem; wyraźnie było widać jego burtowe światła pozycyjne, z prawej - zielone, z lewej - czerwone.

- Pięć stopni w prawo - podał oficer wachtowy komendę na ster, dla wyminięcia spotkanego statku.

- Pięć stopni w prawo - powtórzył jak echo sternik. Oba statki minęły się czerwonymi światłami.

* * *

Tego samego dnia starszy oficer ułożył się już wygodnie w koi i miał zamiar sięgnąć ręką do kontaktu, aby zgasić światło, gdy usłyszał pukanie do drzwi.

Na głośne "proszę" do kabiny wszedł "szósty". Młody oficer miał zmieniony wyraz twarzy i widać było od razu, że jest zdenerwowany.

- Przepraszam, że przeszkadzam - odezwał się - ale stała się rzecz nie cierpiąca zwłoki. Przyszedłem prosić pana na sekundanta.

Starszy oficer podniósł się i oparł na łokciu.

- Muszę się bić. Jest mi obojętne, czy będą to pistolety, szable, czy szpady. W Rio dostaniemy wszystko. Zgadzam się na broń wybraną przez przeciwnika. Przyjmę wszystko. Nie mam tutaj kodeksu honorowego Boziewicza, ale sądząc ze stopnia obrazy musi być trzykrotna wymiana strzałów.

Starszy oficer patrzył na niego z niedowierzaniem, wreszcie spytał:

- Z kim?

- Z kapitanem - odpowiedział "szósty" i szybko mówił dalej. - Przepraszam, że zapomniałem zawiadomić pana, że zaręczyłem się dzisiaj z panną Athellią Peterson. Kapitan obraził moją narzeczoną. Jeśli zechce się bić na szpady, to myślę, że najlepiej będzie zmienić je na ciężkie szable. Podobno pojedynek wówczas najszybciej się kończy. Bawić się nie mam zamiaru.

Starszy oficer ze zdumieniem słuchał dramatycznych słów najmłodszego oficera.

- Nie wyobrażam sobie, aby kapitan chciał obrazić umyślnie pana lub pańską narzeczoną. Nie zrozumiał pan może, co kapitan chciał powiedzieć. Może stworzył jakiś nowy polski wyraz? - próbował łagodzić starszy oficer rozgoryczenie "szóstego".

- O co to, to nie - gorąco zaprotestował narzeczony. - Kapitan z całą świadomością i cynizmem obraził moją narzeczoną i będzie musiał ponieść pełne konsekwencje swego czynu. Chyba że mu się uda wpierw mnie zabić - stwierdził zdeterminowany oficer.

Starszy oficer w dalszym ciągu usiłował uspokoić jego rozszalałą fantazję.

- Kapitan bardzo lubi pannę Athellię i pana. Nie sądzę, aby mógł mieć cokolwiek przeciwko temu narzeczeństwu. Rodzice również widzieli, jak pan asystował ich córce i nigdy nie słyszałem, by wyrażali jakąś niechęć. W jaki sposób kapitan obraził pańską narzeczoną?

- W jaki sposób? Jak już wspomniałem, dzisiaj z rana zaręczyliśmy się. Wieczorem postanowiliśmy zawiadomić o tym kapitana. Uważałem to za swój obowiązek. Przed chwilą byłem właśnie u niego w kabinie i gdy mu o tym zameldowałem, kapitan tak mi odpowiedział: "Zaręczył się pan ze światłami pozycyjnymi?" Gdy tylko to usłyszałem, odwróciłem się i wyszedłem z kabiny; przyszedłem wprost do pana prosić go na sekundanta.

Starszego oficera skurcz chwycił za gardło, omal nie parsknął śmiechem i aby go stłumić, opadł na poduszki. Nie chciał zostać porąbany lub zastrzelony według przepisów Boziewicza; usiłował więc przybrać surowy i pełen potępienia dla kapitana wyraz twarzy. Z trudem udało mu się odpowiedzieć, że bardzo się cieszy z zaufania i z zaszczytu, jaki go spotkał, że właśnie jemu został powierzony honor narzeczonej "szóstego"; zapewnił go, że zrobi wszystko, aby honor ten został w całości zachowany. Czując, że dłużej już nie opanuje śmiechu, dodał, że o szczegółach pomówią jutro.

- Dziękuję i dobranoc - usłyszał w odpowiedzi. Za chwilę drzwi zamknęły się za "szóstym".

* * *

Następnego dnia rano odkrył się Przylądek Frio tropikalnej Brazylii. Starszy oficer i starszy mechanik natychmiast zameldowali o tym Kazias-Mamie. Ale pani odwróciła głowę od wskazanego jej kierunku i powiedziała, że nie chce nawet widzieć Brazylii z daleka.

- Przyjechałam do Brazylii z mężem zaraz po ślubie. Osiedliliśmy się na zakupionej przez niego plantacji drzew pomarańczowych. Mąż jest agronomem. Zbiór zapowiadał się wspaniale. Któregoś dnia usłyszałam bicie w metalowe kotły jak na alarm. Wybiegłam na ganek.

Hałas pochodził z sąsiednich farm, na których bito kijami we wszystko, co mogło wydawać głośny dźwięk. Sądziłam, że napadli nas Indianie, ale za chwilę zrozumiałam, co się dzieje, gdy ujrzałam chmurę owadów. Szarańcza. Wieczorem z plantacji obiecującej fortunę zostały kikuty drzewek.

Zabraliśmy się do pracy i przekształciliśmy naszą plantację na warzywną. Pola szybko pokryły się roślinkami. Pewnego dnia, gdy z dumą przyglądałam się zieleni okrywającej pola, zauważyłam, że mam przed sobą jak gdyby posuwający się dywan. Zielony kobierzec defilował przede mną. Zbiegłam ze schodów i przekonałam się, że to nie było złudzenie. Miliony wędrownych mrówek. Szły zwartymi szeregami, a każda dźwigała nad głową strzęp uciętego liścia. Następnego dnia znów mieliśmy przed oknami szare pola, bez śladu, że coś kiedyś na nich rosło.