Выбрать главу

Sprzedaliśmy tę plantację i przenieśliśmy się bardziej na południe, w okolice lesiste i założyliśmy tam plantację kukurydzy. Za kilka dni mieliśmy rozpocząć zbiór tak urodzajny, jakiego nawet nie przewidywaliśmy. I znów spostrzegliśmy, że plantacja" przestała istnieć. Jakieś postacie wynosiły plony do lasu. Pobiegliśmy szybko, by przeszkodzić rabunkowi. Niestety niczego nie udało się uratować. Rabusiami było olbrzymie stado małp, które wyniosło naszą kukurydzę w niedostępną dla człowieka dżunglę. Znów zostaliśmy bez nadziei zarobku, do tego dołączyło się zmiękczenie moich kości wskutek braku wapnia w wodzie. Kazano mi natychmiast wyjechać do Polski. Zabrałam Kazia. Mąż sprzedał plantację i wyjechał do Argentyny. Mamy teraz plantację bawełny. Maż przyjedzie po nas do Buenos Aires.

Słuchając opowiadania Kazias-Mamy, starszy oficer zapomniał zupełnie, że "szósty" powierzył mu honor narzeczonej i że ma natychmiast ustalić w jego imieniu datę pojedynku, wybrać broń i uzgodnić miejsce i czas.

Kapitan przygotowywał właśnie dokumenty dla władz portowych w Rio, kiedy wszedł do kabiny starszy oficer.

- Nu, wie pan co? - odezwał się ucieszony z jego widoku kapitan. - Nu, chętnie się wczoraj uśmiałem w barze. Nu taki malutki chłopiec, nu, a tak doskonale zna kobiety. Dziewczyna od razu zaniemówiła. Nu, żeby mnie tak dokuczyła, ja bym nie domyślił się tak zrobić. Nu, taki malutki chłopiec, a taki mondry. Kazio. A? Nu, pomyśli pan sam?

- Panie kapitanie, przychodzę oficjalnie, jako sekundant, żądać w imieniu szóstego oficera satysfakcji za obrazę jego narzeczonej, panny Athellii. Wczoraj wieczór, w obecności jej narzeczonego, porównał pan jej bursztynowo-chabrowe oczy do świateł pozycyjnych statku. Słuchając tego wczoraj wieczorem o mało sam nie umarłem ze śmiechu, ale dzisiaj pan kapitan ma wybrać rodzaj broni, od jakiego zechce pan sam umrzeć lub zabić rytualnie "szóstego".

__Nu, widzi. Nu, ja od razu powiedziałem, że z tego coś będzi. Jak

tylko zobaczyłem, że sobie ręce podali. Nu, wie co? Nu, jak przyszedł i zameldował, że zaręczył się, nu, i powiedziałem ja prawda, że ze światłami pozycyjnymi si zaręczył. Nu, odwrócił się natychmiast i wyszedł. Nu, nie myślałem, że jemu to si nie spodoba. Mówi pan, że obrażony?

Starszy oficer opowiedział mu cały przebieg rozmowy, jaki miał miejsce w kabinie.

- Nu, tak co z nim teraz robić? A? Nu, pan jego lepiej znasz za mnie.

Po krótkiej naradzie uchwalili, że ponieważ nikt tego nie słyszał oprócz narzeczonego, to "szósty" musi zadowolić się oświadczeniem kapitana, że ten nie miał intencji obrażania panny Athellii.

Gdy starszy oficer wszedł z "szóstym" do kabiny kapitana, ten zapomniał zupełnie o tym, że ma przemawiać oficjalnie według kodeksu Boziewicza.

- Nu, jak mógł sobie nawet pomyślić, że ja chciałem obrazić dziewczyna, która ma takie oczy ładne, na które nie znudzi się nigdy patrzeć? Nu, wie co? Nu, to troszeczku niedobrze, że tak myślał. Nu, cóż takiego. Nu, tak wszystko dobrze. A? Zadowolony? Nu?

"Szósty" przygotowany przez starszego oficera opisem boleści i wyrzutów sumienia kapitana bolał teraz nad tym, że chciał go niewinnie zamordować. Nie słyszał już prawie tego, co mówił kapitan i sam zaczął przepraszać, że zwątpił w jego najlepsze intencje, o których jego narzeczona jest głęboko przekonana. Sprawę uznano za niebyłą.

* * *

Począwszy od Rio de Janeiro w każdym z portów żegnano kogoś z pasażerów. W przeddzień przybycia do Rio Grandę do Sul, w którym miała wysiąść narzeczona "szóstego" z rodziną, statek szedł po stosunkowo płytkich wodach przybrzeżnych. Znów było ciche i słoneczne popołudnie. W salonie podano herbatę. Kazio zabierał się do swych ulubionych ciastek z kremem, gdy nadeszła niespodziewanie zupełnie martwa fala i odbita od dna - przechyliła nagle statek, jak podczas największego sztormu. Cała zastawa stołowa runęła na podłogę salonu. Brzęk spadających filiżanek, półmisków z ciastkami i łyżeczek wywarł widać na Kaziu silne wrażenie. Wiedział on dobrze, że za wszystko co się dzieje na statku, odpowiedzialny jest kapitan. Szybko zsunął się ze swego krzesła, pobiegł do stolika kapitana, wdrapał się na krzesło obok i patrząc swymi rozszerzonymi z przejęcia oczami, powiedział bijąc jednocześnie piąstką w stół:

- Nie zgadzam się z takim podawaniem podwieczorków.

Uspokoił się dopiero na kolanach kapitana, który bardzo się przed nim tłumaczył, dlaczego tak się stało.

Po wyjściu z Rio Grandę do Sul wszyscy patrzyli ze współczuciem na "szóstego", ale najbardziej szczere i serdeczne spojrzenia nie mogły mu zastąpić dziewczyny o bursztynowo-chabrowych oczach.

W Buenos Aires Kazias-Mama otrzymała od męża depeszę, że przybędzie po nią dopiero za tydzień, wobec czego intendent wystarał się dla niej o pokój w hotelu, a załoga mogła jeszcze odwiedzać Kazia do momentu wyjścia w drogę powrotną do kraju.

Właściciel hotelu, w którym zamieszkał Kazio, twierdził, że nie widział jeszcze tylu osób przychodzących odwiedzić jednego małego chłopca. Kazio otrzymał taką ilość prezentów, że mógł założyć sklep z zabawkami i słodyczami. Gospodarz na widok przybyłych z podarunkami, wymawiał na przemian tylko dwa słowa: fantastico, extraordinario. Fantastyczny, nadzwyczajny.

W przeddzień wyjścia transatlantyka w podróż do Europy zjawili się w hotelu starszy oficer i starszy mechanik - z zabawkami dla Kazia, a z kwiatami i biletami dla Kazias-Mamy na wspaniały balet fosforyzujących postaci. Miał to być jej ostatni wypad w "cywilizację" przed przeniesieniem się między Indian i bawełnę. Kazia miała pilnować w hotelu pokojówka.

Limuzyna dowiozła przed gmach opery Kazias-Mamę i jej dwóch wielbicieli. Balet w pierwszej chwili zrobił wrażenie olbrzymiego seansu spirytystycznego. Na scenie i widowni zapanowała niemal absolutna ciemność i dopiero po chwili, kiedy oczy oswoiły się z mrokiem, można było rozpoznać ledwie widoczne kontury dekoracji, a wśród nich fosforyzujące postacie. Gdy na scenie rozpoczęło się na dobre szaleństwo fosforyzujących postaci, Kazias-Mama wyszeptała do swych sąsiadów: