Выбрать главу

Mijały tygodnie i miesiące, duma szefa prowiantury jako nauczyciela wciąż rosła. Niestrudzenie też wyliczał w mesie:

- Najpierw nauczyłem go sprzątać, myć i malować, potem liczyć, potem angielskiego, potem...

Potem, po przejściu transatlantyka do Grecji, na tak zwaną linię palestyńską, prowiantowy odkrył, że jego "uczeń" mówi po grecku.

Dostawcom, majętnym obywatelom Aten, spodobał się ten chłopak z prowiantury. Niepozorny Plamoznik z łatwością bowiem władał dźwięczną mową Odyseusza.

Ateńczycy zapraszali go do swych domów, wozili po Helladzie i słuchali wyjątków z Iliady i Odysei. To samo powtórzyło się, gdy transatlantyk stanął na czas dłuższy na doku w Pireusie. W okresie gdy kwitną migdały i Hellada jest najpiękniejsza, "młodszy chłopak z prowiantury" rozchwytywany był przez dostawców. Lubili go słuchać, gdy mówił im o mitach greckich na ruinach świątyń i zamków i z namaszczeniem szukali wraz z nim przy Mykeńskiej Bramie Lwic śladów stóp "pięknej przyczyny" wojny trojańskiej.

W tym stanie rzeczy sam prowiantowy zaczął interesować się światem starożytnym po otrzymaniu od Plamoznika aż Dwóch wiosen Parandowskiego i zaczął sprowadzać z Polski odpowiednie książki.

- Muszę to czytać, bo nauczyłem go po angielsku, a teraz widzę, że się bardzo interesuje świątyniami Egiptu i Syrii - mówi w mesie. - Ma doskonałą pamięć i jeszcze ze szkoły zapamiętał staro-grecki. Sam nakupował sobie wiele książek, ale też nie zgadnie cię o czym. Począwszy od wszystkiego o gatunkach drobiu kończą na wyrobie i gatunkach win. Żaden dostawca nie może mu nic wmówić. Teraz to naprawdę mogę spać spokojnie.

Szef często niedomagał i doszedł do przekonania, że mając jak zastępcę Plamoznika może sobie pozwolić na kilkumiesięczną kuracji wypoczynek zdrowotny. I tak Plamoznik został "pełniącym obowiązki prowiantowego".

Po upływie paru miesięcy zjawiła się nagle w Konstancy komisja rewizyjna, aby sprawdzić stan prowiantury pod nowym zarząden Kontrola ujawniła wręcz oszałamiające fakty, które przeszły do historii o Plamozniku, a które sama komisja jednogłośnie uznała z bajkę dla bardzo grzecznych dzieci - stan kartoteki Plamoznik i ilość brzoskwiń w chłodni zgadzały się z sobą co do sztuki.

W wyniku sprawozdania komisji po powrocie do Gdyni "młodszy chłopak" pełniący obowiązki prowiantowego znalazł się w pociąg idącym do Monfalcone, wraz z pierwszą partią załogi wyznaczonej n nowo budujący się transatlantyk, z nominacją na szefa prowiantury.

W przedziale zajętym przez załogę nowego statku w czasie posiłków Plamoznik nie wychodził z swej roli żywiciela. Ustawił miedz; ławkami walizki w ten sposób, że powstał długi na cały przedzia stół. Znalazł się na nim przewidziany przez Plamoznika obrus z serwetek ułożonych w arabeski, amerykański papierowy serwis, zna lazły się nawet róże, którymi pożegnano załogę w Konstancy. Pod czas ostatniej swej podróży na statku Plamoznik zgodził się wyjątkowo przyjąć od dostawców prezenty na pożegnanie w postaci najbardziej wyszukanych owoców, win, konserw i papierosów. Tera cały stół zastawiony więc był najwytworniejszymi daniami i napojami.

Z korytarza przez okna wciąż zaglądali zaciekawieni pasażerowie Gdy na stole znalazł się już "rahat-al-hulkum" (rahatłukum), co zna czy tyle co "rozkosz podniebienia", z Istanbulu, granaty i banan z Jerycha, jakiś starszy pan otworzył drzwi przedziału i kłaniają się uprzejmie Plamoznikowi, który w sposób widoczny robił "honor domu", zapytał po francusku:

- Proszę wybaczyć, ale cały wagon porobił już zakłady na temat kim panowie jesteście. Zostałem wydelegowany dla rozstrzygnięcia tych zakładów.

Plamoznik zaprosił pytającego pana na czarną kawę, którą właśnie nalewał z olbrzymiego termosu do papierowych szklaneczek. Podsu

..............................................

dotychczasową pracę. Trafiłem na swoją Mary Wortley, co prawdą z podobieństwa do Aleksandra Pope'a mam tylko jego wzrost i ułomność.

Była to aluzja do zawieszonego w jego kabinie obrazka przedstawiającego słynnego angielskiego poetę i tłumacza z języka greckiego Iliady i Odysei - Aleksandra Pope'a oraz Mary Wortley, wyśmiewającą się z jego uczuć.

* * *

W grudniu nowy transatlantyk przycumował do nabrzeża koło dworca morskiego w Gdyni. W głównym salonie skończyła się wilia dla załogi. Na choince pogasły światła elektrycznych świeczek. Błyszczały tylko reflektory lamp na złotych i srebrnych kulach, którymi przybrane było drzewko.

Szef prowiantury zaprosił najbliższych przyjaciół na obejrzenie jego drzewka. Zaproszeni zeszli ze statku. Był duży mróz. Gdynia zasypana śniegiem. Minęli główne tory kolejowe i weszli w gęsty las okrywający pasma wzgórz ciągnące się wzdłuż zatoki. Gdy brnąc przez zaspy śniegu dotarli do małej polanki wśród "jodeł wysokich", "gospodarz" poprosił gości, by się zatrzymali w tym miejscu, a sam obszedł dużym półkolem polankę i zniknął w gąszczu.

Po chwili z drugiej strony miniaturowej polanki zapaliło się światło na dolnej gałęzi olbrzymiej jodły. Jedno światło białej świecy. Wśród ciszy jarzył się złoty płomień. Odbijał się w miliardach iskrzących się mrozem śnieżynek. Biegnące ku górze światło sięgało sklepienia utkanego gwiazdami. Białe, skrzące okiście czerniły próżnię między konarami, wydłużone w nieskończoność i niewymiernie oszronione pnie jodeł wydawały się kolumnami z diamentów. Była w tym Zimowa bajka Ferdynanda Ruszczyca, Bajki Andersena i cały "Bajarz polski", a wszystko złożyło się na Wieczór Wigilijny Plamoznika.

* * *

Triest. Przy nabrzeżu stoi nasz drugi nowoczesny transatlantyk zbudowany w Monfalcone. Na przednim maszcie powiewa "błękitny Piotruś". "Batory" wyrusza w swój pierwszy rejs.

Ostatni rzut oka szpakowatego dyrektora o miłym uśmiechu i dużym poczuciu humoru na porządek na statku.

W prowianturze dyrektor śmiejąc się ściska dłoń szefa mówiąc:

- Myślę, że mi pan nie ma bardzo za złe, że oderwałem pana od przyjaciół na tamtym statku, ale chciałem, by na obu naszych nowoczesnych transatlantykach  w  prowianturze było identyczne zaopatrzenie i porządek.