Выбрать главу

Początkowo listy zawierały bursztynowe pączki, następnie szmaragdowe listki, a jeszcze później srebrne płatki kwiatów jabłoni...

Sam Plamoznik mijał konno osiedla o kwitnących w tym okresie sadach. Z wysokości kulbaki rozkoszował się pięknem i bogactwem ojczystego kraju, którego - jak uświadomił sobie podczas podróży i rozmów z rodakami w Brazylii i Argentynie - nie znał. Postanowił go poznać. Jadąc przypominał sobie często swoją pierwszą i swoją ostatnią rozmowę z szpakowatym dyrektorem. Podczas tej ostatniej otrzymał od dyrektora olbrzymią sumę pieniędzy tytułem gratyfikacji za oszczędności, jakie miała linia dzięki jego gospodarce w prowianturach transatlantyków.

- W wypadku gdyby się pan znalazł w potrzebie, proszę do mnie napisać. Gdyby pan zechciał wrócić do linii, może pan to uczynić w każdej chwili. Na razie znów życzę panu powodzenia na nowej drodze życia - powiedział na pożegnanie dyrektor.

W końcu swej podróży po kraju Plamoznik dojrzał z wysokości swego wierzchowca zajęcie dla siebie.

* * *

Do słynnego krakowskiego psychografologa Rafała Schermanna przybył przedstawiciel Warszawskiego Towarzystwa Parapsychicznego z prośbą o analizę pewnego autografu. Towarzystwu bardzo zależało właśnie na wypowiedzi pana Schermanna ze wzglądu na jego niezwykłe osiągnięcia w tej dziedzinie. Według opinii pokrewnych towarzystw amerykańskich i angielskich, wyprzedził on swych współczesnych o tysiąc lat. Francuskie zaś towarzystwa dodawały, że gdyby pan Schermann żył w wieku XV, nie ulega najmniejszej wątpliwości, iż jego grafologiczne jasnowidztwo zaprowadziłoby go prosto na stos.

Przedstawiciel Towarzystwa Parapsychicznego wręczając kopertę wyjaśnił, że znajdująca się w niej "zabazgrana" kartka nie ma nic wspólnego z jakimś pismem w wyniku seansu mediumistycznego.

Grafolog otworzył kopertę, spojrzał na wyjętą z niej kartkę i zaczął mówić:

- To nie jest medium... To pismo (?!) istoty, która straciła ochotę do życia, bo jej przeżycia były straszne. Dostała się w miejsce, skąd gwałtem chciałaby się wydostać, ale nie może... Straciła cierpliwość... Bujna fantazja sprawiła, że istota ta podkopała swoją przyszłość i chciałaby się wydostać z więzów. Najlepiej byłoby, gdyby wsiadła do samolotu i przebujała w nieznaną krainę... Nie, że ja jej to radzę, ale ona sobie to" tak wyobraża... Stan jest tego rodzaju, że przypomina człowieka pijanego, chociaż naprawdę nie jest pijakiem.

FLIP

W ciemną noc, na podzwrotnikowych szerokościach Atlantyku można było dojrzeć wśród fal samotne dwa światła - zielone i czerwone. Widoczne były w odległości kilkunastu metrów od siebie, w linii poziomej. Zgodnie z międzynarodowymi przepisami o noszeniu świateł przez statki, mógł to być żaglowiec idący dziobem wprost na patrzącego.

W pewnej chwili pomiędzy dwoma kolorowymi światłami, na tym samym nieomal poziomie pojawiły się trzy światła białe. Takie ułożenie świateł nie istnieje w międzynarodowych przepisach drogi na morzu, a pokazywanie nieprzepisowych świateł jest surowo zabronione. W kilka minut po zapaleniu się białych świateł straszny krzyk poderwał załogę żaglowca - dużej szkolnej fregaty, idącej baksztagiem pod wszystkimi żaglami z Brazylii do Europy.

_ CHALERAAAAAAAA!!! Kto zapalił światła? DO DZJA-BŁAAAAAH! Co za porządek? Co robi oficer wachtowy?!!

Straszny ten, grozą przejmujący krzyk wydobywał się z ust komendanta fregaty.

Nie wiedząc jeszcze dokładnie o co chodzi - kto żył i był w pobliżu rzucił się na pomoc. Wyjaśniło się, że zostały zapalone światła w kabinie na pokładzie, w której iluminatory umieszczone były od strony dziobu. W pomieszczeniu tym znajdowały się przejściowo klatki z małpami, pumą i pelikanem wiezionymi do kraju. Iluminatory były otwarte, by zwierzęta miały dostęp świeżego powietrza.

Pomieszczenie posiadało dwoje drzwi wychodzących na pokład - ze sterburty i bakburty. Któryś z instruktorów szybko otworzył jedne z nich, by złapać winowajcę "pokładowej tragedii". Ale w kabinie nie było nikogo, poza małpami śpiącymi w oddalonej od wyłączników klatce. Puma również spała w swojej. Jeden pelikan był na nogach, ale wydawało się, że drzemał i wcale się nie przejmował strasznym krzykiem komendanta fregaty.

Instruktor obejrzał wyłączniki. Sprawdził, czy nie nastąpiło spięcie. Wszystko było w jak najlepszym porządku. Zgasił światła. Na rufie kończył "kipieć" komendant, obiecując winowajcy najstraszniejsze kary, w które nikt nie wierzył z samym komendantem włącznie.

Na razie wszystko pozornie wydawało się w porządku. Przewinienie zostało zauważone, winowajca (chociaż nieznany) - zbesztany i pouczony, co go czeka.

Wśród ciemnej nocy nad Atlantykiem znów widać było tylko dwa światła - zielone i czerwone. Fregata znaczyła przebytą drogę zielonkawo fosforyzującą smugą na powierzchni oceanu.

Naraz jeszcze potężniejszy krzyk dotarł nawet do śpiących w międzypokładach. Kto się obudził - pryskał z hamaka na pokład.

- DO DZJABŁAAAH! Porządku na wachcie nie ma! Co starszy oficer robi?!! Znów światła się palą.

Światła paliły się jak poprzednio.

Starszy oficer wypadł z kabiny i zameldował się komendantowi. Po wysłuchaniu paru zwięzłych zdań pobiegł z instruktorami na miejsce przestępstwa, do kabiny ze zwierzętami.

W kabinie nie było nikogo, prócz zwierząt. Małpy nie obudziły się nawet. Tylko puma mrużyła oczy przed światłem. Sprawdzono jeszcze raz wyłączniki. Oba kontaktowały prawidłowo. Nie było widać żadnego innego dodatkowego połączenia z siecią elektryczną. Przejrzano wszystkie szafki, czy w jakiej nie siedzi dowcipny uczeń. Nie znaleziono nikogo. Klatki były pozamykane. Zgaszono światło.

Na wszelki wypadek starszy oficer ustawił w pewnej odległości dwóch instruktorów, którzy mieli pilnować z ukrycia drzwi prowadzących do pomieszczenia ze zwierzętami. Powinni złapać przestępcę, gdyby jeszcze raz odważył się na tego rodzaju żarty.

- Porządku u pana na statku nie ma! Położyć się spać ja nie mogę spokojnie! - "pruł" komendant starszego oficera.

I znów zapanowała cisza na pokładzie, tylko szum wody trącej o burty mówił o tym, że fregata idzie z szybkością przynajmniej sześciu węzłów. Służbowi instruktorzy wpatrywali się w drzwi kabiny ze zwierzętami. Oficer wachtowy stał z lewej burty na rufie przy relingu, komendant - z prawej.