Выбрать главу

Zajmowaliśmy z doktorem luksusową kabinę na "Ulster Monarch", odsypiając wszystkie zaległości za cały kwiecień i połowę maja. Pomimo to pozostawało nam jeszcze moc czasu. Ponieważ stale byliśmy razem, każdy opowiadał o sobie wszystko, co go spotkało od momentu, jak paimięć sięgnie.

Kiedy doktor doszedł do wniosku, że proza jego życia od kolebki do lat sześćdziesiątych jest prawdopodobnie dla mnie zbyt nużąca, zaczął uzupełniać moje braki ze znajomośd oper oraz ich historii. Omawiał szczegółowo, a potem jak na zaczarowanym flecie od początku do końca gwizdał wszystkie arie.

Każdy wspólnie przeżyty z doktorem dzień był nowym odkryciem jego wielkiej osobowości i nowym powodem do jeszcze większej admiracji. Doktor sprawiał mi największą przyjemność gdy, ot tak sobie na co dzień, używał klasycznej łaciny, tłumaczył budowę zdań i wprowadzał mnie w świat Złotego Wieku.

Doktora z kolei interesowała nawigacja oraz zwyczaje i tradycje morskie. Chciał je jak najdokładniej poznać, by "nadrobić czas stracony na medycynę". Kiedyś goląc się powiedział mi:

- Wiesz, łąk nie lubię lekarzy, że gdy się golę, to ze wstrętem patrzę w lustro.

Doktor miał za sobą wojnę rosyjsko-japońską oraz pierwszą wojnę światową, podczas której był naczelnym lekarzem olbrzymiego szpitala wojskowego. Mikroskop zabrał mu oko, które teraz uzupełniał monoklem. Kiedy pływaliśmy przed wojną raizem na linii palestyńskiej dosłownie rozrywał się przyjmując zaproszenia na trudne operacje trepanacji czaszki w Aleksandrii lub w Atenach.

Jedną ciekawą rzeczą na "Ulster Monarch" była jego maskota przedstawiająca ludzką postać z głową krokodyla. Straszne to monstrum zapewniało bezpieczeństwo statkowi - tak przynajmniej twierdziła cała jego załoga - i stało w jednym z salonów, w którym lubiliśmy przesiadywać w wygodnych klubowych fotelach spędzając czas na rozmowach. Z rozmów tych udało się zebrać całokształt wydarzeń na "Chrobrym". Kolejno, nie śpiesząc się opowiadali o swych czynach i wyczynach ci, co przeżyli pamiętny dzień piętnastego maja 1940 roku. Utkwiły mi szczególnie w pamięci urywki trzech usłyszanych wówczas opowiadań.

Jeden ze sterników tak rozpoczął swoją relację:

- No, to jak już te bomby uderzyły, to myślę ja sobie - trzeba pójść do pentry[7] i napić się kawy...

Ten spokój cechował całe opowiadaiiie. Po prostu rejs wycieczkowy do fiordów został naraz przerwany. Drugi sternik mówił:

- Spałem. Obudziły mnie te bomby. Władek już się ubrał. To mówię do Władka: "Władek, idź ty zobacz, czy się opłaci wstawać, może prędko zatoniemy, to nie będę nawet wyłaził z koi".

Wobec przykrości, na które był narażony podczas całej akcji jeden ze stewardów, rozumowanie drugiego sternika było może poniekąd uzasadnione. Steward opowiadał:

- Jak te dzwonki zaczęły trąbić, to ja wiedziałem, że to już jest alarm. Ubrałem się spokojnie, nałożyłem nowe buty, nowy garnitur i hełm na głowę. Wyszedłem na górę. Tutaj złapał mnie drugi oficer, dał do rąk gaśnicę i karał mi gasić ogień. Co miałem robić? Odbezpieczyłem gaśnicę i leję. Śmiechu to warte. Tutaj i tysiąc gaśnic nie pomoże. Jak tylko "drugi" odszedł, rzuciłem gaśnicę w ogień i myślę - gdzie moja szalupa? Tylko wyskoczyłem na pokład, a tu leci nasz admirał iż gaśnicą. I tak jak drugi oficer wetknął imi ją w rękę. Spieszyło mi się, ale dla świętego spokoju wziąłem. Co będę - myślę - z admirałem zaczynał i tłumaczył, jak sam nie rozumie, że ogień jest za duży. Polewałem, polewałem, ale czasu mi było szkoda. Rzuciłem gaśnicę w ogień i biegnę do szalupy. Tyle zmarnowałem czasu! Dobiegłem do relingu, a tu pokładowi krzyczą, żebym się śpieszył. Wychyliłem się za burtę, chwyciłem linę i zsuwam się powoli na dół po tych węzłach. Tylko musiałem się zatrzymać, żeby temu co pode mną na głowie nie stanąć. A tu poczułem, że ktoś mi stanął na hełmie dwoma nogami. Zaraz potem drugi postawił mi obie nogi na jednym ramieniu i jeszcze zaraz trzeci postawił mi obie, znów nogi, na drugim ramieniu. Tak stało na mnie trzech żołnierzy. "Ajryszów" - jak się to mówi - Irlandczyków. W takiej sytuacji, panie kapitanie, zobaczyłem wyraźnie, że nie mam racji bytu i puściłem się trzymanej liny, bo nikt by się na moim miejscu też nie utrzymał. We czwórkę spadliśmy na tych, co byli ipod nami. Uderzyłem głową o ławkę, a potem to tylko czułem^ że na mnie spadali inni, ale już nic nie pamiętałem, tylko to jedno, że nie miałem racji bytu. Nie miałem...

* * *

Po dziesięciu dniach podróży "Ulster Monarch" rzucił kotwicę na tej samej redzie, na której wybrał swoją "Chrobry"wyruszająć na kampanię norweską.

HONNY SOIT, QUI MAL Y PENSE

Dewiza angielskiego Orderu Podwiązki: "HONNY SOIT, QUI MAL Y PENSE" była już w naszych latach dziecięcych tematem rozmyślań i dociekań, gdy naśladując starszych bawiliśmy się w nadawanie orderów bohaterom konającym na palach bitew.

Początkowo po zabawie w wojnę dekorowaliśmy bez zastanowienia się nad nazwą orderu tych, którzy w walce się wyróżnili. Były to ordery wycięte z tektury i pomalowane złotą farbą. Z biegiem czasu, dla urozmaicenia ceremonii nadawania orderu, ustaliliśmy rytuał, a potem nazwy i klasy orderów. Zmienialiśmy ich kształt i barwy. Naraz dowiedzieliśmy się, że ordery mają dewizy. Imponowały nam szczególnie te wymawiane po łacinie. Ordery: Smoka i Słonia - miały dewizy bardzo nam odpowiadające. Były to wspaniałe chwile, gdy na polu walki król lub cesarz przypinając order mówił: "PRZED NIM BLEDNIE LEW I MILKNIE TYGRYS" lub wymawiał tajemnicze słowa: "MAGNANIMI PRETIUM". Po polsku brzmiało to dla nas zbyt słabo: "Nagroda za męstwo". Najwięcej intrygował nas jednak Order Podwiązki. Był nam znacznie bliższy, jako rzecz codziennego użytku, ale jego dewiza była dla nas na razie niezrozumiała.

Order Podwiązki wszedł w nasze życie, gdy rozwikłaliśmy jego tajemniczą dewizę: "NIECH SIĘ WSTYDZI, KTO O TYM ŹLE MYŚLI". Nadawaliśmy go wówczas, gdy bohaterstwo nie znalazło uznania u obu stron walczących. Dekoracja połączona była z wielkim trudem. Król lub cesarz wprowadzał na miejsce zwykłej podwiązki inną, podobnie jak i tamta zaopatrzoną w pętelkę do guzika i w tę zawiłą maszynkę do zapinania z przeciwnej strony niż pętelka. Wszystko to naturalnie było pozłocone. Zawsze jednak po takiej dekoracji Podwiązką zostawał u wszystkich w pamięci cień dwuznaczności, ponieważ sam order należał do części garderoby, o której przy gościach - a w szczególności jeśli to były osoby starsze - nie mówiło się. Wobec tego ustanowienie takiego orderu musiało nastąpić w baridzo nieprzyzwoitych, według nas, okolicznościach. Ponieważ dowiedzieliśmy się, że order ten od wieków był nadawany również i paniom - doszliśmy do wniosku, że zamieszana w to była jakaś pani i to na pewno taka, co "ma nogi". Te "nogi" były dla nas nie mniejszą tajemnicą niż sam order, który nosi się przecież ukryty i to od pasa do kolana. Słysząc często powiedzenie starszych, że "ta ma nogi", a tamta pani - nic nie jest warta, bo: "nie ma nóg", jako ośmioletni mężczyźni w żaden sposób tej klasyfikacji pań nie mogliśmy zrozumieć.

вернуться

7

Pentra - miejsce, w którym stały ekspresy do kawy I herbaty.