Выбрать главу

Wydarzenie to miało miejsce w początkowym okresie rozwoju naszej floty handlowej, nielicznej, składającej się dopiero z kilku jednostek. Jednej z nich, idącej do Sztokholmu, "przeciął kurs" NOWY ROK.

Powitanie było naturalnie owacyjne, oficjalne i nieoficjalne, w salonie i w kubrykach. Pamiętano na razie o tych, którzy natychmiast po spotkaniu Nowego Roku poszli na wachtę. Zapomniano jedynie, ale to zupełnie, o starszym marynarzu pełniącym służbę na sterze. Prawdopodobnie dlatego, że kapitan stanowczo zabronił ryczenia syreną, bicia w dzwon i puszczania rakiet.

Marynarz ten tyle tylko uczcił spotkanie, ile udało mu się wychylić idąc na zmianę poprzedniego sternika, na godzinę i dwadzieścia minut przed Nowym Rokiem. Na razie bez przekonania śledził czerń podziałek stopniowych, wahających się naprzeciwko kreski kursowej, goniąc jednocześnie wzrokiem światło rufowe idącego przed nimi statku. Poprzedni sternik zdał mu kurs z radą trzymania się światła.

- Tamten idzie równo, tak samo jak i my - mówił. - Idź za niań. Ma ten sam kurs.

Nowy sternik szybko oswoił się z sytuacją. Rzeczywiście było znacznie wygodniej trzymać się światła przed dziobem niż wpatrywać się w podzialkę stopniową róży, przy tym mógł jednocześnie widzieć nadchodzące inne statki. W dodatku szemrało mu trochę w głowie po tym spotkaniu.

Przez parę godzin słychać było jeszcze na mostku odgłosy powitań Nowego Roku, potem już tylko rytmiczny szum maszyny. Nikt nie przychodził na mostek. Zmiana musiała przyjść akurat na Nowy Rok. Zapomniano.

Zima tego roku była wyjątkowo ciepła. Zatoka Botnicka jeszcze wolna od lodów. Żegluga na niej dotychczas utrzymywała się bez ograniczeń i bez lodołatmaczy.

Godziny służby na sterze zaczynały się dłużyć. Powieki stawały się ociężałe. Pilnował się już tylko światła rufowego idącego przed nim statku. Kurs przestał go interesować. Wydawało mu się, że wskazówki zegara zupełnie się nie posuwają. Olbrzymi służbowy kożuch, chroniący przed zimnem, ugniatał barki. Przez jakiś czas przyglądał się z niepokojeni oficerowi służbowemu, który - fetowany jeszcze przez dobrych kolegów po przyjściu na zmianę - znieruchomiał teraz w swoim kożuchu na skrzyidle mostku. Potem zaczął myśleć o swej koi przylepionej do burty na dziobie na podobieństwo jaskółczego gniazda. To tak zwane pospolicie na statku "wyro" wydawało mu się w tej chwili najmilszym miejscem na świecie. Coraz bardziej zaczynała ogarniać go senność.

"Chyba zaraz zasnę" - myślał z przerażeniem. - A może powiedzieć oficerowi, żeby go już zmienili na sterze? Nie. Nie zrobi tego. Najlepiej będzie, jeśli sam skoczy na dziób i obudzi zmianę. Ale co będzie, jeśli statek przez ten czas zejdzie z kursu i po powrocie na ster nie zobaczy już rufowego światła tamtego statku? Kursu nie pamiętał dokładnie. A zresztą jeśli nie przychodzą, to znaczy że nie mogą. Na pewno gorliwie spotykali Nowy Rok. O nie, nie zostawi steru i statku bez opieki. Powieki sarnie opadają. Kurs. Jaki to mógł być kurs? Na róży odróżniał już tylko czarne listki rumbów. Szczęśliwie, że dobra widzialność. Nic złego stać się nie może, dopóki idzie za tamtym. Z mijaniem też nie ma kłopotów, między nich żaden statek nie polezie. Można tak jeszcze sterować. Byle nie dać się ogarnąć senności.

Poczuł się naraz jedynym człowiekiem odpowiedzialnym w tej chwili za bezpieczeństwo statku. Wszyscy z pokładu śpią, on jeden czuwa. Nieraz klął ten statek, tyle razy chciał już z iniego schodzić a teraz poczuł ogromny przypływ uczucia dla iniego. Choćby miał umrzeć z głodu i zimna, nie narazi swego statku ma niebezpieczeństwo. Poczuł się bohaterem chwili. Ech! Ludzie dokonywali większych bohaterstw niż jego stanie w ciągu trzech wacht na sterze i w gorszych sytuacjach wytrzymali znacznie więcej. Żeby nie zasnąć, zaczął nucić, potem śpiewać. Po prześpiewaniu kilku piosenek przypomniał sobie Wizję szyldwacha. Była to najmodniejsza piosenka. Wziętość swą zawdzięczała żywej melodii. Śpiewała ją cała Poldka. Zaczął półgłosem:

"To prawie tók jak ja w tej chwili" - pomyślał. Nabrał oddechu i dalej już śpiewał głośniej.

W miarę śpiewania zaczął ogarniać go zapał bojowy. Nie czuł już na barkach ciężkiego kożucha.

Zamiast śpiewać dalej: "Ziemia aż drży. Młody szyldwach więc oczy przeciera. Tak, on ich zna. To ułani spod Somosierra..." zaśpiewał słowa usłyszane niedawno, według układu marynarzy z marynarki wojennej, którzy zazdroszcząc kawalerii tak ładnej piosenki przekształcili ją na piosenkę morską:

m   m                                                                                   «•-»--

To brzmiało wspaniale. Był zachwycony sam sobą, ale że dalszych słów piosenki morskiej nie znał, zostawił krążownik i wrócił do szwoleżerów.

W myślach rąbał kanonierów przy działach w wąwozie Somosierry i śpiewał dalej:

MORITURI TE SALUTANT. MAJĄCY UMRZEĆ CIĘ POZDRAWIAJĄ. O, to było piękne. Teraz może stać jeszcze dwie doby bez zmiany.

I naraz zupełnie jak w drugiej zwrotce piosenki: "Minęła noc i dzień rozproszył mroczny świt. Żołnierze wstają, słychać wkoło śmiech i gwar..." W tym wypadku nie było tu nic wesołego. Na mostek wszedł "stary", zwabiony prawdopodobnie Wizją szyldwacha.

- Co leży? - ryknął do nie spodiziewajaeego się tej wizyty śpiewaka.

Zaskoczony sternik milczał chwilę, zanim się opamiętał i odczytał z róży kurs. Przy kresce kursowej chwiał się czaimy listek rumbu north-east.

- Nord czterdzieści pięć stopni ost, panie kapitanie - odpowiedział.

- Co leży? - jeszcze głośniej powtórzył kapitan, jak gdyby nie dosłyszał odpowiedzi sternika.

Nie czekając na ponowną odpowiedź, rzucił sam okiem na kompas i naszył ku drzwiom nawigacyjnej. Za kapitanem podążył przerażony oficer wachtowy, który ożył na dźwięk głosu kapitana. Po kilku minutach cały statek był już na nogach. Na mostku znalazł się starszy oficer i "drugi". Kapitan wyszedł z nawigacyjnej i iznów podszedł do sternika. Jeszcze raz sprawdził ikurs na kompasie.

- Jak długo leżysz na tym ibursie? - spytał sternika.

Ten zdecydował się mówić prawdę, by nie wprowadzić w błąd kapitana, ale nie wiedział nic ponad to, że przez całą noc trzymał się rufowego światła idącego przed nim statku.