Выбрать главу

O świcie lekki opar od strony lądu przykrył perłową zasłoną Afrykę. Na kursie widoczność utrzymywała się dobra. Nagle z perłowej mgły wysunęło się coś jasnego tuż przy wodzie i prędko pędziło do lewej burty statku. Znużone oczy starszego oficera nie mogły zidentyfikować pędzącego do burty kształtu. Już miał zamiar podać komendę na ster, by zmienić kurs unikiem, nie pozwolić wpakować w siebie torpedy przepuszczając ją tym manewrem obok, i nacisnąć jednocześnie rączkę sygnału alarmowego, nim zdążył jednak to uczynić, przedmiot znikł z jego pola widzenia i starszy oficer usłyszał głośne zza burty wołanie:

- Monsieur! Monsieur!

"Francuzi" - przemknęło przez myśl radosne spostrzeżenie.

- Qu est ce que vous voulez? Co sobie życzycie? - spytał podchodząc do burty.

- Jak to, co sobie życzycie? - odezwał się zdumiony głos zza burty. - Jak co dzień, tak jak chcieliście, przywieźliśmy wam świeży prowiant.

Starszy oficer poczuł wyraźnie, że robi mu się zimno, potem włosy zjeżyły mu się na głowie.

"Halucynacja" - pomyślał.

Coś podobnego zdarzyło mu się po raz pierwszy w życiu. Jako starszy oficer pierwszy rozpoczął spotkanie Nowego Roku. Spotykał go potem najdłużej, bo wachtę pełnił od godziny czwartej rano.

Odszedł szybko od burty i spytał sternika:

- Widziałeś coś na wodzie?

- Nic nie widziałem. Nie mogę dziś sobie dać rady z kompasem i ze sterem - odpowiedział zmęczonym głosem sternik.

Starszy oficer podszedł znów do burty. Wychylił się. Wydało mu się, że widzi jednak wyraźnie kształt białej motorówki stojącej przy burcie statku. Przetarł zmęczone od bezsenności oczy. Motorówka nie znikała. Ludzie stojący w motorówce domagali się spuszczenia trapu.

- Czego od nas chcecie? Po co wam trap? - spytał przerażony starszy oficer.

- Mówiliśmy już. Przywieźliśmy wam prowiant, tak jak zamówiliście - odpowiedzieli ludzie z motorówki.

- Dobrzy ludzie - błagającym głosem mówił starszy oficer - przecież wiem doskonale, że was tam nie ma na dole. Dajcie nam spokój. Wyszliśmy wczoraj wieczorem o godzinie dziesiątej. Idziemy już całą noc. Jakim sposobem możecie to być WY? Dajcie nam spokój.

- Monsieur - mówił wesoły głos z motorówki - bardzo możliwe, że wyszliście wczoraj wieczorem i idziecie już całą noc, ale zapomnieliście wybrać kotwicę.

SĄD MORSKI

Sędziemu Zdzislawowi Koszewskiemu Przewodniczącemu Odwoławczej Izby Morskiej w Gdyni.

Autor

Na Biblię przysięgał wysoki sierżant brytyjskiej policji, że mówić będzie prawdę i tylko prawdę w obliczu Najwyższego Sędziego sprawującego sądy w imieniu króla Anglii.

Biała peruka i krwawa toga Najwyższego Sędziego, białe peruki i czarne togi adwokatów, zgiętych - podczas zabierania głosu - nisko, aż do podstaw tronu siedzącego na nim dostojnika, łączyły wypadki drugiej wojny światowej ze średniowieczem.

Wysoki szpakowaty gentleman zajmował miejsce na ławie oskarżonych w olbrzymiej sali sądowej gmachu wymiaru sprawiedliwości w Liverpoolu. Sierżant policji jasno i dobitnie wyrażał swoją opinię o oskarżonym, który zezwolił na bigamię córki, natychmiast gdy tylko mąż jej zniknął w malajskiej dżungli w walce z Japończykami.

- Oskarżony - mówił sierżant - znany jest jako człowiek nieposzlakowanej przeszłości. Jest dyrektorem fabryki zatrudniającej kilka tysięcy robotników w przemyśle wojennym. Wysiłek wojenny (war ejjorts - specyficzna ocena ludzi i zaikładów pracy w tym okresie) fabryki tylko dzięki niemu znalazł wielkie uznanie rządu jego królewskiej mości i zatrudnionych w fabryce ludzi. Jego czyny cechuje głęboka znajomość fachu, wykształcenie oraz siła woli. Oskarżony należy do najwyższej klasy ludzi, o których zwykliśmy mówić: "top man".

Pod białą peruką postaci spowitej w purpurową togę ważyły się losy oskarżonego. Wyrok zależny był wyłącznie od zdania sędziego, od tego co on uzna za sprawiedliwe dla danej osoby w danych okolicznościach, za zgodne z dobrem kraju. Od wyroku nie było odwołania.

Gdy wskazujący palec ręki wyłaniającej się z czerwonej draperii wymierzony został w bladego gentlemana, salę zaległa bezwzględna cisza.

- Jeśli ty - padły z wysokości tronu słowa - obdarzony tak wielką siłą woli, obdarzony tak wielką sztuką rządzenia ludźmi, posiadający wykształcenie i nieskazitelną przeszłość, jak nas o tym wszystkim zapewnił sierżant, jeśli TY ŁAMIESZ PRAWO, to czego mogę wymagać JA od tych, którzy nie posiadają takiej siły woli, tej zdolności rządzenia ludźmi, jaką posiadasz ty?

Przez cały czas przemówienia ten wymierzony w oskarżonego palec był symbolem piorunów bijących z nagromadzonych chmur doświadczeń zebranych przez stulecia. Pod wrażeniem ważkich, godzących w oskarżonego słów drżały mury sali, drżeli obecni w niej ludzie, drżał oskarżony, zamknięty na czworokątnej platformie ogrodzonej wysoką balustradą.

I wreszcie ostatnie gromowładne słowa wyroku:

- Cztery lata ciężkiego więzienia.

Echo strasznych słów nie zdążyło się jeszcze odbić od wysokich sklepień sali, gdy platforma z oskarżonym zapadła się pod ziemię w teatralny sposób. Specjalna karetka natychmiast go przewiezie do miejsca kary.

W tej samej sali miał za parę godzin urzędować zespół Polskiego Sądu Morskiego w Anglii, na sesji wyjazdowej do Liverpoolu, i właśnie obecnością na rozprawie sądu angielskiego skracaliśmy chwile oczekiwania. Sąd nasz składał się z zawodowego sędziego, prokuratora oraz dwóch ławników. Ławnicy byli wybierani przez związki oficerów oraz marynarzy i mianowani przez ministra sprawiedliwości rządu polskiego. Dla spraw "pokładowych" ławnikami byli oficerowie i marynarze pokładowi, dla "maszynowych" - odpowiedni zespół z "maszyny". Prócz tego był przewidziany obrońca.

Wśród rozmaitych spraw rozpatrywanych przez Sąd Morski najwięcej było spowodowanych strachem przed wyjściem w morze, na którym nieprzyjacielskie okręty podwodne przez długi czas topiły - jak chciały i gdzie chciały - bezbronne statki handlowe.