Выбрать главу

Zdumiał się, gdy weszli do olbrzymiej kaplicy. W blasku złotych płomieni świec ujrzał kapłana oraz kilka postaci w nigdy nie widzianych strojach.

Bez namysłu odpowiedział twierdząco na pytanie, czy chce mieć za żonę owego anioła w kobiecej postaci. Ona z kolei chciała mieć polskiego marynarza za męża.

Pokazał swe dokumenty. Potem wspaniałym gęsim piórem obecni złożyli swe podpisy na aktach ślubnych. Świadkowie rozpłynęli się wśród ruchomych cieni rzucanych przez rozchyibotane płomienie świec.

Żona wzięła go pod rękę i wolno skierowali się ku wyjściu z kaplicy. Tą samą drogą wrócili do sypialni.

Gdy stali już we drzwiach, szepnęła mu, że za to co dla niej uczynił - darowuje mu swój naszyjnik. Mówiąc to, odpięła zameczek i ułożyła mu na ręce zwoje pereł.

Zanim zdążył ooś odpowiedzieć, znikła w jednych z wielu otwartych drzwi.

Został sam, z perłami w ręku. Wsunął perły pod poduszkę, przebrał się w pidżamę i wyciągnął na łożu. Wszystko wydawało mu się wytworem bujnej wyobraźni, podnieconej nastrojem średniowiecznego zaimku i biciem zegara z kurantami. Nie wierząc już sobie, wsunął rękę pod poduszkę. Zimne perły leżały na miejscu...

Gdy się obudził, było już jasno na dworze. Po niebie sunęły szybko ciemne, niskie chmury. Przypomniał mu się sen. Wsunął rękę pod poduszkę i wyciągnął zwój wspaniałych pereł. Długo się im przyglądał, wreszcie zdecydował, że jest posiadaczem fortuny.

Schował perły znów pod poduszkę i zaczął się ubierać. Gdy nakładał już mundur, zapukano do drzwi. Wszedł lokaj prosząc na śniadanie. Nie chciał przy lokaju wyjmować pereł, więc wychodząc ze starym sługą do jadalni zostawił je tam, gdzie były.

W halki czekał już na niego gospodarz. Przy śniadaniu gość opowiedział wszystko, co mu się w nocy przydarzyło. Wspomniał również o perłach, bojąc się, by nie zostać posądzonym o ich nielegalne przywłaszczenie.

Po śniadaniu gospodarz zaprosił go do obejrzenia galerii obrazów rodzinnych. Szli długdm korytarzem zatrzymując się przy portretach. Gospodarz wymieniał przy każdym nazwisko mistrza, który go malował.

Naraz na jednym z obrazów gość ujrzał swoją żonę, w tej samej ślubnej sukni, którą oglądał w nocy oraz ze sznurem pereł na szyi.

- Czy to ta? - spytał gospodarz.

Gdy gość przytaknął, właściciel zamku opowiedział, że jest to portret jednej z sióstr jego prapradziada. W chwili gdy wszystko było przygotowane do jej ślubu, nadeszła wiadomość, iż w drodze do zamku konie poniosły, kareta została roztrzaskana, a narzeczony zginął. Panna młoda nie uwierzyła w to, co jej powiedziano; czekając na narzeczonego zmarła z głodu i wycieńczenia. Była tak piękna, że ją zabalsamowano. Jeśliby gość miał ochotę ją zobaczyć...

Zeszli do tej samej kaplicy zamkowej, w której nocą odbył się ślub. W jednej z nisz stał stary lokaj i na skinienie właściciela zamku uchylił wieko trumny.

Gość zobaczył postać młodej, pięknej kobiety. Wydawało mu się, że śpi. Mała brzoskwiniową cerę, a na wysmukłej szyi - perły.

- Perły są na miejscu! - zauważył gospodarz. Lokaj zamknął trumnę.

Wrócili do hallu. Trzeba było spakować jeszcze rzeczy zostawione w sypialni i przygotować się do drogi.

W sypialni zastał wszystko tak, jak pozostawił. Łóżko było nie zasłane. Sięgnął pod poduszkę. Pereł nie było...

Właściciel zaimku odwiózł go na dworzec. Młody marynarz nie miał nawet możności dowiedzieć się, jaką nazwę nosi zamek jego żony. Siwy gentleman towarzyszył mu aż do wagonu i głośno życząc szczęścia pomachał ręką w chwili, gdy pociąg ruszał.

Nigdy więcej się nie spotkali. Właściciel zamku wrócił do swojej rezydencji, jego gość został na zawsze w morzu, na jednym z wielu storpedowanych statków...

W jednym z miast portowych spotkałem stewardesę, z którą kilka lait pływałem na jednym statku. Rozczuliła się spotkaniem i zaprosiła do siebie, by pokazać swą córeczkę. Tyle wspomnień z tamtych dobrych czasów. Tyle lat...

Opowiedziała wszystko, co się jej w życiu przydarzyło. Miała narzeczonego. Zamierzała zejść ze statku, wyjść za mąż i osiedlić się na stałe w głębi kraju. Wybuchła wojna. Wraz ze statkiem znalazła się w Anglii. Narzeczony zginął.

Rozpacz wiodła ją na most wysoko rozpięty nad rzeką. Nie widziała przed sobą innej drogi - spodziewała się zostać matką. Sama wśród obcych...

- I wtedy spotkałam Felka. Pan pamięta, tego co tak pił i co go zawsze po raz ostatni na statek mustrowali. Jak go zobaczyłam, całe moje nieszczęście jeszcze mi się bardziej przypomniało. Nie mogłam powstrzymać się od płaczu.

Felek, jak zawsze wesoły, zaczął wypytywać, dlaczego płaczę. Nie wytrzymałam i powiedziałam mu, że idę skoczyć z mostu do rzeki i że on jest ostatni, który przypomniał mi Polskę i dlatego płaczę.

Złapał mnie za rękę i poprosił, żebym z nim poszła i spokojnie opowiedziała, co mi jest. Zaprowadził mnie do jakiegoś baru. Opowiedziałam mu wszystko.

Na to Felek oświadczył, żebym się niczym nie martwiła. I że się cieszy, bo wreszcie może się komuś na coś przydać, ale pod warunkiem że niczego od niego nie będę żądała. Ani wierności, ani posłuszeństwa - żadnych obowiązków pod żadną postacią.

Gdy mu powiedziałam, iż nie rozumiem, o czym mówi, wytłumaczył, że zwyczajnie - weźmiemy ślub. Pieniędzy nie posiada, bo wszystko przepił, ale pływa, to wstydu nie będę miała, że nie ma męża w domu...

Felek, ten pijak! Zaczęłam strasznie płakać. Ale zrobiło mi się lekko na duszy. Słowa nie mogłam wymówić. Świat mi się od tej chwili odmienił. Uwierzyłam, że są dobrzy ludzie na świecie...

Felek śpieszył się bardzo, bo mieli w tym porcie stać niedługo. Wzięliśmy ślub. Więcej go nie widziałam. Wyszli tego samego dnia w morze. Zapisał mi połowę swojej pensji. A teraz pobieram rentę wdowią...