Выбрать главу

Dzisiaj było wszystko na tym statku nowe: wnętrza, poszycie, nawet komin. Był to najbardziej delikatny statek całej naszej floty. Można powiedzieć, iż był to "statek mimoza". Jeśli jakiś inny statek otarł się o niego podczas formowania się konwoju, "statek mimoza" był nieutulony - w osobie kapitana - w żalu, dopóki otartej części, i do niej przyległej, nie wymieniono na nową. "Kromań" leczył się tak długo i krzepł tak długo, aż okrzepł zupełnie. Właściwie ze starego "Kromania" nie zostało nic prócz nazwy. Dla każdego armatora taki kapitan był po prostu kopalnią złota.

- Mężowi udało się "zdobyć" dwa oerlikony - wyjaśniała w dalszym ciągu pani - odsłaniając płótna pokrowców, spod których zalśniły świetnie utrzymane działka. - I amunicji już mamy sporo, nie boimy się samolotów.

- Czy i pani obsługuje działka podczas akcji? - spytałem.

- Umiem, ale nie mamy jeszcze tyle broni, żeby mnie do niej dopuszczono. Niestety podczas walki roznoszę tylko amunicję i kawę.

Była wyraźnie rozżalona i swym zapałem przypominała znaną mi z historii polskiej panią Chrzanowską słynną z obrony Trembowli.

Gdy żona kapitana zaprowadziła mtnie do salonu, zobaczyłem po raz pierwszy Monkejka. Małpka, ubrana w ciepły sweterek, siedziała na kanapie i niańczyła małego szarego kotka.

- Widzi pan, jak pieczołowicie tuli kotka, a to wszystko z tego powodu, że nie może zaipomnieć swego ukochanego pieska. Z tym pieskiem to był cały dramat. Jak pan wie, Monkejka dostaliśmy we Freetown w Sierra Leone po naszej ucieczce z Dakaru. W tej podróży przydałam się na coś na statku. Naprawdę. Francuzi zabrali nam w Dakarze wszystkie przyrządy nawigacyjne...

Uśmiechnąłem się na ich szumne wspomnienie, ponieważ zapamiętałem tę słynną linijkę.

- No, może nie mieliśmy ich za wiele, ale zawsze coś tam było. Teraz mamy wszystko i najnowsze. Nawet się cieszę, że nam wówczas zabrali ci Francuzi wszystkie mapy, locje, spisy latarń, atlasy, roczniki astronomiczne, wszystkie przyrządy nawigacyjne - krótko mówiąc - zabrali nam wszystko, cośmy posiaidali.

Gdy udało się nam przeskoczyć przez sieci na ocean i przejść niepostrzeżenie koło statku patrolującego, nie wiedzielibyśmy dokąd uciekać, gdyby nie ja. Nie pozostała ani jedna książka, w której byłaby chociaż najmniejsza mapka świata. Tymczasem okazało się, że wśród książek do czytania pozostał mój dziecinny atlasik, kupiony przeze mnie w Anglii w six-pensie. Mąż obliczył z tego atlasiku na oko odległość i kurs i nawet w jakiś sposób wyliczył szerokość geograficzną Freetown. No i jakoś doszliśmy do tej Sierra Leone. Gdy ukazały się zarysy gór, położyliśmy się na kurs wprost na najbliższy ląd. Dogonił nas angielski destrojer żądając, byśmy zatrzymali maszyny i wycofali się, ponieważ znajdujemy się na polu minowym. Mąż wytłumaczył dowódcy destrojera, bardzo głośno, że maszyny są zepsute i że nie możemy ich zatrzymać, gdyż mowy nie ma o manewrowaniu, i prosił, by nas doprowadził do portu. No i tak nas jakoś przeprowadzili, że nie wylecieliśmy na minie. Byłam bardzo zadowolona, że sobie ten atlasik kupiłam. W nagrodę za to otrzymałam Monkejka.

Monkejeik nudził się początkowo bardzo. Postaraliśmy się o małego szczeniaka dla niego. Cóż to była za miłość. Wstawiliśmy łóżeczko dla szczeniaka obok mego łóżka. Monkejek, który śpi ze mną, pieska swego układał w łóżeczku. Naśladował w tym mnie - tak Układałam Monkejka, gdy tylko przybył na statek. Szczeniak, dhcąc nie chcąc, musiał się przyzwyczaić spać trzymając głowę na specjalnie dla niego uszytej poduszeczce i nakrywać się kołderką. Monlkejek kąpie się codziennie po kolacji - zobaczy pan, jak się to odbywa - po kąpieli Monkejek z kolei sam kąpał szczeniaka.

Pomimo że pani wciąż mówiła: Monkejek chodził, Monkejek kąpał - Monkejek był to, a właściwie była to, używając wytwornego określenia angielskiego dla psów, LADY MONKEY. Nazywanie tak miłego stworzenia małpą wydawało się pani czymś dla Monkejka ubliżającym.

- Szkoda, że pan nie mógł zobaczyć, jak Monkejek wycierał po kąpieli do sucha swego pieska i ścierał z niego urojone pyłki. Troszczył się o niego, jak gdyby to było jego własne dziecko. Przyjemnie było patrzeć, jak chodzą razem po pokładzie szczęśliwi i zadowoleni z siebie nawzajem. Nie spodziewałam się, że Monkejek może mieć tak silnie rozwinięty instynkt macierzyński.

Gdy przyszliśmy do Londynu, stanęliśmy przycumowani do innego statku, burta o burtę. Tak nieszczęśliwie się złożyło, że Monkejek biegając z pieskiem po pokładzie nie zauważył, jak psiak, biegnąc z radości na oślep, sądził, że przeskoczy przez burtę na stojący obok drugi statek, tymczasem trafił pomiędzy dwie burty. Rozpacz Monkejka nie miała granic. Przestał jeść i pić, siedział cały dzień trzymając się dwiema łapkami za głowę. Widząc tę straszną rozpacz wystarałam się o tego kotika dla niego. I teraz dopiero od dwóch dni Monkejek odzyskał apetyt i humor.

Małpka siedziała na kanapie w ten sposób, że między kolanami "trzymała kotka tuląc go w swych ramionach. Jedną łapką okrywała go swym sweterkiem, 'drugą łapką gładziła futerko, badała czystość skóry lub czyściła paznokciem kotkowi ząbki. Cały kotek był "w robocie".

- Wie pan, początkowo Monkejek chciał również kąpać kotka, podobnie jak uprzednio kąipał psiaka, a teraz niech pan popatrzy, kociak jest tak wyczyszczony, że nie ma chyba czystszego kotka na świecie.

Monlkejek wyraźnie zainteresował się moją osobą. Kotek zwolniony z uścisku ostrożnie zaczął się wydobywać z objęć opiekunki. Nie chcąc niepokoić małpki, odszedłem od niej i stanąłem z drugiej strony stołu. Tymczasem kotek zsunął się na kanapę i ostrożnie wyciągając przed siebie łapki, tak jak gdyby się wykradał, oddalał się od Monkejka. W momencie, gdy dotarł do ostatnich granic zasięgu łapki Monkejka, ten błyskawicznym ruchem przytrzymał kota za ogon i przytulił do siebie.