Выбрать главу

Spośród wielu opowiadań o walkach "Kromania" jedno w szczególny Sposób skojarzyło mi się z wodzem szczepu Złotej Strzały, sam mi je zresztą opowiedział.

- Szliśmy na Islandię, samotnie, bez konwoju, gdy oficer wachtowy zameldował mi, że słyszy samolot. Było pochmurnie i mglisto. Jeden samolot przy niskim pułapie chmur i ograniczonej widzialności nie wydawał mi się zbyt groźny. Postanowiłem na niego zapolować. Pomimo złej widzialności można się było liczyć z możliwością ataku. Zgodnie z instrukcją do każdego samolotu, nawet nie rozpoznanego, należało otwierać ogień. Robiłem to, gdy wśród chmur ukazywał się cień krążącego dookoła nas samolotu. Za każdym razem posyłałem mu jeden pocisk. Po pięciu strzałach samolot zaczął się oddalać i nie było go już wiącej słychać.

Po kilkudziesięciu godzinach rzuciliśmy kotwicę na redzie Reykjaviku. Islandia była wówczas bazą Stanów Zjednoczonych. Za chwilą przybiła motorówka amerykańskich sił zbrojnych. Przybyły motorówką oficer powiedział, że ma mnie zabrać do dowództwa.

Byliśmy już na trapie, gdy oficer zapytał, czy widziałem ten samolot dobrze i czy go rozpoznałem.

- Było pochmurnie i mglisto, widziałem tylko kilka razy cień samolotu przebijający przez mglisty pułap chmur, sądzą, że był to bombowiec dalekiego zasięgu - odpowiedziałem.

- A czy strzelaliście? - spytał.

- Naturalnie.

- Ile razy?

- Pięć pocisków.

Oficer złapał mnie za ramię i zawołał: - Fantastycznie! Wszystkie pięć trafione! Zdumiony zapytałem go, skąd wie o tym.

- Skąd? Cała baza nasza o tym mówi. To była nasza "Catalina".

- Ooo! To ja nie jadą! - zawołałem. - Mam jeszcze czas, żeby mi łeb ukręcili. Nie pojadę!

Oficer przytrzymał mnie za ramię, żebym mu nie uciekł, i powiedział:

- Nic złego się nie stało. Nikt w samolocie nie został nawet ranny Ale cała "Catatlina" była pełna podziwu, że za każdym razem, gdy Zbliżyli się do widocznego tylko cienia statku, natychmiast statek ten pakował w nich pocisk. Po pięciu trafieniach nie chcieli więcej ryzykować. Dowódca chce koniecznie widzieć kapitana tego statku PIEC STRZAŁÓW. PIĘĆ TRAFIEŃ. FANTASTYCZNIE!!!

FLARA

Druga wojna światowa przechodziła przełomowy okres. Alianci szykowali się do ofensywy od strony morza na kontynenty Afryki i Europy.

Jednym z okrętów przystosowanych do akcji inwazyjnych został nasz transatlantyk "Batory". Rozbudowano na nim radiostację, mostek ubezpieczono przed pociskami z samolotów, na górnych pokładach umieszczono rakiety, by nie dopuścić do ataku samolotów z bliskiej odległości. Przeciwko nocnym atakom wynurzonych okrętów podwodnych rozmieszczono na górnych (pokładach tak zwane FLARY. Odpalone, wyrzucały na wysokość przeszło dwustu metrów spadochron z doczepionym światłem o sile sześćdziesięciu tysięcy świec, oświetlając okręt podwodny i zmuszając go tym do ucieczki lub zanurzenia. Linki do odpalania flar i wyrzutni rakiet przeciwlotniczych rozciągnięte były na pokładach tak, by je mieć podczas akcji pod ręką i pod nogą.

"Batorego" zaopatrzono również w łodzie desantowe i klamry na 'burtach dla ułatwienia komandosom schodzenia i powrotu na statek. Była ciemna, bezgwiezdna noc "choć oko wykol", gdy "Batory" w największej tajemnicy zbliżał się do siedmiu wysp, na których mieściła się baza marynarki brytyjskiej Scapa Flow.

Na razie miała to być gra wojenna mająca na celu wypróbowa/nie sprawności nowej taktyki inwazyjnej "miażdżącej" wroga od strony morza. Przyglądać się jej mieli zgromadzeni na jednej z wysp His Majesty the King George VI, jego Prime Minister, zwany pieszczotliwie przez naród Yiranłe, oraz sztaby poszczególnych sił zbrojnych.

Kapitanem "Batorego" był tak zwany Młodszy Dey Oczakowski. Stojąc na mostku skracał sobie czas sumowaniem dotychczasowych podróży na "Batorym": ewakuacja wojsk alianckich z zatoki Quiberon, potem Bayonne, St Jean de Luz. Udział w trzydniowej bitwie morskiej o Dakar.

Zaczynał się okres, w którym Polacy stali się NATCHNIENIEM NARODÓW. Obdarzeni poczuciem humoru twierdzili, że pokrywał się on z okresem, kiedy Anglii groziła inwazja i trzeba było jej obronę wziąć w nasze ręce. NATCHNIENIE odnosili do zdumiewającego faktu, że okruchy naszych wojsk, znajdujące się już wówczas w Anglii, stanowiły trzydzieści procent wszystkich sił zbrojnych angielskich na wyspie, gotowych do odpierania inwazji. Waleczność tydh żołnierzy polskich we Francji musiała natchnąć osamotnionego Yinniego do prowadzenia walki, ponieważ ci, którzy "liczyli", uważali, że przy zaistniałym stosunku sił upojonego zwycięstwami wroga i tej nikłej ilości wojsk angielskich pozostałych po Dunkierce - obrona jest niemożliwa i należy zawrzeć pokój. Podtrzymanie ducha bojowego wśród Anglików stwarzało dla Polaków jedyną nadzieję walki o niepodległość kraju i gdy Yinnie w swym przemówieniu zdecydował się na walkę, Związek Kapitanów, Oficerów Pokładowych i Radiotelegrafistów Polskiej Marynarki Handlowej, liczącej za granicą trzydzieści siedem jednostek, wysłał do Yinniego depeszę z zapewnieniem, że oni będą walczyli do śmierci o zwycięstwo wspólnej sprawy.

W toczącej się w powietrzu nad Anglią battle of Britain - walce o Wielką Brytanię (w której obrona w swej końcowej fazie doszła do tego, że w wypadku prowadzenia przez wroga ofensywy nie mogłaby wytrzymać dłużej niż jeden, dwa dni) trzeba było dosłownie przejąć inicjatywę obrony. Z trudem udało się wówczas przekonać Anglików, że ich sposób latania myśliwców w zwartych formacjach pomaga nieprzyjacielowi - dopiero rosnące straty przekonały dowództwo o konieczności przyjęcia polskiej taktyki walki. Wobec wciąż grożącej inwazji "Batory" poszedł z zapasem angielskiego złota do Kanady.

Dey uśmiechnął się do miłych wspomnień o "buncie" dzieci angielskich, które na "Batorym" płynęły do Kapsztadu, a tam miano je zaokrętować na inny statek idący do Australii. Zakochane w "Batorym" dzieci odmówiły zejścia i chóralnym płaczem zmusiły władze do pozostawienia ich i odtransportowania do Australii na "Batorym". Podczas tej podróży dzieci na widok kapitana stawały na baczność i witały go polskim "dzień dobry". Młodzi pasażerowie sformowali na pokładzie drużynę harcerską, której załoga "Batorego" ufundowała proporzec z napisem "BATORY GROUP". Nazwa drużyny - "BATORY" - została zatwierdzona przez naczelne władze harcerskie.