Выбрать главу

Ciężkie bombardowanie pod St Tropez zniszczyło wiele barek desantowych i statek pod banderą brytyjską. Z samozaparciem i poświęceniem załoga "Batorego" śpieszyła z pomocą rannym Anglikom: Ze względu na toczącą się bitwę i możliwość ponownych nalotów akcja ratownicza musiała się odbywać w ciemności. Rannych zabierano w nocy.

Akcja załogi "Batorego" pod St Tropez zjednała sobie najwyższe uznanie, wywołała rozgłos i podziękowanie. Generał de Lattre de Tassigny, schodząc z "Batorego", w gorących słowach wyraził kapitanowi swe uznanie za wspaniałą postawę załogi oraz podziękowanie za to, że właśnie na pokładzie tego statku powrócił do Francji.

Naoczni świadkowie twierdzili, że: "Były to przyjemne chwile - jako żywo przypomniały moment, w którym cesarz zdjął przed pułkiem kapelusz i zawołał: "JE VOUS RECONNAIS POUR LA PLUS BRAVE CAVALERIE! - Uznaję was za najwaleczniejszą jazdę!"

Do wielu pamiętnych nazw przybyły nowe: Frejus, Pampelonne, Cavalaire, Cap Negre i wiele innych.

* * *

Jeden wróg został wreszcie pokonany. "Batory" będąc w czarterze Brytyjskiego Ministerstwa Wojny musiał automatycznie przejść do służby United Maritime Authority i zamiast do kraju poszedł na Daleki Wschód.

Obecny okres wydawał się załodze sielanką wobec lat spędzonych wśród stad nieprzyjacielskich okrętów podwodnych i chmar bombowców. Powoli wracały do głosu sprawy życia codziennego. Ludzie zaczynali żyć normalnie. Z przyjemnością myślano o czekającym statek postoju w Bombaju. O rozrywkach i zabawie. Na kursie statku widziano "owiane czarem legend Indie". I nareszcie przed dziobem "Batorego" ukazał się jeden z najpiękniejszych portów. Bombaj - port na siedmiu wyspach.

Postój zapowiadał się beztroski i przyjemny. Wolni od służby pośpieszyli na ląd. Rano słodki sen intendenta "Batorego" przerwał telefon od ochmistrza z nieprzyjemną wiadomością, że piekarze nie powrócili na noc na statek i nie wypiekli pieczywa dla załogi i zaokrętowanego wojska. Intendent szybko obliczył czas potrzebny do wyszukania odpowiedniego dostawcy i dostarczenia w porę tak wielkiej ilości świeżego pieczywa.

- Coś podobnego. Nigdy tego nie było, jak "Batory" "Batorym" - mruczał. - Nie do wiary.

Rachunek czasu doprowadził go do smutnej konieczności zameldowania kapitanowi o tym niesłychanym braku poczucia odpowiedzialności i obowiązkowości u piekarzy.

- Kto by się po nich tego spodziewał! Tyle lat, nawet podczas alarmu w czasie najsilniejszego bombardowania chleb wypiekali, a teraz bomb nie ma i chleba nie ma - mówił rozkładając bezradnie ręce.

Zanim jednak ustalił opóźnienie w wydaniu posiłków, spowodowane brakiem pieczywa, do kabiny kapitana zapukał ochmistrz z wieścią, że przed statkiem na nabrzeżu stoją dwa samochody z pieczywem dla  całego statku, zakupione za własne pieniądze przez piekarzy, którzy nie wrócili na noc na statek.

Do rozpoczęcia wydawania chleba dla poszczególnych mes pozostawało jeszcze piętnaście minut.

Intendent podniósł się na fotelu i, przepraszając kapitana za przedwczesny alarm, tłumaczył:

- Przepraszam, że niepotrzebnie sprawiłem tyle zamieszania, ale jak bomb nie ma, to człowiek nie wytrzymuje nerwowo nawet takiego głupstwa.

Bombaj na siedmiu wyspach przypominał Deyowi siedem wysp Scapa Flow. Kapitan udał się na przyjęcie wydane przez admirała Mountbattena, głównodowodzącego siłami zbrojnymi aliantów walczących z Japończykami, który podejmował kapitanów i starszych oficerów konwoju przybyłego z wojskiem i zapasami. Admirał kolejno podchodził do każdego z kapitanów słuchając przy tym wyjaśnień swego adiutanta dotyczących osoby, z jaką miał właśnie rozmawiać.

Obok kapitana "Batorego" stał starszy oficer z angielskiego statku, znany w całej Brytyjskiej Marynarce Handlowej jako dwunastojęzyczny poliglota. Na pytanie admirała, które z tych języków zna najlepiej, starszy oficer oświadczył, że bardzo dobrze zna ENGLISH GOOD LANGUAGE and ENGLISH BAD LANGUAGE i jego specjalność to ten ostatni. Oznaczało to, że starszy oficer posiada znakomicie znajomość łajania w języku ojczystymi. Odpowiedź ta wywołała ogólną wesołość. Następnym rozmówcą admirała był kapitan "Batorego". Adiutant wyliczał historyczne już nazwy miejscowości inwazyjnych, w których "Batory" brał udział pod dowództwem tego kapitana. Szybko wymieniał nazwy: Quiberon, Bayonne, St Jean de Luz, Dakar, transport złota do Kanady, bunt dzieci w drodze do Australii, Arzeu, Les Andalouses, Sycylia, Salerno, Anzio, wyprawa z generałem de Lattre de Tassigny, St Tropez, wspaniała postawa załogi przy ratowaniu rannych Anglików, Frśjus, Pampelonne, Cayalaire, Cap Negre, Lewant, Port Cross.

Pełen uznania dla kapitana "Batorego" i rozjaśniony przyjaznym uśmiechem przyszły wicekról Indii rzucił pytanie, którą z tych miejscowości kapitan uważa za najtrudniejszą dla swego statku i załogi.

Pociągnięty przykładem dowcipnej odpowiedzi swego poprzednika Młodszy Dey Oczakowski miał już ochotę powiedzieć, że miejscowość ta nie została niestety wymieniona przez adiutanta i że jest nią SCAPA FLOW. Na statku jednak żaden Anglik nigdy tej nazwy przy nim nie wymienił, jak Dey sądził z kurtuazji w stosunku do niego. Wobec czego Dey Oczakowski przemilczał ją przed admirałem.

Po tym miłym przyjęciu, gdy się znalazł u siebie na statku, w towarzystwie tego samego angielskiego oficera, który od objęcia przez Deya dowództwa "Batorego" nie rozstawał się z nim, kapitan postanowił przerwać dotychczasowe swoje milczenie na temat flary i zapytał Anglika:

- Co myślisz o akcji pod Scapa Flow?

- Masz na myśli flarę?

- Oczywiście.

- Widzisz, rzecz tak się miała: Jego królewskiej mości sygnał taki był niepotrzebny. Dla naszego premiera  -  niepożądany. Artyleria obrony takiego sygnału nie przewidywała. Dowództwo Scapa Flow - również takiego sygnału nie przewidywało. Navy - w żadnym wypadku nie przewidywała takiego sygnału w podobnej sytuacji, podczas prowadzonej przez nią próbnej operacji inwazyjnej, wobec czego flary nie było.

MAJOR I MISK

Osobą najbardziej popularną w tym czasie na Białej Fregacie był Misk. Interesowała się nim stale cała załoga i każdy, kto przyszedł na "Dar Pomorza". Misk pochodził z lasów południowej Ameryki, z rodziny niedźwiedziowatych. Różnił się od nich długim ogonem i długim nosem, co stanowi charakterystyczną cechę koatf, których przedstawicielem był właśnie Misk.