Выбрать главу

Wobec tego że nie można było Miśkowi zapewnić na "Darze Pomorza" pomieszczenia o stałej temperaturze, należało znaleźć mu odpowiednie na lądzie. Ksiądz, który pogodził się z Miśkiem, wyszukał mu wspaniałą rezydencję w ogrodach biskupa w Pelplinie. Z wielkim żalem musieliśmy się pogodzić wszyscy na "Darze" z myślą oddania Miska biskupowi.

Na fregacie zrobiło się pusto - a zabrakło tylko jednego małego niedźwiadka.

* * *

Wiadomość o napaści na Polskę zastała "Dar Pomorza" w Sztokholmie. Od tego momentu do kapitulacji Helu były to dnie najgorsze. Dręczyła bezsilna troska o kraj potęgowana bezczynnością. Z tego okresu pozostał w pamięci na całe życie głos prezydenta Warszawy Stefana Starzyńskiego, głos nieugiętej stolicy, związany nierozerwalnie ze zdaniem: UWAGA! UWAGA! NADCHODZI! - stał się symbolem czujności, wytrwania i walki.

Dnia 23 września rozstałem się z Majorem. Załoga "Daru", która wyruszyła na zachód, została rozdzielona na pięć polskich statków znajdujących się, zgodnie z zarządzeniem, w Goteborgu. Major został zaokrętowany na "Naroczy", ja na "Roburze IV".

Kapitulacja Helu w dniu l października była sygnałem do wyruszenia pięciu naszych statków do Szkocji. Wodami terytorialnymi mieliśmy dostać się do Bergen, tam miała przyjść po nas eskorta złożona z angielskich okrętów wojennych.

Pięć naszych statków opuściło Gbteborg w szyku torowym. Prowadził "Kromań" pod Dybkiem, za nim "Narocz" pod Borkowskim Małym. Potem szło "Wilno", którym dowodził Kazimierz Lipski, "Ro-bur IV" pod Gubałą Starszym, jako piąty szedł "Chorzów" pod Hilarym Mikoszą.

Z "Robura IV" widać było dwa statki, które stanowiły krańcowe etapy naszych już skrystalizowanych poczynań morskich.

"Wilno" - pierwszy z grupy tak zwanych "francuzów", pięciu statków zakupionych we Francji w 1926 roku - było zalążkiem planowanej przyszłej floty handlowej. Nazwę swą zawdzięczało kapitanowi Mamiertowi Stankiewiczowi, który pierwszy podniósł na nim polską banderę. Kapitan Stankiewicz, będąc kapitanem żaglowca szkolnego "Lwów", włożył olbrzymi wysiłek w zmobilizowanie społeczeństwa do założenia kompanii okrętowej. Organizował w tym celu w miastach Polski zebrania, prelekcje, odczyty. Dopiero w roku 1926 jego poczynaniami zainteresowało się ministerstwo Przemysłu i Handlu i założyło Towarzystwo Okrętowe "Żegluga Polska". Pierwszym statkiem tego towarzystwa było właśnie "Wilno". Ten sam kapitan Stankiewicz podniósł polską banderę na pierwszych pasażerskich statkach transatlantyckich, a potem na naszym największym i najbardziej nowoczesnym motorowcu "Piłsudski".

"Kromań" - należał do tak zwanych "greków", statków zakupionych u armatorów greckich przez Bałtycką Spółkę Okrętową w roku 1939. Był to statek najstarszy, pod wżględem wieku, i najmłodszy, jeśli policzyć dnie służby w Polskiej Marynarce Handlowej.

Mając wciąż przed oczami te dwa statki odtwarzałem w myśli historię naszej floty 'handlowej, której rozkwit zawarty był w czasie pomiędzy podniesieniem na nich polskiej bandery.

Sfcatki idące teraz w szyku torowym, z rozkazem przedostania się niepostrzeżenie do miejsca przeznaczenia wraz z zaokrętowanymi na nich ludźmi, przypominały wyprawę Kmicica z Tatarami, ale już w nowym Potopie, który nawiedził nasz kraj. Szliśmy na wyprawę, której na imię było NIEWIADOME.

Z Bergen pod eskortą krążownika i kilku destrojerów przedostała się piątka naszych statków do Szkocji, kotwicząc w Firth of Forth. Tani otrzymałem propozycję objęcia stanowiska starszego oficera na m.s. "Piłsudski".

Propozycję przyjąłem i powiedziałem o niej Majorowi, który natychmiast zdecydował się jechać ze mną, z wiarą, że przecież jakieś zatrudnienie na tak dużym statku znajdzie się dla-Jiiego. Wyruszył jeszcze z nami lekarz "Daru Pomorza", Wacław Korabiewicz, i dziesięciu uczniów. Major został prowiantowym na "Piłsudskim", uczniowie - marynarzami, a lekarz - lekarzem.

Po wyruszeniu z Newcastle do Nowej Zelandii w momencie Katastrofy w dniu 26 listopada 1939 roku pierwszy wybuch zwalił na głowę Majora ciężką, żelazną zapasową koję. Po odzysikaniu przytomności, z okaleczoną twarzą i wybitymi zębami Major znalazł się boso, w bie-liżnie i w kompletnych ciemnościach na korytarzu zasłanym szkłem z rozbitych kloszów i lamip.

Idąc omackiem, boso po szkle, dotarł do miejsca, w którym powinien był znajdować się trap wiodący na wyższe ipokłady. Została z niego tylko poręcz. Po niej Major wydostał się na pokład, również pokryty szkłem strzaskanych lamp. Pomimo tych przeszkód udało się Majorowi dofrzeć do ostatniej spuszczanej łodzi ratunkowej.

Właśnie miałem zacząć opuszczać łódź na wodę, gdy w świetle swej elektrycznej latarki spostrzegłem Majora. Poświeciłem mu, by ułatwić dostanie się do wnętrza łodzi. Po spuszczeniu jej na wodę zamierzałem sam się do niej dostać po linie. Zanim doszedłem od windy łodziowej do burty, okazało się, że duża fala zaczynającego się sztormu wybaczyła obie talie, na których łódź została spuszczona, i zniosła łódź za rufę statku. W tym momencie stanął przy mnie kapitan Mamert Stankiewicz. Po krótkiej naradzie, ponieważ statek gwałtownie się przechylał, kapitan zdecydował, iż spróbuje ratować się na tratwie, aby uniknąć skakania w ciemności z burty statku do silnie już wzburzonego morza1, a potem płynięcia do łodzi ratunkowej. Pożegnaliśmy się z myślą, że się spotkamy - nie na tym, to na tamtym świecie. Statek przechylał się coraz bardziej, tak iż z trudem, trzymając się czego się dało, dotarłem do rufy - wydawało mi się, że stąd będzie najbliżej do wody i do łodzi ratunkowej.

W momencie gdy miałem zamiar skoczyć do morza, spostrzegłem zwisający do wody od pokładu drąg, który służy do unieruchamiania łodzi ratunkowej, by się nie kołysała. Pęd powietrza po wybuchu zerwał łódź zostawiając tylko tę zwisającą do wody przyporę. Postanowiłem z niej skorzystać, jako z dogodnej drogi, i zjechać po niej do wody. Zaledwie zdążyłem objąć drąg nogami, gdy rzucona falą na jego dolny koniec łódź zamieniła go w dźwignię. Przyciśnięty przez nią do burty, niemal zmiażdżony, straciłem przytomność i spadłem szczęśliwie na dziób tej samej łodzi, w której już siedział Major, by po kilkunastu godzinach wylądować z nim razem w tym samym szpitalu.