W legionach oficer zwracał się do żołnierza przez "obywatelu" lub "bracie".
W kartotece pod tytułem Somosierra było zanotowane jeszcze jedno polskie zwycięstwo - pod Tudelą koło Yalladolid. Odniósł je kapitan Józef Chłusowicz zdobywając... miłość i rękę w prostej linii pra-pra-wnuczki Krzysztofa Kolumba.
Młodziutka i piękna "Kolumbówka" wniosła do tego małżeństwa oprócz wielkiego imienia, klejnot rodzinny w postaci zawieszonego na grubym, złotym łańcuchu medalionu z wizerunkiem Ferdynanda i Izabelli - z odpowiednimi napisami - wybity w roku 1494 jako dar pary królewskiej, ofiarowany Kolumbowi za odkrycie Ameryki. Gdy po roku 1812 Chłusowiczowie, już pułkownikostwo, zamieszkali u marszałka Wrońskiego w powiecie słonimskim - pozwolono im na to pod warunkiem pozostawienia córeczki Dolores na dworze w Petersburgu - medalion ten stał się celem licznych "pielgrzymek".
* * *
Życie w codziennie bombardowanym Londynie przystosowywało się do nowych warunków. Uprzedzeni przemówieniem swego premiera, iż dopiero za cenę krwi, głodu i niewygód osiągną zwycięstwo, Anglicy wkroczyli w nowy dla siebie okres. Londyn zamienił się w obóz warowny przepełniony modnymi wówczas "wolnymi narodami". Byli więc: "Wolni Francuzi", "Wolni Belgowie", ""Wolni Holendrzy", "Wolni Norwegowie". Na skrzyżowaniach głównych ulic zbudowano z żelazo-betonu punkty oporu, zapory przeciwczołgowe i ustawiono zasieki z drutu kolczastego. Ulice roiły się od mundurów "wolnych narodów" i salutujących im uzbrojonych posterunków wojsk angielskich.
Widok ten podsunął pewnemu aktorowi pomysł niecodziennego zakładu. Mianowicie założył się z przyjaciółmi, iż przebrany w nieprzyjacielski mundur generalski przejdzie nie zatrzymany przez najbardziej strzeżone miejsca oporu. Zakład wygrał. Wszystkie posterunki prezentowały broń. God save the King.
Bombardowanie trwało. Znikały całe dzielnice. Londyńczycy się umawiali w ten sposób: "Spotkamy się na rogu twojej i mojej ulicy, gdyby tego rogu nie było, to na przeciwnym, a igdyby i tego nie było, to na najbliższym w kierunku do ciebie".
Londyn jest duży - nie zawsze wszystkie dzielnice naraz bombardowano, wobec czego zaczęto ogłaszać alarm wyłącznie dla dzielnicy atakowanej. W kinach zagrożonej dzielnicy po ogłoszeniu dla niej alarmu na ekranie ukazywał się napis: "Dzielnica nasza jest bombardowana, na pięć minut przerwiemy wyświetlanie filmu i zapalimy światło dla tych, którzy chcą opuścić kino". I rzeczywiście, zapalano światło i z po brzegi wypełnionego kina wychodziło zaledwie kilka osób.
Podróżowanie jest wrodzoną cechą Anglików - podobnie jak u nas narzekanie. Wojna i tutaj dała się Anglikom we znaki. By odciążyć co noc bombardowany transport od tej luksusowej manii, dworce kolejowe i autobusowe zaopatrzone zostały ze wszystkich stron w transparenty z hasłami zupełnie dla Polaków nie zrozumiałymi: IS YOUR JOURNEY REALLY NECESSARY? Co dla nas brzmiało: Człowieku, zastanów się, co czynisz! "Czy podróż twoja rzeczywiście jest nieodzowna?"
Może istotnie przed każdą podróżą należy się zastanowić, czy naprawdę trzeba jechać?
W głowę zachodziliśmy - zadając sobie pytanie - co się musiało dziać w tym kraju, zanim sobie tego nie uprzytomnili?
Pewnego dnia pojechałem do Glasgow, by się zapoznać z warunkami bytowymi polskich studentów i ich potrzebami podczas studiów na politechnice oraz postępami w nauce. W pociągu spotkałem porucznika Polskiej Marynarki Wojennej, którego mundur mieścił w sobie "żywe ciało" naszego Mariusza Sforzy.
Mariusz, jako absolwent szkoły filmowej, w każdej roli, którą mu życie narzucało, czuł się swobodnie. Zdumiewała tylko jego skala porównawcza w stosunku do samego siebie - wynikała widocznie z przeświadczenia, że każdy szlachcic zostać może królem.
- Mariuszu -. zapytałem, gdyśmy się już przywitali - jak się czujesz na morzu? Na tych bojowych okrętach w konwojach do Ameryki kołysze więcej niż na naszym "Lwowie"? Przyzwyczaiłeś się?
- Ha, Nelsona trapiła choroba morska aż do bitwy pod Trafalgarem, nie widzę istotnych powodów, dlaczego ze mną miałoby być inaczej. Czekam na swój Trafalgar.
Wspomnieniami zawędrowaliśmy do ławy szkolnej i sławnych dni, gdy jacht królewski oczekiwać miał przyjazdu Mariusza, aby potomek Sforzów mógł obejrzeć swą przyszłą własność. Teraz dopiero dowiedziałem się, jaka była przyczyna chęci kupna tej wyspy.
Mariusz po mieczu i po kądzieli odziedziczył zapał do korespondencji. Miłość do morza przyszła nieoczekiwanie, gdy kończył szkołę filmową. W szkole zaczął korespondencję z całym światem, wymieniając widokówki i znaczki pocztowe. Listy swe pieczętował lakiem we wszystkich barwach. Biały lak, którym chciał zaszczycić któregoś ze swych adresatów, leżał wciąż nie tknięty. Biały lak nie miał godnego siebie. Posiadane znaczki pocztowe nie wydawały mu się dostatecznie dobre, by zaofiarować ich wymianę królowi angielskiemu, ale oto Mariusz przeczytał ogłoszenie, że król pragnąłby odstąpić - za odpowiednią sumę - swą posiadłość w postaci całej wyspy. Myśl nawiązania korespondencji przez Sforze z dynastią Sachsen-Koburg-Gotha była tak silna, dynastie - nie wiadomo, która starsza, użycie laku białego tak nieodzowne, że Mariusz bez chwili namysłu zdecydował się na długą korespondencję w sprawie kupna wyspy.
- Pomyśl tylko - zakończył swe opowiadanie - wówczas nic nie miałem, a teraz słyszałem, że wyspa została bardzo zniszczona, miałbym jeszcze mniej. Bardzo się cieszę, że jej nie kupiłem.
* * *
Statystyka wykazywała, że wielu ludzi uratowało się od pogrzebania żywcem podczas bombardowania tylko dzięki temu, że się schronili pod mocnym stołem. Dało to impuls do budowy kieszonkowych schronów w kształcie pudełek metalowych czy klatek, w których można było się wygodnie przespać z poczuciem, że się zrobiło wszystko, by nie stracić życia. W Glasgow sensację wzbudził emerytowany oficer marynarki handlowej, który zakupił stary kocioł okrętowy, ustawił go w ogródku koło domu, wyposażył komfortowo w ogrzewanie i elektryczne oświetlenie - od tej chwili oglądanie wojny z tego kotła stało się dla niego miłą rozrywką.