– Tak. Wiem. – Parker spojrzał na Alexa. Wyczytali nawzajem w swoich oczach niezrozumienie i bezradność. – A na lancecie są ślady Harolda Sparrow?
– Tak, kciuka i wskazującego palca, jeżeli pan Sparrow ma na imię Harold. Notowałem tylko nazwiska.
Parker machnął ręką ze zniecierpliwieniem.
– A ty nie dotykałeś klamki? – zapytał Alexa.
– Nie… Nie wiem, ale zdaje się, że nie. Drzwi były uchylone. Pchnąłem je lekko. A później były otwarte nawet szerzej. Widocznie on… ten człowiek…
– Tak. Rozumiem. Pozostawiłeś wszystko nie tknięte do naszego przyjazdu?
– Jakie jeszcze linie? – zapytał Parker.
– Na kontakcie małej lampy na biurku (na szczęście kontakt jest dość duży) odbiły się wyraźnie dwa palce, te same co na klamce.
– Filipa Davisa?
– Tak.
– A na marmurowym przycisku?
– Nic. Został dokładnie wytarty przez kogoś, kto miał go w ręce.
– Na razie dziękuję. Niech mi pan zostawi fotografie.
– Są zaopatrzone w podpisy na maszynie. Do widzenia. Odjeżdżamy do Londynu, tak?
– Tak. Gdyby pojawiło się coś nowego, wyślę samochód. Do widzenia.
Chudy człowiek wyszedł, mrugnąwszy w kierunku Parkera i przyłożywszy jeden palec do głowy w formie oszczędnego salutu. Po chwili usłyszeli przez otwarte drzwi sieni odgłos zapuszczanego silnika samochodowego.
– On także nigdy się nie myli… – mruknął Parker. – To jeden z najlepszych ekspertów na kuli ziemskiej. Co myślisz o tym?
Po raz pierwszy Joe nie wykazał bezradności.
– Zaczynam się zastanawiać – mruknął. – Zaczynam powoli rozumieć pewną okoliczność, ale… Nie chcę jeszcze nic mówić. Na pewno będziesz chciał przesłuchać teraz Sparrowa. Na razie wszystko sprawia wrażenie, jakby to on zabił Iana… To jest możliwe… Zresztą te ślady…
Pochylił się nad fotografią, przedstawiającą w wielkim powiększeniu rękojeść noża chirurgicznego. Były na niej widoczne dwa odciski palców. Druga, mniejsza fotografia ukazywała dalszy ciąg odcisku wskazującego palca na zaokrągleniu noża, którego nie uchwyciło pierwsze zdjęcie. Joe sięgnął po zakryty chustką nóż i wziął go w palce.
– Co robisz? – zapytał Parker.
– Nic, przyglądam się temu zdjęciu… Widzisz?
– Co? – Parker także spojrzał. – Ach, to – powiedział. – Tak. Od razu to zobaczyłem. Ale myślę, że pan Sparrow musi nam o tym opowiedzieć. Jones!
– Tak, szefie?
– Poproś tu pana Sparrowa, który czeka w salonie.
– Tak, szefie!
– Czy chcesz, żebym tu pozostał? – zapytał Alex.
– Tak. – Parker spojrzał mu w oczy. – Cała ta historia zaczyna się komplikować, Joe. To nie jest prosta sprawa. Czułem to, zanim jeszcze przesłuchałem tych ludzi, których mam przesłuchać. Zaczynam rozumieć, że stało się tu coś, co wymyka się nam z rąk. Przekonasz się, że w jakiś piekielny sposób każdy fakt będzie się obracał na osi i ukazywał nam zupełnie inną twarz. Zostań przy mnie, Joe. Boję się. Boję się omyłki, może po raz pierwszy od czasu, kiedy pracuję. To nie jest zwykła sprawa. To nasza sprawa, Joe.
Alex w milczeniu pochylił głowę.
– Pan Sparrow! – powiedział Jones i zamknął drzwi za wchodzącym uczonym.
Harold Sparrow wyglądał okropnie, jak gdyby ta jedna noc dodała mu dziesięć lat. Oczy jego patrzyły spoza okularów z wyrazem nie ukrywanej, bezgranicznej rozpaczy. Szerokie plecy były pochylone. Alex zauważył, że nawet chód stał się powolniejszy. Sparrow ubrany był w ciemne wieczorowe ubranie, to samo, które miał na sobie wczoraj. Widocznie ubierając się włożył je, nie pomyślawszy nawet o tym, że jest ranek. Koszula także była ta sama, biała i nie idealnie świeża. Krawat obsunął się odsłaniając duży perłowy guzik przy szyi.
– Niech pan siada, panie profesorze. – Parker wstał i podał mu krzesło. Sparrow usiadł ciężko. Spojrzał na Alexa i przez twarz jego przebiegł wyraz lekkiego zdumienia, ale prędko zniknął, jak gdyby nakryły go inne, ważniejsze myśli.
– Pan Alex jest moim współpracownikiem – powiedział Ben bez zająknienia – a ja jestem inspektorem Scotland Yardu i mam obowiązek prowadzenia śledztwa w tej sprawie. Zresztą widzieliśmy się już raz.
– Nie przypominam sobie… – Sparrow spojrzał na niego bez zbytniego zainteresowania.
– W domku ogrodnika, kiedy pokazywałem panu ów list. Była tam mowa o niebezpieczeństwie. Niestety, nie umieliśmy mu zapobiec…
– Ach, tak… Wyglądał pan zupełnie inaczej.
Zapadło milczenie.
– Czy pan sądzi, że Ian Drummond mógł zginąć w związku z tym listem?
– Czy ja?… Nie wiem… – Sparrow rozłożył ręce. – nie umiem panu powiedzieć… Nie wiem nic, zupełnie nic… Nie domyślam się nawet.
– Tak… – Parker nie patrzył na niego. – W związku z tym, że morderca nie jest jeszcze znany, musimy ze względów formalnych wiedzieć, co wieczorem i podczas nocy robiły wszystkie osoby znajdujące się w tym domu. Może powie nam pan, panie profesorze, wszystko, co pan robił począwszy od ukończenia kolacji.
– Ja?… Po kolacji, zaraz… tak, po kolacji odprowadziłem żonę do jej pokoju i wymasowałem jej rękę… potem… poszedłem na przechadzkę po parku i wróciłem…
– Która była wtedy godzina?
– Dziesiąta, może trochę po dziesiątej. Później poszedłem na górę, do mojego pokoju, nie, do pokoju żony, i znowu wymasowałem jej rękę. Miała wypadek przy grze w tenisa…
– Wiem. – Parker skinął głowa. – Małżonka pana mówiła o tym.
– Tak… Mówiła panu… – Widać było, że się zastanawia. – Potem przyszedł do mnie profesor Hastings i rozmawialiśmy, może pół godziny, może dłużej…
– O której przyszedł do pana profesor Hastings?
– O której? – Sparrow ożywił się. – O godzinie 10.40. Teraz pamiętam. Spotkaliśmy się przed domem i była wtedy 10.10. Powiedziałem, że proszę, aby wpadł do mnie za pół godziny.
– Słyszałem to… – powiedział Alex. – Stałem wtedy obok panów.
– Właśnie! – Sparrow spojrzał na niego z wdzięcznością. – Proszę mi się nie dziwić, ale ten straszny cios… nie mogę zebrać myśli…
– Tak. Rozumiem to dobrze… – Parker zmarszczył brwi i wpatrzył się w swój notes. – Więc rozmawiał pan z profesorem Hastingsem od 10.40 do 11.10 albo 11.20?
– Tak… Do 11.20, bo kiedy po jego wyjściu wszedłem do pokoju żony, powiedziała: „Słuchaj, już dwadzieścia po jedenastej. Powinieneś się położyć…” Ona zawsze dba o to, żebym miał uregulowany tryb życia, to znaczy… – zająknął się.
– I co pan odpowiedział żonie?
– Ja? Co odpowiedziałem?… Zdaje się, że zaczęliśmy rozmawiać i rozmawialiśmy przez pewien czas… około dwudziestu minut. Później poszedłem do siebie i rozebrałem się.
– A co robiła pana żona, kiedy pan wszedł?
– Pisała list na maszynie.
– Skąd pan wie, że to był list?
– Bo właśnie skończyła i adresowała kopertę.
– Bo kogo był adresowany ten list?
– Do jej radcy prawnego… rzuciłem okiem na kopertę i… Ale dlaczego pan mnie o to pyta?
– Chciałbym tylko sprawdzić, czy obecne wypadki nie zakłóciły w panu pamięci szczegółów, panie profesorze. Wobec wielkich i tragicznych zjawisk wszystkie pozostałe nikną albo mieszają się z sobą…
Urwał. Przez chwilę siedzieli wszyscy nie poruszając się.
– Dlaczego pan kłamie? – zapytał Parker nagle.
– Co? Jak pan śmie? Jak pan…
Parker wstał, oparł ręce o krawędź stolika i pochylił się ku siedzącemu tak, że niemal dotykał twarzą jego twarzy.
– Zabito pańskiego przyjaciela i współpracownika. Popełniono ohydny mord na dobrym, nieposzlakowanym człowieku. Jestem tu, aby odnaleźć mordercę, a nie po to, żeby wysłuchiwać kłamstw ludzi, którzy powinni czcić pamięć zamordowanego i pomagać sprawiedliwości w pomszczeniu go! To, co pan robi, panie profesorze, to nikczemność i wobec niego, i wobec żyjących! Co pan robił w tym pokoju w chwili zabójstwa Iana Drummonda? Czy to pan wbił mu ten nóż w plecy? A jeżeli nie pan, to dlaczego nie zaalarmował pan policji? Dlaczego wrócił pan, jak nędzny szczur, do pokoju i udał, że nic się nie stało? Kim pan jest: zbrodniarzem czy tylko wspólnikiem zbrodniarza? Proszę mówić!