– Boże, Boże – szeptała ledwie dosłyszalnie Lucja Sparrow. Zakryła oczy dłonią. Potem opuściła dłoń i spojrzała na Parkera. – Nigdy, nigdy bym w to nie uwierzyła…
– Czy ona wyjdzie z tego? – zapytał inspektor.
– Nie wiem. Nie jestem psychiatrą. Ale obawiam się, że wyjdzie. To tylko chwilowy skutek wielkiego wstrząsu i napięcia nerwów. Zaczęła bredzić, a potem zapadła w omdlenie. Po zastrzyku oddychała już równo i nie było żadnych niepokojących objawów. Ale chyba lepiej byłoby dla niej, gdyby… – Urwała. – Nie powinnam tak mówić, jestem lekarzem. Biedny Ian. Gdyby wiedział… gdyby tylko wiedział… – Uniosła ku inspektorowi szare, smutne oczy. – Pan był jego przyjacielem, zdaje się?
– Byłem – powiedział Parker.
– A ona… I nikt nie mógł temu zapobiec. Nikt. A kiedy obudzi się, sama wpadnie w rozpacz… Ona nie była taka zła, jak… jak by wskazywały na to fakty. To tylko brak moralności…
– Przyglądałem się pani podczas ostatniej godziny… – Inspektor skłonił się lekko. – Opiekowała się nią pani jak siostrą. Po tym wszystkim. Takich rzeczy nie widuje się często.
– A cóż miałam robić? – Lucja rozłożyła ręce. – Chory jest chorym, bez względu na wszystko, co lekarz o nim myśli.
– I, być może, skrzywdziła ją pani ratując.
– I tego nie wolno nam brać pod uwagę. Miałam obowiązek pomóc jej, a jestem na pewno ostatnim człowiekiem, który odważyłby się ją sądzić. Jestem stroną, nie sędzią. Ale jeżeli nawet skrzywdziła mnie, to przecież… – wskazała dom – jego skrzywdziła jeszcze tysiąckroć gorzej. On nie żyje. A my wszyscy musimy żyć dalej. Jutro mam operację. Inna tragedia. Inni ludzie. Poza tym mam moje życie do naprawienia. Harold… mój mąż leży u siebie w pokoju. Płakał. To było potwornym przejściem dla niego. Może nawet większym niż dla mnie?… Ian nie żyje, a ona go zabiła. Harold myśli, że jest powodem… Nie rozumie życia. Pomimo wszystko jest naiwny. Teraz będzie długo, długo wracał do siebie po tym wstrząsie. Czeka mnie wiele pracy przy nim…
– Pani na pewno bardzo kocha swojego męża? – powiedział inspektor, jak gdyby potakując jakiejś nie wypowiedzianej myśli.
– Nad życie – stwierdziła Lucja Sparrow, a ton jej głosu był taki, że Parker uwierzył jej od razu. – Nie musiałam nawet niczego mu przebaczać. Wolałabym umrzeć, niż go stracić. Myślę, że to nie była jego wina… To ona go opętała.
– Tak. Prawdopodobnie ma pani słuszność. Pan Sparrow na pewno wróci do siebie po tym wszystkim. Życzę tego pani. I nie tylko pani. To wielki uczony. Po śmierci Drummonda spadł na niego cały ciężar odpowiedzialności za dokończenie ich wspólnej pracy.
– Harold dokona tego! – Uniosła swoją królewską, jasną głowę. – Odzyska siły i dokona tego wszystkiego, co mieli zrobić razem.
– Kiedy pragniecie państwo stąd wyjechać?
Lucja spojrzała na zegarek.
– Jest dziesiąta. Za godzinę chciałabym wyjechać. Chcę opuścić Sunshine Manor na zawsze… – zawahała się i nagle powiedziała z naciskiem: – Nie pozwolę, aby Harold kiedykolwiek nawet przejechał przez te okolice. Ten kawałek świata musimy pozostawić za sobą… i wszystkie wspomnienia stąd! – Jak gdyby zawstydzona tym wybuchem, spojrzała raz jeszcze na zegarek. – Muszę już iść. On jest tam sam.
Parker ukłonił się jej w milczeniu. Odeszła. Patrzył na nią, gdy wstępowała na stopnie tarasu i zbliżała się ku drzwiom wejściowym – królewska, spokojna i jasnowłosa, obojętna wobec ciekawych oczu służby, jak gdyby cały brud świata musiał spłynąć do stóp jej wyprostowanej sylwetki. W progu natknęła się na wychodzącego z domu człowieka, który ustąpił na bok i przepuścił ją z lekkim ukłonem. Inspektor uniósł brwi.
– Gdzie byłeś, Joe? – zapytał, kiedy Alex zbliżył się do niego. – Już od pół godziny rozglądam się za tobą.
– Pisałem przez parę minut – powiedział Alex z rozbrajającą szczerością. – Czy… czy zabrali ją?
– Tak. Dostała zastrzyk nasenny i zabrali ją do szpitala.
– Czy jest pod konwojem policyjnym?
– Tak.
– Ale nie jest obłąkana?
– Doktor Lucja Sparrow twierdzi, że nie. Lekarz szpitalny także był dobrej myśli. Prawdopodobnie wyjdzie z tego i będzie zupełnie normalna… Joe?
– Tak? – powiedział Alex.
– Zawsze byłem wobec ciebie szczery. Teraz też chcę być. Nie wierzę, żebyś w kilkanaście godzin po śmierci Iana mógł zajmować się w tym piekle swoim pisaniem. Co się stało?
– Nic – mruknął Alex. – Notowałem tylko pewne moje spostrzeżenia. Prosiłeś mnie w czasie przesłuchań, żebym nie zabierał głosu i nie mącił ci wizji. Ale już jest po wszystkim. Czy chciałbyś mnie wysłuchać?
– A ty mnie? – zapytał niespodziewanie Parker.
– Ja?… Tak.
– To chodźmy do gabinetu Iana…
– Dobrze.
Ruszyli ku domowi. Sierżant Jones nadal dyżurował w sieni. Parker zauważył, że kiedy pojawił się w drzwiach, panna Kate Sanders natychmiast zajęła się gorliwie polerowaniem płyty kominka.
– Czy mój posterunek tutaj jest zdjęty, szefie?
– A czy mówiłem coś podobnego?
– Nie. Ale przecież…
– Za chwilę… – powiedział Parker i wszedł za Alexem do gabinetu. Kiedy zamknęli za sobą drzwi, Alex odwrócił się na pięcie.
– Czy możesz wydać rozkaz, aby nikt z domowników nie opuszczał domu?
– Kogo masz na myśli?
– Wszystkich. Ale pomiędzy nimi mordercę Iana Drummonda, oczywiście!
Parker skinął głową.
– Więc i ty tak myślisz… Ale dowody… Nie mam dowodów… Nie mogę przecież…
– Zaczekaj – Joe uniósł rękę. – Powiedzieliśmy, że nie opuścimy tego domu bez zabójcy Iana. Czy możemy pozwolić, żeby zabójca opuścił ten dom bez nas?
– Nie wiem – Parker zagryzł wargi. – Boję się, że nie będę go mógł powstrzymać. Nie mam nic, co by mogło stworzyć akt oskarżenia…
– Wydaj rozkaz… – mruknął Alex – a wtedy może coś się uda zrobić.
Parker podszedł do drzwi i uchylił je.
– Jones!
– Tak, szefie?
– Niech nikt nie opuszcza tego domu pod żadnym pozorem, dopóki nie zezwolę na to ja sam osobiście. Powiedz to także ludziom w ogrodzie. Ani jedna osoba stąd nie wyjdzie.
– Tak, szefie… – powiedział Jones z wyraźną nutką zdumienia, którą Alex uchwycił, chociaż siedząc w krześle nie mógł widzieć jego twarzy. Parker zamknął drzwi i powrócił do stolika.
– Czy wiesz, kto zabił Iana? – zapytał krótko.
– Tak. Wiem. A ty?
– Ja także. To znaczy… Czy mógłbyś mi udowodnić, kto zabił Iana? Bo ja…
– Zrobimy to razem – powiedział Alex. – Zacznijmy od początku. W chwili zabójstwa było w domu osiem osób:
1. Joe Alex,
2. Malachi Lenehan,
3. Kate Sanders,
4. Robert Hastings,
5. Filip Davis,
6. Sara Drummond,
7. Harold Sparrow,
8. Lucja Sparrow.
Zacznijmy od osoby numer jeden: Joe Alex. Czy masz dla mnie jakieś alibi?
Parker otworzył notes:
a) Nie mogłeś napisać listu na maszynie Remington Sary Drummond, bo przed dwoma tygodniami nie było cię w Sunshine Manor,
b) nie mogłeś ukraść noża, wisiorka i rękawiczek gumowych Lucji Sparrow, bo do kolacji obie kobiety były w swoich pokojach, a ty tam nie wchodziłeś. Na kolację zszedłeś pierwszy, razem z Filipem Davisem, który nawet cię wyprzedził, bo już tam był, kiedy wszedłeś. Po kolacji nie wchodziłeś na górę, tylko wyszedłeś do parku. Z parku wróciłeś ostatni. Obie kobiety były już u siebie. Kiedy Lucy weszła do Sary po maszynę, miałbyś jedyną okazję wejścia do jej pokoju. Ale nie mogłeś o tym wiedzieć, bo Lucy weszła do pokoju Sary przez garderobę, to znaczy nie wychodząc na korytarz. Później, kiedy przyszła do ciebie po papier, nie wchodziła, zamknęła drzwi i zapukała do Filipa Davisa, nie wchodząc także. Wobec tego dostrzegłaby cię z korytarza, gdybyś pragnął wejść do niej. Sara była przez cały czas u siebie. Lucy także powróciła do siebie. Nie miałeś więc szans zabrania przedmiotów, które znaleziono przy Ianie, i nie miałeś szansy zabicia go nożem Lucy Sparrow. Poza tym:
c) nie miałeś najmniejszego powodu, żeby zabijać Iana Drummonda. Na szczęście znam cię tak długo, że wiem o niepodobieństwie przekupienia ciebie przez kogoś z zewnątrz. Wiem także, że byłeś jego prawdziwym przyjacielem. Nie mógłbyś go zamordować w ten sposób. W żaden sposób. Twoje alibi jest rzeczowe i emocjonalne. Nie miałeś ani możliwości, ani motywu zabójstwa. Skreślam ciebie.