Выбрать главу

I wygraliśmy. Oficjalne otwarcie fortu nastąpiło trzydzieści trzy dni po rozpoczęciu pracy zbiorowej, czyli na jedną noc przed pełnią.

Cokolwiek by się miało wydarzyć, mieliśmy osłonę.

Teraz z uwagą śledziłem wpływ księżyca na otoczenie. Nic w lesie się nie wydarzyło, jeśli nie liczyć owego zwykłego kłębienia się życia dookoła przez całą noc.

Pełnia wywarła jednak wpływ na nasze życie, wewnątrz fortu: główną bohaterką wydarzenia była Mała.

Przyszła kochać się ze mną na samym początku prac, w dniu kiedy byliśmy daleko od placu budowy i ścinaliśmy trzciny nad jeziorem. Podeszła do mnie, kiedy pracowałem na uboczu, wśród wysokich kęp grubych bambusów, tkwiąc w wodzie po kostki. Stanęła przede mną ze skrzyżowanymi nogami, wiercąc się trochę w miejscu, a jej wielkie czarne oczy spoglądały na mnie z dołu. Można by pomyśleć, że właśnie za coś ją skarciłem. Zdziwiony wbiłem maczetę w ziemię.

– Co, Mała?

Bambusy, wśród których pracowałem, otaczały nas ze wszystkich stron, odsłonięci byliśmy tylko od strony jeziora. Po drugiej stronie roślinnej kurtyny Paulo podśpiewywał sprośne piosenki i regularnie walił maczetą.

Mała zdjęła spódniczkę i pozwoliła jej opaść do wody. Chcąc nie chcąc wystawiony zostałem gwałtownie na prowokujący obraz jej piersi o sterczących ciemnych sutkach, jej długich, bardzo długich i prostych ud, delikatnego zwężenia jej talii i malutkiego, czarnego i pokręconego trójkącika pod brzuchem.

Trzymała ręce na biodrach, oddychając ciężko, z piersiami wysuniętymi w moją stronę, i patrzyła na mnie jakby od dołu, naburmuszona, niemal wściekła. W tym jej przedstawieniu nie było śladu pozy czy prób erotycznego uwodzicielstwa. Było to bardzo dziwne. Przyszła do mnie w odosobnione miejsce, jawnie proponowała mi swoje ciało, bez żadnego zażenowania czy wstydliwości, jakie przejawiała wcześniej, ale nie dając również zbyt wiele. Pozwalała na siebie patrzeć tak długo, jak to było konieczne, nic więcej.

Brodząc zbliżyła się, rozsunęła moje ręce, patrząc nadal twardym wzrokiem, i pogładziła mnie po piersi szorstko silną dłonią, która nie zatrzymywała się niepotrzebnie. Potem gwałtownymi ruchami zabrała się za moje spodnie, sycząc przez zęby niecierpliwie, i przystąpiła do kolejnych pieszczot, także pozbawionych czułości. Uczepiła się mojej szyi, wspięła się na mnie, zdecydowanym ruchem oparła plecy o pnie bambusów. Oczy miała zamknięte.

Następnie maksymalnie rozwarła uda i nadziała się na mnie. Z jej gardła wydobył się chrapliwy charkot, kiedy w nią wchodziłem, po czym charkot zamienił się w pomruk, coraz szybszy, w miarę jak przyśpieszał ruch jej bioder.

W ciągu paru sekund jej miednica zaczęła podskakiwać nadzwyczaj szybko, ruchem całkowicie mechanicznym, jakby jej tyłek wyregulowany był na dwie pozycje: górną i dolną. Było to tak szybkie, że aż sprawiało ból. Dopełniając miary rozorała mi szyję paznokciami, wbijając mi je w ciało z niesłychaną siłą. Ciskała się tam i z powrotem z nieoczekiwaną ruchliwością. Nagle zatrzymała się w miejscu, uniosła się, gwałtownie rozwarła uda do granic wytrzymałości mięśni i z impetem opuściła się w dół.

– Rhhh!

W tym momencie spuściłem się, nie odczuwając jednak żadnej przyjemności. Pozostało mi wrażenie, że zostałem okradziony. Coś wyłudzono ode mnie.

W jej piersi trwał jeszcze krzyk. Okropnie bolała mnie szyja. Czułem, jak po plecach spływa mi strużka krwi. Otworzyła oczy i natychmiast zeszła ze mnie. Umyła się w wodzie jeziora, przykucnięta, nieobecna duchem. Potem założyła spódniczkę i przez chwilę patrzyła na mnie bez słowa. Wyrzut i złość, jakie wyczytałem z jej pociemniałych oczu i zmarszczonych brwi, odebrały mi mowę. Zupełnie nie wiedziałem, co czynić.

Może moglibyśmy się pocałować albo zrobić coś miłego? Postąpiłem krok w jej kierunku. Natychmiast odwróciła się plecami i energicznym krokiem odeszła, przejawiając całkowitą obojętność.

***

Od tego momentu zabraliśmy się za budowę chaty dla nas dwojga i zaczęliśmy razem spać. Ale nie oznaczało to, że tworzyliśmy parę. Przynajmniej nie w tym sensie, jak ja to rozumiem.

Mała nigdy się do mnie nie zbliżała. Podczas dnia była obojętna, by nie powiedzieć zimna, a czasem wręcz agresywna. Wieczorem kładła się nie zwracając na mnie uwagi. Jej postawy nie potrafiłem zrozumieć i sprawiało mi to przykrość.

Dwukrotnie jeszcze przyszła wyłudzić ode mnie przyjemność, w ten sam brutalny, szybki i nieczuły sposób. Te dwa kolejne stosunki niczego w jej zachowaniu wobec mnie nie zmieniły. Nie to mnie smuciło, że nie chciała mi się oddać czy jej seksualna obojętność. Nadal pociągała mnie fizycznie i brakowało mi jej dotyku, ale szanowałem jej wybór. Natomiast zbijała mnie z tropu jej zamknięta, zimna postawa i wydawało mi się, że wyczuwam w niej wyrzut…

Przypominałem sobie cudowne chwile spędzone z nią sam na sam podczas naszych nocnych pogawędek, miłosne spojrzenia, które wymienialiśmy jak dwoje uczniaków. Urok prysł i już nigdy nie przysługiwały mi jej czarujące uśmiechy ani jej rozpalone pocałunki.

Myślałem nad tym, kiedy pozwalała mi na to robota, starając się znaleźć dla jej zachowania logiczne wytłumaczenie, ale nie potrafiłem znaleźć zadowalającej odpowiedzi.

Po co szukała u mnie cielesnej rozkoszy, skoro już mnie nie kochała? Czyżby jej ciało odkryło w sobie teraz nowe potrzeby? Była młodą dziewczyną w pełni rozkwitu. W ciągu ostatnich tygodni bardzo się zmieniła. Jej piersi rozwinęły się. Jej chód stał się dojrzalszy, lżejszy, lecz bardziej energiczny, jakby pewniejszy siebie. Jej biodra, nie myliłem się raczej co do tego, rozrosły się od czasu, kiedy wyruszyliśmy. Subtelne przemiany cielesne, delikatne przekształcenie jej sylwetki sprawiły, że przekroczyła pewien próg. Z ładnej dziewczyny stała się ładną młodą kobietą. Zapewne gwałtowne wydarzenia i tragedie ostatnich tygodni przyśpieszyły proces, który już trwał i który bez tego trwałby jeszcze miesiąc czy dwa dłużej. Widywałem już facetów, którzy po paru miesiącach przygód starzeli się o dziesięć lat. Było więc logiczne, że kobiety też się od tego starzeją.

Czy nurtowały ją nowe pragnienia? I jako prawdziwa mała Afrykanka uważała pewnie, że fakt odbywania ze mną stosunków nie musiał wcale pociągać za sobą sympatii. Jeśli tak było, smuciło mnie to bardzo. Nie było nic przyjemnego w odgrywaniu roli buhaja dla higieny małej perełki, którą uwielbiałem.

Dopuszczałem też inną możliwość. Być może Mała reagowała na tajemny instynkt wobec naszej trudnej sytuacji. Wykorzystywała swój charakter samicy, by przyłączyć się do najpotężniejszego samca w grupie, czyli do mnie, i w ten sposób korzystać z ochrony oraz uprzywilejowanej pozycji.

Zresztą natychmiast po naszym pierwszym stosunku Mała nabrała w forcie nowego autorytetu. Tego samego wieczoru, po posiłku, stanęła przed nami z założonymi rękami, prosta i zdecydowana.

– Ja myć. Zawsze, zawsze myć – oświadczyła.

Paulo, który właśnie dłubał w zębie kawałkiem kości z pożartego na kolację ptaka, skarcił ją wzrokiem. Nabrał w płuca powietrza, by ryknąć, lecz Mała, przebiegła istota, odwróciła się od niego.

– Ty, Montaignes – powiedziała oskarżycielsko. – Ty, dobra kuchnia. Dlaczego ty nie przyłożyć łapy?

Przyłożyć łapy było, naturalnie, wyrażeniem, którego nauczył ją Paulo.

– Ty, Montaignes, przyłożyć łapy myć. Przyłożyć łapy kuchnia.

Montaignes, poczciwa dusza, zgodził się na rolę pomocnika kucharki, żartując głośno z nowej roli swojej szefowej. Trzeba dodać, że miał co robić. Przed tym incydentem Mała biegała i pracowała niewiarygodną ilość godzin dziennie, dzieląc czas między wyrób mebli, prace budowlane, warty, które jej również nie omijały, oraz prowadzenie gospodarstwa. Pora była, by na nowo przemyśleć jej rozkład zajęć.

Odtąd już dzień w dzień zabierała głos podczas wieczornych narad i dyskusji. Chodziła po forcie dumna niczym królowa. Wkrótce Montaignes i Paulo stali się ostrożni wydając jej polecenia. Instynktownie dodawało się "gdybyś mogła", "mógłbym cię prosić"… Paulo nieco przedobrzał i kłaniał się jej nisko. Śmiał się przy tym, ale Mała naprawdę przyjęła rolę żony wodza.