Выбрать главу

Drugi raz cię widziałam, jak śledziłeś dwa ciała, które wynajmują u was pokój na poddaszu. Oj, Jerzyku, Jerzyku, mnie się te dwa ciała bardzo nie podobają, nie interesuj się tymi ciałami, Jerzyku, po co je podglądasz, po coś za nimi lazł, jeśli koniecznie chcesz, to po prostu nawet dziś jeszcze wdrap się po schodach na pięterko, zapukaj, a będzie ci otworzone, poproś, a będzie ci dane. Wcale mi nie chodzi o występność ciał, one zresztą wcale nie są aż tak występne, na przykład absurdalne plotki, które wszyscy powtarzają, że te dwa ciała szpry-cują się morfiną, no gdzież tam, no gdzież tam, przecież te ciała są za leniwe, żeby zdobyć morfinę, przecież te ciała są zbyt rozlazłe, żeby radzić sobie ze strzykawką, przecież te ciała są zbyt mało lotne, by nawet morfina była je w stanie uskrzydlić. Jerzyku, mylisz się – anieli-ca mojej pierwszej miłości z całej siły i bardzo boleśnie wbiła palce w moje ramię i przerwała mówienie.

Nie będę ukrywał, że choć w pierwszej chwili z ulgą przyjąłem nieoczekiwaną ciszę, w sumie i na dłuższą metę było mi to nie na rękę. Byłem absolutnie zdominowany jej paniczną i wszechwiedzącą narracją, nawet gdybym miał przy sobie moje zbawcze rekwizyty, zeszyt i ołówek, i tak nie byłbym w stanie niczego zapisać ani tym bardziej przewidzieć ostatniego słowa. Żadne z jej słów nie sprawiało zresztą wrażenia ostatniego, jej myśl poruszała się z zatrważającą prędkością i we wszystkich kierunkach, była szybsza od dźwięku i była co najmniej tak szybka jak światło, bo tak jak światło docierała wszędzie. Słuchałem jej chciwie i zatraciłem się całkowicie w tym słuchaniu i teraz nie miałem zielonego pojęcia, co powiedzieć, jak przerwać milczenie coraz bardziej kłopotliwe w swojej elementamości.

– Przepraszam – powiedziałem na wszelki wypadek.

– Nie musisz mnie przepraszać, ale nie życzę sobie, żebyś sobie Bóg wie co wyobrażał. Nie wyobrażaj sobie, że jestem o ciebie zazdrosna, smarkaczu jeden – powiedziała z nagłą złością, ale zaraz głos jej złagodniał i zaczęła mówić tak jak przedtem, szybko i z czułą perswazją w głosie. – Jerzyku, nie idzie o to, że to są dwa rozpustne ciała, idzie o to, że to są dwa ciała leniwe. Nie może być tak, Jerzyku, że ty u progu swego życia natkniesz się na leniwe ciało albo wręcz, o zgrozo i perwersjo, na całe dwa leniwe ciała. Spójrz w lustro, mój występny chłopcze.

Anielica mojej pierwszej miłości ujęła mnie pod brodę, przysunęła swoją twarz do mojej twarzy, dotknęła swym czołem mojego czoła i z niesłychaną intensywnością ni to hipnotyzer-ki, ni to okulistki jęła się wpatrywać w moje oczy.

– W głębi twoich zielonych oczu, Jerzyku próżniaku, widać całkiem wyraźnie krainę lenistwa, wznoszą się tam złote wzgórza, na których będziesz się wylegiwał, stoją tam kanapy twoich wielogodzinnych drzemek, piętrzą się zeszyty, których nigdy nie zapiszesz, jest tam tysiąc spokojnych miast, w których żył będziesz z dnia na dzień, tysiąc spokojnych białych miast o flegmatycznej architekturze i sprzyjającym klimacie, upały panują od samego rana, otwarty na przestrzał tramwaj jedzie przez zielone błonia, o, jak słodko będzie ci się, Jerzyku, mieszkać w sednie tego powoli budzącego się i zawsze przed ostatecznym rozbudzeniem usypiającego życia. Otwarte okna, ciemne mieszkania, bardzo ospałe dramaty mieszkańców, owalny stół nakryty serwetą, resztki uczt, co nigdy się nie kończą, hamaki, fotele, stare budownictwo, tysiąc łagodnych rzek pod tysiącem starych mostów, leniwe dziewczyny spacerują po trawiastych plażach…

Mój drogi, mój drogi, boję się, że już jest za późno. Kiedy istotnie się tak fatalnie zdarzy, że na samym początku młodości natkniesz się na leniwe ciało, będziesz ty stracony dla życia, twoje wrodzone próżniacze skłonności zostaną rozbudzone i utrwalone i przez całe życie będziesz szukał obiecanej krainy lenistwa, będziesz kroczył przez tysiąc spokojnych miast, całe życie będziesz łaknął leniwych ramion. Nie będziesz żył, ale będziesz spał, prześpisz życie, żyć czy spać, oczywiście, oto jest pytanie, ale w końcu jako wierzący ewangelik nie powinieneś za bardzo kombinować, ale trzymać się Pisma, a w Piśmie jest powiedziane, że wszystko ma swój czas, jest czas życia i czas snu. Czy ty nie rozumiesz, te dwa ciała śpią bez przerwy, to są po prostu dwie siostry wiecznie śpiące, które śpią, gdy idą i śpią, gdy jedzą, i śpią, gdy stoją, i śpią, gdy siedzą? Czy wy wszyscy nie rozumiecie, że one i dlatego też taszczą w głąb zagajników babilońską kołdrę, bo muszą cały czas mieć przy sobie zbawczy, magiczny rekwizyt snu? Zrobisz, jak zechcesz, Jerzyku.

Trzeci raz cię widziałam, jak w towarzystwie mamy, taty i waszego wiecznie pijanego przyjaciela domu szliście w niedzielę na nabożeństwo do waszego kościoła. Gnana nie tylko ciekawością turystki poszłam za wami, siedziałam z tyłu na ławce pod wieżą. Podoba mi się u was, że nie trzeba klękać. Ale kazanie nie podobało mi się w ogóle. Kazanie było całkiem przerażające. Nie chciałabym dotknąć twoich uczuć religijnych, ale miejscowy ksiądz pastor sprawia wrażenie, jakby o wiele mocniej wierzył w diabła niż w Boga. Ściśle mówiąc, w diabła wierzy on niezbicie, natomiast, czy wierzy w Boga, pozostaje sprawą otwartą. Jeśli się nie mylę, Marcin Luter miał ten sam problem. Nie ma się w końcu czemu dziwić, albo się robi schizmę, albo się gra w gumy.

Czwarty raz cię widziałam na basenie, Jerzyku, pływasz kiepsko. Natomiast w piłkę nożną grasz niczym Brazylijczyk. W zeszłym tygodniu stałam na drodze idącej ponad boiskiem i wtedy widziałam cię po raz piąty, nienagannie prowadziłeś piłkę, a ta sytuacja, kiedy ruszyłeś prawie z połowy boiska, sprintem minąłeś dwóch obrońców, okiwałeś trzeciego i potem sam na sam z bramkarzem położyłeś go chytrym zwodem w jednym rogu bramki i delikatnym muśnięciem stopy umieściłeś piłkę w rogu przeciwnym. Ach, Jerzyku, to było tak piękne, że. ręce same składały mi się do oklasków.

Szósty raz, mniejsza zresztą o to gdzie, widziałam cię po raz szósty… A siódmy raz i może tysięczny widziałam cię w twoim pokoju, jak podglądasz mnie zawsze w tej samej infantylnej pozie. Tysiąc identycznych póz liczę jako jedną pozę. Widzisz, Jerzyku, wiem o tobie wszystko. Ale nie obawiaj się, nie jestem funkcjonariuszką, co trzyma pod poduszką aparat podsłuchowy. Chociaż trochę się obawiaj. Ale teraz, żeby było sprawiedliwie, ja ci powiem wszystko o sobie. To znaczy o żadnej sprawiedliwości tu w ogóle nie ma mowy, ty w końcu nie powiedziałeś mi niczego, bo ty w ogóle niczego nie mówisz i twoje niemówienie jest, prawdę powiedziawszy, równie urzekające jak twoje ramiona. Mężczyźni, Jerzyku, do czterdziestki nie powinni mówić w ogóle, a i po czterdziestce niewiele. Nieliczne wyjątki potwierdzają regułę. Bardzo dobrze czynisz, Jerzyku, że niewiele mówisz, że raczej starasz się w zamian zapisywać zasłyszane zdania. Jeśli jeszcze udałoby ci się wyzbyć paskudnej skłonności do leniwych ciał (choć to ci się nie uda, paskudniku jeden), kto wie, kto wie, może wyrósłby z ciebie mężczyzna prawdziwy? Chodź tutaj, odpoczniemy sobie.

I usiedliśmy na ławce nad brzegiem rzeki, za nami w oknach Centrum sportowego paliły się światła, nasze zwielokrotnione cienie kładły się na wodzie, raz po raz pojedyncza moneta blasku padała na jej ruchliwe kolana. Okazało się, że to, co cały czas ściska pod pachą, to nie była ani torebka, ani raportówka, ani dziennik lekcyjny. Choć dalej wszystkie moje władze poznawcze były przez nią absolutnie zdominowane, to jednak zdumienie miało do mnie dostęp, toteż z najwyższym zdumieniem przyglądałem się, jak anielica mojej pierwszej miłości kładzie na naszych przylegających do siebie udach niewielki album z fotografiami i odwraca kartę za kartą.