Obolały komandos z trudem wsiadał do samochodu, który czekał na niego na parkingu, ignorując staruszka. A powinien nie ignorować. Pierwszy nabój.22 Short trafił go w kręgosłup, a drugi, dobijający, w potylicę. Nie było żadnego większego huku, nikt nie alarmował policji, nikt nie biegał wokół w panice..22 Short – broń dla fachowców. I jeszcze w dodatku rewolwer, który nie siał łuskami wokół.
Tomecki nachylił się, żeby sprawdzić, czy facet na pewno jest załatwiony. Zszokowany kierowca samochodu dosłownie wybałuszał oczy.
– No i co się tak gapisz? – kolejny kęs ulubionej kanapki z jajkami, chrzanem i czosnkiem.
– Aaaaaaaa… – spanikowany umysł kierowcy dał jednak z siebie wszystko. – Ży… ży… życzę smacznego!
– No. Dziękuję – Tomecki odwrócił się powoli. – Pozdrowienia od pana Hofmana. Miłego wieczoru.
Przez nikogo nie niepokojony odszedł gdzieś w noc, lekko kuśtykając – naruszone reumatyzmem biodro dawało się we znaki.
Policja szalała. Zamordowana sekretarka samego Big Bossa, zamach na Hofmana… W całym mieście nie było choćby jednego informatora, który nie został wyciągnięty z barłogu i brutalnie naciśnięty. Tony papieru przewalały się przez faksy, internet przekazywał miliony e-maili, praktycznie nie odkładano słuchawek telefonów. „Wewnętrzne miasto”, ukryte gdzieś pod powierzchnią normalnego życia, wrzało. Każdy – i przestępcy, i funkcjonariusze – wiedział doskonale, że potrzebna jest głowa. Potrzebna jest czyjaś głowa. I nie będzie litości. Tak jak w przypadku zboczeńca, który kilkanaście lat temu rozbierał do goła nieletnich chłopców, a potem gwałcił ich i mordował. Ponieważ miał na sumieniu trochę za dużo i skompromitował organy ścigania… Rzecznik policji wyznał wtedy na jakiejś imprezie dziennikarzom: „Nie popuścimy. Nie będzie żadnego procesu. Ten facet zginie”. Nikt z zebranych dziennikarzy nie wierzył.
Zboczeńca złapali parę miesięcy później. Do procesu rzeczywiście, przypadkiem, nie doszło. Mężczyzna powiesił się w celi. I nie jest prawdą, że recydywiści mieli do niego dostęp. Powiesił się sam, bez podania powodu – po prostu.
Wszyscy wiedzieli, że teraz też tak będzie. Sukinsyn, który to zlecił, powiesi się bez podania powodu.
Policja szalała z pianą na ustach. Wszelkie męty, złoczyńcy, bandyci, a nawet mafiosi pochowali się w mysie dziury. Dla wszystkich stało się jasne, że teraz można naprawdę ostro oberwać.
Hofman zerwał policyjne plomby i otworzył drzwi mieszkania „Źródełka” swoim kluczem, który pozostał mu z czasów większej zażyłości z dziewczyną. Po całym dniu wypełniania papierów dotyczących zajścia pod kostnicą nie był zbyt przytomny. Adrenalina ustąpiła miejsca obezwładniającemu zmęczeniu, pogłębionemu zaziębieniem. Ledwie widział na oczy, co chwilę ocierał pot z czoła, włosów i karku.
Nie zamierzał przebywać tu długo. Zbierało mu się na wymioty. Złość i żal – dwa w jednym – sprawiały, że ledwie mógł oddychać. Musiał tylko znaleźć coś, czego podczas kontroli i rewizji nie znalazła ekipa dochodzeniowo-śledcza.
Jezu, jakie to proste! Otworzył sekretny schowek w biurku, który sam kiedyś „Źródełku” zrobił. On wiedział, jakie są metody i procedury ekipy dochodzeniowo-śledczej, dlatego tak skonstruował schowek, żeby fachowcy go nie znaleźli. Uśmiechnął się do siebie.
W środku był jedynie mały notesik. Ale tylko o to chodziło.
Hofman siadł przy biurku „Źródełka”. Nowa fala mdłości. „Tajemniczy kutasie, który to zrobiłeś” – pomyślał. – „Już nie żyjesz, chuju!”. Otworzył notes na właściwej stronie. Wiedział, która to strona, wiedział także, jak odczytać zaszyfrowane numery. Wykręcił jeden z nich z aparatu „Źródełka”. Siłą rzeczy ten telefon nie mógł być na podsłuchu – należał do denata. W przeciwieństwie do jego komórki.
– Krutnicka, słucham?
– Przytrzymaj taśmę palcem – powiedział.
– Cooooo?! Ty wiesz, pod jaki numer się dodzwoniłeś? Ty wiesz, kto ci zaraz tyłek skroi?!
– Przytrzymaj taśmę. „Laska” nie żyje.
Bardzo długa chwila ciszy. Potem ciche skrzypienie zatrzymanej taśmy, odgłos ręcznego przewijania i wahanie w głosie.
– A jaką ja mam ksywę?
– „Towarek”.
– Jesteś eks-chłopakiem „Laski”?
– Tak.
Zapytała o kilka szczegółów. A potem o całą historię. Pod koniec był już absolutnie pewien, że taśma warszawskiego rejestratora jest mocno przytrzymywana i nawet nie śmie drgnąć.
– Czego potrzebujesz? – spytała.
– Pomocy. Wszystkiego.
– Oki doki. Stanę na głowie, żeby ci wszystko wydobyć.
Znał ich żargon.
– Stej in tacz.
– Oki doki. Plissss, zastrzel go. Dobrze?
– Dobrze.
Rozłączył się i wykręcił numer w Bydgoszczy.
– Starszy aspirant Wasilewska, słucham?
– Trzymaj taśmę palcem.
– Coooooo?! Ty wiesz, pod jaki numer się dodzwo… O żesz… Już po ciebie jedzie specgrupa.
– „Laska” nie żyje. Wyzeruj alarm i trzymaj taśmę palcem.
Cisza. Ledwie słyszalny odgłos zatrzymywanej taśmy i ręcznego cofania, żeby zatrzeć pierwsze nagrane słowa.
– No? Jakie mam pseudo?
– „Dupka”.
– Jasny szlag!!!
Zapytała o kilka szczegółów, które mogły go zidentyfikować. Potem usłyszał coś jakby westchnienie, potem jeszcze jedno, potem odgłos wycierania nosa.
– Wiem, po co dzwonisz. Stanę na rzęsach i dostarczę ci wszystko, co znajdę. Ale mam jedną prośbę: zastrzel go.
– Oki doki – odpowiedział.
– Stary… zastrzel go, proszę! To była moja bliska koleżanka, i ten… i ten… i taki kutas, co ją zabił, nie ma prawa chodzić po świecie.
– Trzymasz taśmę?
– Tak.
– Słowo?
– No.
– No to masz jak w banku. Zastrzelę gnoja.
– No to oki… Teraz zobaczysz, jak się staje na rzęsach. Jutro będziesz miał wszystko, co uda mi się wygrzebać.
– Stej in tacz. Over and out.
„Pyskówka”, stojąca na parapecie okna, uśmiechnęła się słodko.
– Obie zatrzymały taśmy. Spoko majonez.
Matysik i Tomecki powinni zagrać w jakimś filmie – amatorska ósemka z ich dokonań gdzieś wśród palm to było mało. Jeden wyszedł z tyłu jakiegoś TIR-a, zaparkowanego przy stacji benzynowej przy osiedlu „Polanka”, a drugi z przodu. Mieliby go, gdyby nie „Pyskówka”, która tańczyła właśnie na masce jego samochodu w takt skocznej melodii z radia. Obaj, mimo wieku, wyglądali bardzo sprawnie i fachowo. Jak geriatryczna mafia.
Hofman stanął z Glauberytem ukrytym pod kurtką w miejscu, gdzie nie mogły go namierzyć kamery stacji. Tuż pod okapem sklepiku, za filarem. Matysik i Tomecki nie byli szczególnie zdziwieni. Najwyraźniej nie zamierzali na niego napaść. To tylko taki wyuczony styl załatwiania spraw. A jak tych dwóch potrafi załatwiać sprawy, zdążył się dowiedzieć, mając zaledwie „prawie pięć lat”.
– Skąd masz Anioła Stróża? – Matysik pierwszy podszedł bliżej.
– Mmmmmm?
– Po pierwsze – włączył się Tomecki – schowaj to maszynowe gówno, bo zaraz ktoś zobaczy.
– Nie takie gówno w porównaniu z waszym Rakiem…