Выбрать главу

Nikt nie miał pojęcia o co im chodzi. Prowadzono akcję inwigilacyjną, ale ta nie doprowadziła do żadnych wniosków. Panowie z BND przyjeżdżali i wyjeżdżali. Po co? Nie wiadomo.

Miły pan z Urzędu Bezpieczeństwa dotarł jedynie do pewnego dokumentu, ale to już w ramach prywatnych zainteresowań. Zadał sobie pytania: dlaczego Wrocław bronił się do końca? Dlaczego podczas wojny Wrocław poddał się ostatni? Nie było żadnego strategicznego celu walki o to miasto – przecież nawet Berlin był już zdobyty! Co więcej, połowę miasta zrównano z ziemią, żeby wybudować na środku ogromne lotnisko. Według legend i dokumentów wystartował z niego tylko jeden malutki samolot, Fieseler Storch, wiozący uciekającego gauleitera Hankego, którego zresztą zabili później Czesi. Ale przecież takie malutkie gówno mogło wystartować z każdej szerszej ulicy. Dlaczego więc komendant Niehoff bronił się do końca, do ostatniej możliwości, dosłownie do ostatniego żołnierza, do ostatniego naboju?!

Trudno udzielić odpowiedzi na te pytania. Na szczęście zachowało się wspomnienie naocznego świadka, zanotowane na malutkim papierku. Otóż z lotniska wystartował nie jeden samolot, ale dwa. Drugi był ogromnym, wojskowym transportowcem. Startował w nocy, na nieoświetlonym pasie. Wiózł jakąś skrzynię i niemieckich naukowców. Bunkry i sztolnie zalano morzem betonu.

A potem Wrocław się poddał. Jako ostatni.

– Odsunęli nas od projektu – powiedział Matysik i rozkaszlał się nagle. Wyjął jednak kolejnego papierosa i zapalił, od razu zaciągając się głęboko. – Jednak szybko okazało się, że siły specjalne są cholernie potrzebne. Tłumaczyli nam, że to dla dobra narodu, że czegoś tak szczególnego nie stworzył na świecie nikt i nigdy. Że uzyskamy władzę, jakiej Polska w swej historii nigdy nie posiadała. A po doświadczeniu 1939 roku każdy chciał coś zrobić, żebyśmy byli bezpieczni. Nie pamiętasz tych czasów. W telewizji ciągle filmy wojenne, w prasie wojna, wojna, wojna. Wspomnienia, urazy, leczenie ran.

– Pamiętam – przerwał mu Hofman. – Już jako dziecku chciało mi się rzygać od tej wojny.

– No, to sam wiesz. Umysłowość oblężonego kraju, świadomość klęski. I tylu ofiar! Rosyjska dominacja. I nawet to, że w innych krajach traktowano nas jak „tych gorszych”. A oni powiedzieli nam…

– Co powiedzieli? – Hofman trwał na swoim plastikowym krzesełku z pustą szklanką w jednej ręce, druga spoczywała na ukrytej broni. Co gorsza, siedzący naprzeciw Tomecki również trzymał rękę w torbie. Może i miał gorszy pistolet maszynowy, starszej generacji, ale Hofman wiedział, że w razie czego może mu się z nim nie udać. Facet ze szparkami zamiast oczu był cholernie dobry, nawet w wieku sześćdziesięciu siedmiu lat. Po prostu był praktykiem w zabijaniu.

– To trudno określić słowami – Matysik przygryzł wargi. – Potrafili zrobić coś takiego, że… człowiek po śmierci nie umierał do końca. Potrafili zrobić armię upiorów.

Rozmowę przerwało im sześciu młokosów, którzy, ewidentnie napici, podeszli, żeby rabować.

– Podoba mi się twój portfel – powiedział prowodyr do Hofmana. – Mógłbym go dostać na pamiątkę? – wszyscy wyjęli z rękawów krótkie, ołowiane rury. Najgorsza z możliwych broni siecznych, czy raczej „tłucznych”. No, niestety… akurat nie w przypadku ludzi siedzących przy plastikowym stoliku.

– A nie podoba ci się mój pistolet maszynowy, synku? – Hofman wyjął Glauberyt z torby i wycelował w napastników. – Mogę ci dać parę pocisków za darmo.

– Może mój jest lepszy? – Tomecki wyjął z torby Raka. – Też mogę ci dać parę kulek. Tanio, w ramach, kurwa, promocji!

Napastnicy skamienieli. Jeden targnął się w tył, ale Tomecki był na swoim miejscu. Lekkie kopnięcie w kostkę i gość leżał na bruku, usiłując wymacać miejsce, gdzie kiedyś był jego nos.

– Prowadzimy poważną dyskusję – powiedział Matysik. – I proszę nam nie przeszkadzać. Naprawdę jesteśmy zajęci.

– Właśnie – dodał Tomecki. – Zdejmować spodnie i spadać. Ale już!

– Jezu – Hofman obserwował nerwowe ruchy przy rozpinaniu rozporków, wykonywane przez niedoszłych napastników. – Po co ci sześć par spodni?

– Aaaaa… niech se leżą – Tomecki schował Raka. – Może obsługa stacji będzie potrzebowała szmat, żeby zmyć to, co oni narobili?

Matysik tylko pokiwał głową. Nawet nie dotknął własnej spluwy, ukrytej w kaburze na biodrze – on miał swojego sierżanta. A poza tym był za stary na takie akcje. Miał natomiast do rozwiązania problem, i to duży.

Aneta Bielak z Abwehry w dalszym ciągu nie mogła dojść do siebie. Po spotkaniu, na rogu ulic Wita Stwosza i Szewskiej, z koleżanką z Warszawy po prostu nie mogła się otrząsnąć. „Zabito Laskę” – to był główny temat rozmowy. „I my im teraz pokażemy!”. Możemy pokazać. Możemy nawet podciągnąć spódnice. Niestety, teraz zapachniało krwią, i to mocno. Kilkadziesiąt dziewczyn, pracujących w komendach rozsianych na terenie całego kraju, naprawdę postanowiło zabić faceta, który zamordował „Laskę”. To nie był sąd, to był tylko wyrok. Kat był już wyznaczony, nie znano tylko miejsca egzekucji… i osoby, na której zostanie wykonana.

„Jezu, one go zamordują!” – funkcjonariuszka Abwehry panikowała, paląc papierosa w trakcie szybkiego marszu w stronę rynku. „Nie będzie litości, nie będzie przebaczenia. One zamordują tego faceta. Kimkolwiek jest. Gdziekolwiek się znajduje. On… jest już martwy”.

Aneta Bielak weszła do knajpy i zamówiła „wściekłego psa”. Wychyliła go od razu, czując smak soku, a potem tabasco. Potem zamówiła „kamikaze”. Zgodnie z rytuałem zaserwowano jej sześć kieliszków od razu.

„One go zamordują! One go zabiją” – wypiła pierwszy kieliszek z niebieskim płynem. „Facet jest już nieżywy!”.

Zapaliła papierosa, sięgnęła po kolejny kieliszek i wyjęła z torby laptopa. Parę ruchów, chwila oczekiwania, podłączenie kabli, połączenie z komórką. I…

I miała już te dane. Zebrane nadludzkim wysiłkiem przez kilkadziesiąt dziewczyn, rozsianych po całym kraju, które tym razem dały z siebie wszystko. Naprawdę wszystko.

„Uuuuuu… już nie żyjesz, gościu. Masz wyrok!”. Teraz tylko trzeba cię namierzyć. Następny kieliszek. „Już nie żyjesz, człowieku. Kilkadziesiąt kobiet w tym kraju sprzysięgło się przeciwko tobie. I to władnych kobiet, nie byle jakich. Zaraz zobaczysz!”.

I znowu kamikaze. A niech tam, niech alkohol buzuje we krwi! „Zabiłeś»Laskę«, świnio! Nie darujemy ci tego”.

Aneta Bielak z Abwehry szybko stukała palcami w klawisze. I choć to wbrew prawu, wiedziała, że przyłoży rękę do tego przedsięwzięcia.

– Problem był w tym, że robiły się Efekty – powiedział Matysik.

– Jakie Efekty, do jasnej cholery? – Hofman ciągle trzymał rękę w torbie.

– No, naprawdę nie wiemy, co to jest. Robili jakieś eksperymenty we Wrocławiu. Zabijali ludzi, którzy nie umierali do samego końca. Tylko trochę. Tylko trochę umierali.

– Jezu, albo ja jestem wariatem, albo…

– A co to jest „Pyskówka”? No, co to jest?