Выбрать главу

Wanda: (zbita z tropu) Jakbym nie żyła, tobym chyba wiedziała… Zresztą, pan mi miesza w głowie! Lepiej wróćmy do pana! I do tych tanich sztuczek. Niby co, niby mam sprzedać ludziom historię, że taki, za przeproszeniem, Janusz biznesu jak pan to jakieś wielkie pradawne bóstwo? Strażnik piekła? Diabeł nad diabłami? Wolne, kurwa, żarty. Jeszcze potrafię rozpoznać, kiedy ktoś robi sobie ze mnie jaja.

Boruta: (początkowo chłodno, potem już normalnie) Droga pani. W każdej epoce przyjmuję taką postać, jaka jest aktualnie najbardziej pojemna. Cóż w tym dziwnego? Że tak powiem górnolotnie: w tych kształtach zewnętrznych kumuluje się zbiorowy duch polskości. Czy to źle? Ta cała przedsiębiorczość, energia, umiejętność wynajdywania trzeciej drogi, kiedy wydaje się, że z sytuacji nie ma ani jednego wyjścia i niejeden już dawno zwiesiłby nos na kwintę. Muszę powiedzieć, że nawet mi to imponuje. Ale proszę mnie nie mylić z jakimś cyrkowym fagasem-ananasem. Nie te latka, kochana Wandziu, nie te latka…

Wanda: Dobra, dobra. Znudził mnie pan, zrozumiano? (nerwowo) Chcę wyjść, gdzie jest wyjście? Jeśli mnie pan zaraz nie wypuści, to obiecuję, że…

Boruta: (prawdziwym, to znaczy demonicznym, basowo przesterowanym głosem) Dość! Przed eonami, w ciemności i pustce: byłem ja! Zrodzony z cienia, w splątanych korzeniach: ja! Syn wrzasku i rozpaczy! Przez gwiaździstą bramę, nad plującą płomieniem taflą ognistych jezior! W najciemniejszą noc roku, w czas nowiu, w Świątyni Krzyku: ja! Przed którym upadają królestwa, a każdy ludzki robak gnie się w pokłonie! Z wieczności w wieczność, aż po kres czasu! Ten, który nie zna spoczynku ni wątpliwości. Kroczący Wśród Nocy! Ja!

Wanda: O Boże…

Boruta: (jakby do siebie, pod nosem) Teraz to o Boże… Z nimi zawsze tak samo. (do Wandy, uprzejmiutko-słodziutko) Tak? No, widzę, że w końcu zrozumiałaś. Przynajmniej to sobie wyjaśniliśmy. (kroki)

Wanda: (niepewnie) H-hej, dokąd pan idzie?

Boruta: (śpiewa) Wyjechali na cmentarzyk wszyscy nasi podopieczni/ Teraz cierpią męki wieczne, bo byli niegrzeczni…

Wanda: Nie leć pan tak!

Boruta: Proszę nie podnosić głosu. Jestem u siebie.

Wanda: Trzej zaborcy podzielili Polskę. Co działo się dalej? (pauza) Jaką rolę pan odegrał?

Boruta: O to właśnie chodzi. Czy ja zawsze muszę odgrywać jakąś rolę? Może jestem zmęczony? Może chcę odpocząć, co? Nic, tylko weź i za kogoś zrób! Od tysiąca lat nie mam prywatnego życia. Zajmują mnie sprawy wyłącznie najwyższej wagi. Momentami pani zazdroszczę tych miłych chwil dla siebie.

Wanda: Skoro pan wie o mnie aż tyle, to może wie i to, że w sumie nie ma czego zazdrościć.

Boruta: Ludzie lekceważą to, co mają. Weźmy drobną przyjemność. Kawę na tarasie. Popołudniowy spacer. Pogawędkę z sąsiadką. Albo wódeczkę na śniadanie. Jakie jest pani zdanie na ten temat? Czy pani się wydaje, że ktokolwiek dwa stulecia temu miał jakieś drobne przyjemności? Chłop małorolny, któremu wypadały zęby? Łysiejąca mieszczka? Najemnik? Nie zdajecie sobie sprawy, jakie macie szczęście, wy, ludzie. W tym pani, wiecznie na bani.

Wanda: Jest pan monotematyczny. Szczęście? Pan nie wie, o czym mówi. Każdy z tych małorolnych obszarpańców dałby sobie małego ciachnąć, żeby się zamienić z panem, czy przynajmniej z tym, co pan o sobie opowiada. Długowieczność? Potęga? Brak problemów z zatrudnieniem? Możliwość odwrócenia wyroków losu? I pan śmie nazywać siebie nieszczęśliwym? Proszę nie żartować.

Boruta: (filozoficznie) Cóż, dlatego biznes się kręci, droga Wandziu. Dziś rano wlała pani sobie pięćdziesiątkę do porannej kawy, czego nawet pani nie wie, bo ludzie nie wiedzą takich rzeczy, tak jak nie pamiętają, czy ziewnęli po przebudzeniu. Odruch, potrzeba ciała, niepamięć zabrała. Zna pani każdy sklep na trasie redakcja — dom i każdą bramę bez domofonu, gdzie można sobie chlapnąć na szybko, a jednak buteleczki znajdowane po kieszeniach wprawiają panią w niepomierne zdziwienie. Zionie pani wódą na współpracowników i rozmówców, tylko nikt nie odezwie się słowem, bo kto śmiałby zwrócić uwagę wielkiej Wandzie Tokarczyk? Legenda dziennikarstwa, jej wszystko wolno… Proszę teraz oskarżyć mnie o kłamstwo, skoro taka pani w tym dobra.

Wanda: (zmieszana) Każdy pije. Sam pan powiedział. A pan nie patrzy na kontekst. Co pan taki święty?!

Boruta: Co noc budzi się pani o trzeciej i wali gołdę duszkiem, przynajmniej ćwiartkę, żeby znowu zasnąć. O jaki kontekst pani chce zapytać? Wiem, co zaraz usłyszę — (głos Wandy w ustach Boruty) «Pan nie wie, jakie mam życie! Pan nie wie, z czym się zmagam!». Otóż, ma pani dobre życie i zmaga się głównie z nadciśnieniem. Niedługo dojdzie do tego delirium tremens i białe myszki na ścianach.

Wanda: To moje życie. Nie mam dzieci. Nikogo nie krzywdzę…

Boruta: Nikogo już pani nie krzywdzi. «Już» robi wielką różnicę, bo już zrobiła pani karierę, a żadnej kariery nie robi się za darmo. Nadłożymy drogi? Niech będzie, że stracę. Mam dla pani doskonały przykład.

Wanda: Picie do lustra i tak lepsze niż pańska pycha.

Boruta: Pycha przynajmniej nie niszczy wątroby. Niemniej trafiła pani w punkt, bo ten oto pacjent wie wszystko o napędzaniu pychy karierą, a jak pani widzi, z kielonem też jest za pan brat.

Wanda: Kto to? Wygląda jak przedsiębiorca pogrzebowy. Z tym wąsikiem…

Boruta: Przed panią prezydent Polski, znany kobieciarz i bydlę nietuzinkowe, Bolesław Bierut.

Wanda: Aleś pan strzelił. Jak pędzlem o kamień.

Boruta: (teatralnie) I weźże tu, diable, dogodź takiej! Łażę po piekle, wychodzę ze skóry, inwestuję w efekty specjalne, a ona wciąż niezadowolona. A kogo się pani spodziewała? Jakieś nazwisko z pierwszych stron gazet, na ten przykład…

Wanda: No już dobrze, dobrze. Co mu zrobiliście? Siedzi i pije gorzałę? Wielkie mi halo. Jakby to pan powiedział, nieustający piątunio? Niejeden stwierdziłby, że są gorsze kary.

Boruta: Proszę się nie krygować, zawsze można zatankować.

Wanda: Dziękuję, postoję.

Boruta: Nooo, pani Wandziu… Proszę nie zgrywać takiej twardej.

Wanda: (w końcu rozzłoszczona) Zgoda, piję. Piję, więcej niż powinnam. Ale na własnych zasadach. Ludzie mają wybór. Zawsze mają wybór. Ale pan tego nie rozumie.

Boruta: Do pani wyborów niedługo dojdziemy. Każdy zresztą uszanuję, tak jak i ten. (uradowany) O, proszę spojrzeć na zbolałą twarz naszego Krwawego Bolesława. Jeden z moich ulubionych lokatorów! Siedzi sobie przy stole i pije wódeczkę na kieliszki. Nie zapyta pani, gdzie jest haczyk?

Wanda: No cóż, to akurat wiem. Zapewne w kacu.

Boruta: Och! on marzy o kacu. Proszę mi wierzyć, Bierutek-Podrzutek wciąż marzy o tym, jak to budzi się z ciężkim łbem, a przed oczyma tańczą mroczki, serce wali, a ręce się trzęsą. Ile by oddał za zwykłego pawia! Bo widzi pani, on nie pije zwyczajnej wódki, tylko ruską, ciepłą harę. Jakby pół dnia stała na nasłonecznionym parapecie. Więcej. On musi wypić całą wódkę, jaką mają w Rosji. Ni mniej, ni więcej. Widzi pani ten licznik, o tam dalej? Ilość ruskiej pryty, tej przybywającej i tej ubywającej, jest tu cały czas monitorowana. Bez przepitki czy zagrychy. A gdy dopełni zadania…